delirium

16

Upload: siw-znak

Post on 09-Mar-2016

215 views

Category:

Documents


2 download

DESCRIPTION

Lauren Oliver: Delirium

TRANSCRIPT

Page 1: Delirium
Page 2: Delirium

kraków 2012

tłumaczenie monika bukowska

deliriumlauren oliver

Page 3: Delirium

kraków 2012

tłumaczenie monika bukowska

deliriumlauren oliver

Page 4: Delirium

Tytuł oryginału: Delirium

Copyright © 2011 by Laura Schechter. All rights reserved

Copyright © for the translation by Monika Bukowska

Projekt okładki: Katarzyna Bućko

Fotografie na okładce: dziewczyna – © Olena Chernenko / Vetta / Getty Images / Flash Press Media, roślinność – © Hemera Technologies / Photos.com / Getty Images / Flash Press Media, para – © Stephen

Simpson, Inc. / Iconica / Getty Imges / Flash Press Media, droga – © Thinkstock / Getty Images / Flash Press Media, krajobraz miejski – © All rights reserved by Colourful life /

Flickr / Getty Images / Flash Press Media

Opieka redakcyjna: Adriana Celińska

Opracowanie typograficzne książki: Irena Jagocha

Adiustacja: Anna Kopeć-Śledzikowska / Wydawnictwo JAK

Korekta: Anastazja Oleśkiewicz / Wydawnictwo JAK,Joanna Hołdys / Wydawnictwo JAK

Łamanie: Andrzej Choczewski / Wydawnictwo JAK

ISBN 978-83-7515-156-5

www.otwarte.eu

Zamówienia: Dział Handlowy, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków,tel. (12) 61 99 569

Zapraszamy do księgarni internetowej Wydawnictwa Znak,w której można kupić książki Wydawnictwa Otwartego: www.znak.com.pl

Page 5: Delirium

Wszystkim tym, którzy zarazili mnie amor deliria nervosa w przeszłości – sami dobrze wiecie, o kim mówię.

I wszystkim tym, którzy zarażą mnie nią w przyszłości – nie mogę się doczekać, by Was poznać.

Jednym i drugim z całego serca dziękuję

Page 6: Delirium
Page 7: Delirium

7

1

Ze wszystkich chorób najgorsze są te, które pozwalają człowiekowi wierzyć, że ma się dobrze.

Sentencja 42, [w:] Księga SZZ

Minęły sześćdziesiąt cztery lata, od kiedy prezydent i Konsor-cjum zaklasyfikowali miłość jako chorobę, i czterdzieści trzy, od kiedy naukowcy udoskonalili sposób jej leczenia. W mojej rodzi-nie wszyscy mają zabieg już dawno za sobą. Moja starsza siostra Rachel została wyleczona dziewięć lat temu, na tyle dawno, że, jak twierdzi, nawet już nie pamięta objawów choroby. Ja nato-miast poddam się zabiegowi dokładnie za dziewięćdziesiąt pięć dni, trzeciego września. W swoje urodziny.

Wiele osób boi się zabiegu. Niektórzy próbują nawet stawiać opór. Ale ja się nie boję. Powiem więcej – nie mogę się docze-kać. Mogłabym iść na zabieg choćby jutro, gdyby tylko się dało, ale niestety, żeby remedium zadziałało, trzeba mieć skończone osiemnaście lat, a czasem i więcej. W przeciwnym razie skutki mogą być opłakane: uszkodzenie mózgu, częściowy paraliż, śle-pota. Albo nawet gorzej.

Przeraża mnie za to myśl, że zalążki choroby ciągle krążą w moich żyłach. Wydaje mi się czasem, że wręcz czuję, jak pa-noszą się w moim ciele niczym coś zepsutego, jak zwarzone mle-ko. Mam wtedy wrażenie, że jestem brudna. Gdy myślę o choro-bie, widzę przed oczyma rozkapryszone dzieci. Przychodzi mi też

Page 8: Delirium

8

wtedy na myśl ruch oporu oraz zakażone dziewczyny, jak się śli-nią, drapią paznokciami po chodniku i rwą sobie włosy z głowy.

Oczywiście myślę też wtedy o mamie. Po zabiegu będę na zawsze bezpieczna i szczęśliwa. Wszyscy

to mówią: lekarze, siostra oraz ciotka Carol. Gdy będę już mieć zabieg za sobą, zostanę sparowana z chłopakiem, którego wy-bierze dla mnie komisja ewaluacyjna, a za kilka lat się pobie-rzemy. Ostatnio zresztą kilka razy śnił mi się mój ślub: oto stoję pod białym baldachimem z kwiatami wpiętymi we włosy i trzy-mam kogoś za rękę, ale gdy tylko obracam głowę, by na niego spojrzeć, jego rysy rozmazują się, jakby kamera traciła ostrość, i nie jestem w stanie dostrzec jego twarzy. Ręce ma zimne i su-che, a moje serce bije spokojnie, i w tym śnie wiem, że zawsze będzie biło tak miarowo, bez gwałtownych porywów, po prostu bum, bum, bum, i tak aż do śmierci.

Po zabiegu będę bezpieczna i wolna od bólu. Nie zawsze jednak życie było takie proste. W szkole mówili

nam o dawnych, mrocznych czasach, kiedy ludzie nie zdawali sobie sprawy, jak poważną chorobą jest miłość. Przez długi czas postrzegano ją nawet jako c o ś d o b r e g o, coś, na co czekało się z utęsknieniem. I to właśnie jedna z przyczyn, dla których miłość jest taka niebezpieczna: „zalęga się w umyśle tak, że czło-wiek nie jest w stanie jasno myśleć ani podejmować racjonal-nych decyzji dotyczących własnego życia” (to symptom numer dwanaście wymieniony w rozdziale Amor deliria nervosa dwu-nastego wydania Księgi szczęścia, zdrowia i zadowolenia, czyli Księgi SZZ, jak ją w skrócie nazywamy). Ludzie myśleli, że cier-pią na coś innego – stres, problemy z sercem, niepokój, depresję, nadciśnienie, bezsenność, chorobę dwubiegunową – nie zdając sobie sprawy, że tak naprawdę w większości wypadków to symp-tomy amor deliria nervosa.

Niestety Stany Zjednoczone nie są jeszcze całkiem wolne od delirii. Dopóki remedium nie zostanie udoskonalone, dopóki za-bieg nie będzie bezpieczny również przed osiemnastym rokiem życia, nie możemy spać spokojnie. Niewidzialna choroba wciąż

Page 9: Delirium

8

krąży w pobliżu, oplata wokół nas swoje macki, dusi. Widziałam mnóstwo ludzi przed zastosowaniem remedium, jak zaciągano ich na zabieg tak umęczonych i wyniszczonych miłością, że go-towi byli wydrapać sobie oczy albo nadziać się na otaczający la-boratorium drut kolczasty, niż żyć bez choroby.

Pamiętam przypadek sprzed kilku lat, kiedy pewnej dziew-czynie w dzień zabiegu udało się wymknąć spod straży i do-stać na dach laboratorium. Upadek trwał sekundy, nawet nie krzyknęła. Przez następnych kilka dni w telewizji pokazywa-no jej twarz, by przypomnieć nam o niebezpieczeństwach deli-rii. Dziewczyna miała otwarte oczy i nienaturalnie wykręconą szyję, ale widząc jej policzek spoczywający na chodniku, moż-na by raczej pomyśleć, że dziewczyna po prostu śpi. Co ciekawe, krwi było niewiele – ledwie mała ciemna strużka w kąciku ust.

Jeszcze dziewięćdziesiąt pięć dni i będę bezpieczna. Oczy-wiście, że się denerwuję. Zastanawiam się, czy będzie bolało. Chciałabym mieć to już za sobą. Tak trudno tu o cierpliwe wy-czekiwanie. Tak trudno się nie bać, gdy choroba wciąż stanowi zagrożenie.

Wprawdzie deliria nigdy mnie nie dotknęła, jednak martwię się. Podobno dawniej miłość doprowadzała ludzi do szaleństwa. Czy nie jest to wystarczający powód do niepokoju? Księga SZZ przytacza także historie ludzi, którzy zmarli z powodu utraco-nej lub nigdy niezaznanej miłości, co chyba jest w tym wszyst-kim najgorsze.

Oto najbardziej zdradliwa choroba na świecie: zabija człowie-ka, gdy go dopada, i wtedy, gdy go omija.

Page 10: Delirium

10

2

Musimy stale czuwać, by nie dopadła nas choro-ba. Zdrowie całego narodu, naszych rodzin i naszych umysłów zależy od naszej nieustannej czujności.

Podstawowe kwestie zdrowotne, [w:] Księga SZZ, wydanie 12

Zapach pomarańczy zawsze przywodzi mi na myśl pogrzeb. I ta właśnie woń obudziła mnie w dniu mojej ewaluacji. Zerkam na zegarek na stoliku nocnym: jest szósta rano. W pokoju jest jeszcze szaro, światło powoli pełznie po ścianach sypialni należą-cej do mnie oraz do dwóch córek mojej kuzynki Marcii. Grace, młodsza z nich, już ubrana przykuca na swoim łóżku i wbija we mnie wzrok. W ręku trzyma nieobraną pomarańczę i próbuje ją ugryźć swoimi małymi ząbkami, jakby to było jabłko. Czu-ję, jak ogarnia mnie fala mdłości, i muszę na powrót zamknąć oczy, by odegnać wspomnienie grubej, gryzącej sukienki, którą kazano mi założyć na pogrzeb mamy, przyciszonego gwaru gło-sów i wielkiej szorstkiej dłoni podającej mi jedną pomarańczę za drugą, żebym zajęła się jedzeniem i siedziała cicho. Zjadłam wtedy cztery pomarańcze, jedną po drugiej, kawałek po kawał-ku, i gdy został mi tylko stos obierek na kolanach, zaczęłam je również ssać, a gorzki smak białego miąższu pomagał mi po-wstrzymać łzy.

Po chwili otwieram oczy i widzę, że Grace nachyla się w moją stronę, trzymając owoc w wyciągniętej ręce.

Page 11: Delirium

11

– Nie, Gracie. – Odsuwam kołdrę i podnoszę się z łóżka. Czu-ję, jak mój żołądek kurczy się i rozwiera niczym pięść. – Wiesz przecież, że nie je się pomarańczy ze skórką.

Grace dalej spogląda na mnie w milczeniu tymi wielkimi szarymi oczami. Wzdycham ciężko i siadam obok niej.

– Daj – mówię i pokazuję jej, jak ma oderwać skórkę pa-znokciem. Jasnopomarańczowe spirale lądują na jej kolanach, a ja cały czas próbuję wstrzymywać oddech. Mała obserwuje mnie w milczeniu. Gdy wreszcie owoc jest obrany, Gracie trzy-ma go w obu dłoniach ostrożnie, jakby to była szklana kula, któ-rą jeden nieuważny ruch może rozbić na kawałki.

– No jedz – ponaglam ją szturchnięciem, ale dziewczynka tylko spogląda na pomarańczę, więc wzdycham i zaczynam dzie-lić owoc na pojedyncze cząstki, szepcząc przy tym łagodnie: – Wiesz, Gracie, ludzie byliby dla ciebie milsi, gdybyś się od czasu do czasu odezwała.

Grace nic nie odpowiada – nie, żebym spodziewała się cze-goś innego. Carol przez całe sześć lat i trzy miesiące życia swo-jej wnuczki nie usłyszała od niej ani słowa – ani jednej sylaby. Ciotka sądzi, że coś jest nie tak z jej mózgiem, ale na razie leka-rze nie odgadli, co to jest.

– Jest głupia jak but – westchnęła kiedyś bezceremonial-nie, obserwując Grace, która obracała w dłoniach jaskrawy klo-cek jak piękny i magiczny przedmiot mający się zaraz zamienić w coś innego.

Podchodzę do okna, żeby uwolnić się od Grace, od jej wiel-kich, wpatrzonych we mnie oczu i chudych, zwinnych palców. Tak mi jej żal.

Marcia, matka Grace, nie żyje. Zawsze powtarzała, że nie chciała mieć dzieci. To jeden ze skutków ubocznych zabiegu. Niektórzy uwolnieni od delirii uznają rodzicielstwo za coś od-stręczającego. Na szczęście przypadki całkowitej obojętności – kiedy matka lub ojciec nie potrafią stworzyć „normalnych, wy-nikających z odpowiedzialności i poczucia obowiązku więzi”

Page 12: Delirium

12

z własnymi dziećmi do tego stopnia, że gdy te płaczą, są w sta-nie je utopić, udusić lub zatłuc na śmierć – są rzadkie.

Komisja ewaluacyjna uznała mimo wszystko, że Marcia po-winna mieć dwójkę dzieci. Wtedy wydawało się, że to dobra decyzja. Jej rodzina osiągnęła podczas dorocznej kontroli wyso-ką ocenę stopnia stabilizacji. Jej mąż był szanowanym naukow-cem. Mieszkali w ogromnym domu przy Winter Street. Marcia sama przygotowywała wszystkie posiłki, a w wolnym czasie, by czymś się zająć, dawała lekcje gry na pianinie. Jednak gdy jej męża oskarżono o sympatyzowanie z ruchem oporu, wszystko się zmieniło. Wraz z dziećmi, Jenny i Grace, musiała się przeprowa-dzić z powrotem do swojej matki, a mojej ciotki, Carol, i od tej pory wszędzie, gdzie się pojawiły, towarzyszyły im szepty i wy-tykanie palcami. Grace nie mogła jednak tego pamiętać. Zdzi-wiłabym się, gdyby w ogóle pamiętała swoich rodziców.

Mąż Marcii zniknął jeszcze przed rozpoczęciem procesu i pew-nie było to dla niego najlepsze wyjście z sytuacji. Większość z nich to procesy pokazowe. Sympatycy niemal zawsze skazywani są na śmierć. Nieliczni, którym udaje się tego uniknąć, kończą w Kryp-tach, gdzie odsiadują wyrok potrójnego dożywocia. Marcia dosko-nale o tym wiedziała. Carol uważa, że właśnie dlatego serce od-mówiło jej posłuszeństwa zaledwie kilka miesięcy po zniknięciu męża, gdy została oskarżona zamiast niego. Dzień po otrzymaniu wezwania do sądu szła ulicą i nagle – bach! Atak serca.

Serce to wrażliwy organ. Dlatego trzeba na nie uważać.Zapowiada się gorący dzień. W sypialni jest duszno, a gdy ot-

wieram okno, by pozbyć się zapachu pomarańczy, powietrze na zewnątrz wydaje się gęste i ciężkie jak smoła. Biorę głęboki od-dech, wciągając do płuc rześki zapach wodorostów i wilgotne-go drewna oraz wsłuchując się w odległe piski mew, które krążą w kółko po niebie gdzieś ponad niskimi szarymi domkami nad zatoką. Na dźwięk silnika za oknem podskakuję przestraszona.

– Denerwujesz się przed ewaluacją? Odwracam się. W drzwiach, ze splecionymi dłońmi, stoi ciot-

ka Carol.

Page 13: Delirium

12 13

– Nie – odpowiadam, chociaż to nieprawda.Przez jej twarz przemyka nikły uśmiech. – Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Weź prysznic,

a potem pomogę ci się uczesać. A po drodze przećwiczymy od-powiedzi.

– Okej. – Carol nie przestaje się we mnie wpatrywać. Kulę się instynktownie, wbijając paznokcie w parapet za plecami. Nie znoszę, jak ludzie na mnie patrzą. Tak, wiem, powinnam się z tym oswajać. W czasie egzaminu przez jakieś dwie godziny będę czuć na sobie wzrok czteroosobowej komisji ewaluacyjnej, ubrana zaledwie w cienkie, plastikowe, półprzezroczyste szpital-ne ubranie, które pozwoli im obserwować reakcje mojego ciała.

– Masz szanse na siedem albo osiem punktów – oznajmia Carol, wydymając usta. To byłby przyzwoity wynik, a dla mnie pełnia szczęścia. – Aczkolwiek jeśli się nie ogarniesz, dostaniesz co najwyżej sześć.

Ostatni rok szkoły dobiega końca i jedynym testem, który mam jeszcze przed sobą, jest właśnie ewaluacja. Przez minione cztery miesiące zdawałam różne egzaminy końcowe – matema-tykę, fizykę, ustny i pisemny z języka, socjologię, psychologię oraz fotografię jako przedmiot fakultatywny. Za kilka tygodni powinnam poznać wyniki, ale jestem prawie pewna, że poszło mi całkiem dobrze i dostanę się na studia. Zresztą zawsze do-brze się uczyłam. Teraz czekam, aż komisja akademicka oceni moje plusy i minusy i wybierze odpowiednią dla mnie uczel-nię i kierunek.

Ewaluacja jest ostatnim etapem wiodącym ku temu, żebym mogła zostać sparowana. W ciągu najbliższych miesięcy komi-sja przyśle mi listę czterech lub pięciu najbardziej odpowiednich kandydatów. Jeden z nich zostanie moim mężem, gdy skończę studia (o ile się dostanę; dziewczyny, które oblewają egzaminy, wychodzą za mąż zaraz po szkole średniej). Komisja zrobi wszyst-ko, co w jej mocy, by połączyć mnie z kimś, kto osiągnął podczas ewaluacji podobny wynik. Starają się unikać dużych dyspropor-cji w poziomie inteligencji, temperamencie, pochodzeniu i wieku,

Page 14: Delirium

14

chociaż czasem słyszy się straszne historie o ubogich osiemnasto-latkach wydawanych za bogatych osiemdziesięciolatków.

Schody zaczynają skrzypieć i za chwilę w drzwiach pojawia się Jenny, siostra Grace. Ma dziewięć lat i jest wysoka jak na swój wiek, ale bardzo chuda: sama skóra i kości, a do tego klat-ka piersiowa zapadnięta niczym wypaczona blacha do pieczenia. Wiem, że nie powinnam tak mówić, ale nie przepadam za nią. Ma tak samo nieprzyjemny wyraz twarzy jak miała jej matka.

Jenny staje obok Carol i wbija we mnie wzrok. Mam zale-dwie metr pięćdziesiąt siedem wzrostu, a Jenny jest tylko kilka centymetrów niższa ode mnie. Chociaż nie powinnam się czuć onieśmielona w towarzystwie ciotki i kuzynek, zalewa mnie fala gorąca. Wiem, że martwią się, jak wypadnę podczas ewaluacji. Im również zależy na tym, żebym została sparowana z kimś od-powiednim. Jenny i Grace mają do zabiegu jeszcze mnóstwo cza-su. Jeśli uda mi się dobrze wyjść za mąż, za kilka lat będą miały z tego wymierne korzyści. Być może ucichną wtedy wszystkie szepty i urywane słowa, które jeszcze dziś, cztery lata po skanda-lu, towarzyszą nam wszędzie, niczym szmer liści niesiony przez wiatr: s y m p a t y c y, s y m p a t y c y, s y m p a t y c y.

To jedynie nieco lepsze od innego słowa, snującego się za mną przez lata po śmierci mamy, niczym syk wijącego się węża, który pozostawia po sobie ślad trucizny: s a m o b ó j s t w o. Sło-wo wstydliwe, słowo, które wymawia się szeptem, niewyraźnie lub mimochodem; słowo, które można z siebie wydobyć, zasła-niając usta rękami lub wymamrotać w gronie najbliższych. Je-dynie w moich snach rozlega się ono głośno jako krzyk.

Biorę głęboki oddech, a potem schylam się pod łóżko po pla-stikowy kosz, żeby Carol nie zauważyła, że się trzęsę.

– Czy Lena wychodzi dzisiaj za mąż? – pyta ją Jenny gło-sem przypominającym monotonne brzęczenie pszczół w upal-ny dzień.

– Nie bądź głupia – odpowiada ciotka tonem pozbawionym irytacji. – Wiesz, że nie może wyjść za mąż, dopóki nie będzie wyleczona.

Page 15: Delirium

14

Wyciągam z kosza ręcznik i prostując się, przyciskam go do piersi. Na dźwięk słów „wyjść za mąż” robi mi się sucho w us-tach. Każdy wstępuje w związek małżeński, gdy zakończy właś-ciwy dla siebie etap edukacji. Taka jest kolej rzeczy. „Małżeń-stwo jest gwarantem porządku i stabilności, wykładnikiem zdrowego społeczeństwa” (zob. Księga SZZ, rozdział Podstawy zdrowego społeczeństwa, s. 114). Jednak myśl o tym wciąż spra-wia, że serce tłucze mi się w piersi jak owad uwięziony za szy-bą. Nigdy nie dotknęłam żadnego chłopaka – fizyczne kontakty między nieleczonymi odmiennej płci są zakazane. Szczerze mó-wiąc, nigdy nawet nie rozmawiałam z żadnym mężczyzną dłużej niż pięć minut, nie licząc kuzynów, wujka oraz jego pomocnika ze sklepu Stop-N-Save Andrew Marcusa, który dłubie w nosie i wyciera jego zawartość o spody puszek z warzywami.

A jeśli, nie daj Boże, nie zdam egzaminów końcowych, wyjdę za mąż, jak tylko zostanę wyleczona, czyli za niecałe trzy miesią-ce. I czeka mnie wtedy n o c p o ś l u b n a.

Powietrze wciąż przesycone jest intensywnym zapachem po-marańczy i znowu czuję falę mdłości. Żeby ją powstrzymać, kry-ję twarz w ręczniku i biorę głęboki wdech.

Z dołu dobiega szczęk naczyń. Carol wzdycha i spogląda na zegarek.

– Musimy wyjść za niecałą godzinę – oznajmia. – Lepiej za-cznij się szykować.

Page 16: Delirium