złoto, banki, ludzie – krótka historia...

91
Złoto, banki, ludzie – krótka historia pieniądza

Upload: nguyenminh

Post on 26-Aug-2018

215 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Złoto, banki, ludzie – krótka historia pieniądza

Murray N. Rothbard

Złoto, banki, ludzie – krótka historia pieniądza

Co rząd zrobił z naszym pieniądzem?

Jak odzyskać stracone pieniądze?

Tłumaczenie: Witold Falkowski

1 J.Neumann, O.Morgenstern, Theory of Games and Economic Behavior, Princeton 1944.

2 J.Robinson, Economics of Imperfect Competition, London 1933; E.Chamberlin, Theory of Monopolistic Competition, Cambridge 1956.

3 J.M.Keynes, Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza, Warszawa 2003; J.Hicks, Mr.Keynes and the Classics (w:) idem, Economics of John Hicks, Nowy Jork 1984, s.186-99.

Tytuł oryginału: What Has Government Done to Our Money? Taking money back

Przekład: Witold Falkowski

Redakcja: Jan M. Fijor

Copyright © 1980 by The Ludwig von Mises Institute

Skład: PIKTOGRAF

Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być reprodukowana jakimkolwiek sposobem – mechanicznie, elektronicznie, drogą fotokopii czy tp. – bez pisemnego zezwolenia wydawcy, z wyjątkiem recenzji czy referatów, kiedy to osoba recenzująca lub referująca ma prawo przytaczać krótkie wyjątki z książki z podaniem źródła pochodzenia.

ISBN 83-89812-00-2

Dystrybucja wysyłkowa za pośrednictwem Internetu: fi jorr@fi jorr.comfi jorr@fi jorr.com lub www.fi jor.com

Wydanie pierwsze – Warszawa

Druk i oprawa: Drukarnia GS

Przedmowa

W historii myśli ekonomicznej Szkoła Austriacka jest nurtem wyjątkowym, wyróżniającym się spośród innych szkół praktycz-nie na każdej płaszczyźnie. Charakterystyczny dla „Austriaków” jest przede wszystkim metodologiczny indywidualizm, czyli to, że ekonomista śledzi każde zjawisko społeczno-gospodarcze aż do poziomu działającego człowieka. Gospodarka nie składa się z ekonometrycznych modeli, nie jest determinowana przez roz-maite zależności ilościowe, więc nie da się jej trywialnie ująć w rozbudowanych kategoriach matematycznych. Gospodarka to wszelkie relacje, które nawiązują między sobą ludzie, działające jednostki, a nie narysowane krzywe i funkcje użyteczności.

W ten właśnie sposób postrzegał ekonomię Ludwig von Mises, nauczyciel Murraya Rothbarda – jako ogólną naukę o ludz-kim działaniu. Niestety w XX wieku to metodologiczne podejście – nie licząc kilku traktatów napisanych w jego początkach – nie znalazło poparcia w środowisku akademickim. Zamiast skupiać się na dynamice ludzkiego wyboru i tego, jakie fakty się z nim wiążą, ekonomiści zaczęli zmierzać w stronę oderwanych od me-todologicznego indywidualizmu teorii. Zaczęły się liczyć „gry”1, „stany równowagowe”, „doskonałe i niedoskonałe konkurencje”2, następnie „popyt globalny” i „manipulacje gospodarki”3. Miejsce

6 7

4 M.Friedman, Methodology of Positive Economics (w:) Essays in Positive Economics, Chicago 1953, s.3-43.

5 M.Blaug, Metodologia ekonomii, Warszawa 1995, s.11; D.McCloskey, The Rhetoric of Economics, Madison 1985.

6 L.Mises, Human Action, Chicago 1966.

7 M.Rothbard, Man, Economy, and State, Los Angeles 1970 [1962].8 ibidem, America’s Great Depression, Auburn 2000 [1963].9 ibidem, What Has Government Done to our Money?, Auburn 1990 [1964].

filozofii zajęły statystyka, ekonometria, matematyka i inne narzę-dzia nie przyjmujące wolności jako fundamentalnego założenia ekonomii. Ostatecznie, podejście mainstreamowe przyjęło scep-tyczno-nihilistyczną wizję nauki gospodarowania, w której eko-nomista ma tworzyć nierealistyczny model i próbować przewidy-wać przyszłość4. Nic dziwnego, że konsekwencją tego jest inwazja hermeneutyki na ekonomię; inwazja podejścia antynaukowego, zakładającego, iż prawda obiektywna nie istnieje lub po prostu nie ma znaczenia i wszystkie postulaty są tylko retorycznym wy-razem subiektywnych poglądów, a nie wynikiem poszukiwania prawdy5.

Ekonomistą, który pozostał wierny tradycji austriackiej, był Ludwig von Mises, autor Human Action, dzieła, które przedsta-wiało wszelkie instytucje gospodarki i społeczeństwa jako rezul-tat celowego działania człowieka6. Mises bronił tezy, że ekonomia powinna zajmować się formalnymi implikacjami faktu, że czło-wiek jest istotą wolną, wybierającą sobie subiektywne cele i środ-ki służące ich realizacji. Konsekwencją tego indywidualnego po-dejścia i uwypuklenia roli preferencji każdego człowieka z osobna nie musi być ultrasubiektywizm i absolutne odrzucenie ekonomii jako nauki. Mises wykazywał, że jest dokładnie odwrotnie. Z fak-tu, że każdy z nas jest istotą wolną, można wyciągnąć wiele po-żytecznych, niezbędnych do zrozumienia otaczającego nas świata wniosków.

Od czasu wydania Human Action (w 1949) nie pojawiła się książka, która zachowywałaby metodologiczną tradycję Misesa, podkreślającego rolę indywidualności człowieka w procesie go-

spodarowania. Odrodzenie austriackie przyszło dopiero kilkana-ście lat później, kiedy jeden z najzdolniejszych uczestników semi-narium nowojorskiego, mowa o Murrayu Rothbardzie, wydał trzy doniosłe dzieła, Man, Economy and State7, America’s Great De-pression8 oraz What Has Government Done to our Money?9, któ-rej polską edycję Czytelnik trzyma w rękach. Chociaż przyjmuje się, że odrodzenie austriackiej tradycji nastąpiło w roku 1974, kiedy Friedrich von Hayek otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii, to naprawdę miało ono miejsce dwanaście lat wcze-śniej, gdy ukazał się ogólny traktat Rothbarda, Man, Economy and State. Przez te dwanaście lat wyrosło kolejne pokolenie eko-nomistów, nie usatysfakcjonowanych mechanistycznymi teoriami, znajdowanymi w podręcznikach głównego nurtu.

Podstawową zaletą Co rząd zrobił z naszym pieniądzem jest przejrzysty język, precyzja w wyjaśnianiu monetarnych zjawisk. Taki sposób ujęcia teorii sprawia, że Czytelnikami tej pozycji mogą być laicy, jak i profesjonalni ekonomiści. Bez względu na to, czy autor porusza problematykę systemu bankowego, czy historię światowego standardu pieniężnego, nigdy nie posługuje się zawiłą terminologią i nie buduje niezrozumiałych zdań; za cel stawia so-bie bowiem dotarcie do każdego Czytelnika.

Swój mały traktat o pieniądzu Rothbard zaczyna od wska-zania właściwej metody poznawczej. Pierwszym krokiem Roth-barda jest opisanie wolnego rynku pieniężnego. Zaczyna od samej natury wymiany, od wyjaśnienia, dlaczego ludzie zaczynają ze sobą handlować. Każdy działający człowiek zmierza do osiągnię-cia stanu bardziej zadowalającego niż gdyby się (w jego subiek-tywnym przekonaniu) tego działania nie podjął. Dlatego każdy, kto angażuje się w wymianę, oczekuje, że osiągnie z niej zysk

8 9

10 M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdział 1. Więcej o podstawach ekonomii subiektywistycznej zob. C.Menger, Principles of Economics, Grove City 1994.

11 M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdział 2.

12 M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdział 3. Więcej o „teoremacie regresji” zo-bacz u samego Misesa: L.Mises, Theory of Money and Credit, Indianapolis 1981, s.129-44.

13 Dla przykładu zobacz: D.Begg, S.Fisher, R.Dornbush, Mikroekonomia, Polskie Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 1996. W tej książce nie ma osobnego miejsca poświęconego pieniądzowi, a jednak pojawia się on we wszystkich miejscach. Podobnie jest u Variana, gdzie pieniądz jest tylko trywialną jednostką do liczenia (numeraire), a nie istotnym dla gospodarki dobrem: H.Varian, Mikro-ekonomia, Warszawa 1999, s.57.

(dlatego handel nie jest grą o sumie zerowej). Strony transakcji wartościują przeciwnie rzeczy, które wymieniają10.

Właśnie przez chęć osoby do zmiany stanu rzeczy na lep-szy od tego, w którym się znajduje (precyzyjniej: ten, w którym znajdzie się, jeśli czegoś nie zrobi), następuje wykształcenie takiej społecznej instytucji jak pieniądz. Powstanie pieniądza jest moż-liwe tylko dzięki działaniu mechanizmu rynkowego. Ponieważ lu-dziom nie wystarcza prymitywna gospodarka barterowa, w której towar jest wymieniany bezpośrednio na towar, zaczynają szukać innych sposobów na zdobywanie dóbr, których pożądają11.

Rothbard odwołuje się w tym miejscu do jednego z najważ-niejszych odkryć teoretycznych swojego nauczyciela, Ludwiga von Misesa, tzw. „teorematu regresji” o powstaniu pieniądza. Żeby gospodarka zaakceptowała jakieś dobro jako „pieniądz”, dobro to musi wcześniej funkcjonować w gospodarce barterowej jako coś użytecznego ze względu na swoje funkcje niepieniężne. W przypadku złota i srebra była to sztuka zdobnicza i jubilerstwo. Wcześniej stosowanymi środkami wymiany był: cukier, sól, zbo-że, bydło, tytoń itd. Wszystkie te „pieniądze” (czyli dobra naby-wane po to, aby je potem sprzedać za coś pożądanego), służące do wymiany pośredniej, muszą mieć jakąś cenę w systemie bar-terowym. Żeby ktoś, ktokolwiek, mógł wykorzystać dobro jako pieniądz, musi je móc najpierw nabyć po określonej cenie (cenie istniejącej przy wymianie „towar za towar”, która możliwa jest tylko wtedy, gdy dobro posiada właściwości niepieniężne).

Dlatego zanim cokolwiek stanie się pieniądzem, musi to być wcześniej jakimś użytecznym dobrem w systemie barterowym (jak wyżej wymienione towary). Stąd, żaden papierek z wypisaną

nazwą, „dolar”, „talar”, „wikar”, „rothbard”, „złotówka” nie może po prostu stać się pieniądzem. Pieniądz musi mieć wcześniejszą cenę na rynku barterowym (niepieniężnym) zanim będzie mógł być nabyty po tej właśnie cenie i stać się pieniądzem. I stąd rady-kalny wniosek, że tylko poprzez wolny rynek może wykształcić się pieniądz; rząd jest w tej kwestii całkowicie bezradny12. Jednakże, o czym niżej, rząd może mieć na pieniądz wpływ destrukcyjny.

Rothbard przedstawia, jak powstaje pieniądz na wolnym rynku i czemu zawdzięcza swoją wartość. Głównie przez to tekst ten odstaje od oficjalnych pozycji dotyczących nauki mikroekono-mii w Polsce13. Z wykładu teorii mikroekonomicznej studenci nie dowiadują się, na jakiej zasadzie działa wolny rynek pieniężny; pieniądz jest wręcz (pomimo swojej oczywistej roli) zwykłym tłem dla wydarzeń gospodarczych, podczas gdy w rzeczywistości jest najważniejszym towarem na rynku.

Autor niniejszej książki pokazuje, w jaki sposób pieniądz po-wstaje i dlaczego jest tak ważny. Demonstruje również, że swobod-nie gospodarujący ludzie są w stanie wybrać właściwe dla pieniądza parametry. Kształt pieniądza (monety) i jednostka wagowa, która jest stosowana (np. uncje czy gramy złota) będą wybrane w zależ-ności od decyzji przedsiębiorców, którzy produkując pieniądz będą prześcigać się w zaspokajaniu potrzeb konsumentów. Właśnie dlatego niezbędny jest również system prywatnego bicia monety. Mennice nie powinny być własnością państwową, i nie powinny być

10 11

14 M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdziały 5,6,7.15 D.Begg, S.Fisher, R.Dornbush, Makroekonomia, Polskie Wydawnictwo Eko-

nomiczne, Warszawa 2000, s.178-90; R.Hall, J.Taylor, Makroekonomia, PWN, Warszawa 1997, s.194-215. Model został pierwotnie zaprezentowany w 1937 przez: J.Hicks, Mr.Keynes and the Classics (w:) idem, Economics of John Hicks, Basil Blackwell, Nowy Jork 1984, s.186-99. Pewnym wyjątkiem jest podręcz-nik „nowego klasyka”: R.Barro, Makroekonomia, Polskie Wydawnictwo Eko-nomiczne, Warszawa 1997. Niestety oddala się jeszcze bardziej od ludzkiego działania i zdecydowanie bardziej skupia na równaniach matematycznych.

16 M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdział 8.17 Ibidem. Inną sprawą jest fakt, że klasyczni ekonomiści, autorzy tej konkluzji,

byli niekonsekwentni i wymieniali przypadki, w których warto zwiększać podaż pieniądza!

18 Szczególnie obawiają się tego keynesiści od strony Paula Krugmana. P.Krug-man, Wracają problemy kryzysu gospodarczego, Warszawa 2001, s.28-35. Cie-kawe jest jednak to, że zdaniem samego Keynesa nie to bywa główną przyczyną kryzysów; zob. J.M.Keynes, Ogólna teoria..., s.285.

kontrolowane przez rząd, ponieważ stanowiłoby to pokusę do psucia monety dla osiągnięcia korzyści przez skarb państwa14.

Chociaż studenci ekonomii nie są zaznajamiani z funkcjo-nowaniem pieniądza na poziomie przedsiębiorstw i konsumentów (a to jest najważniejsze), to na zajęciach z makroekonomii przed-stawia się im wiele agregatów, które mają być stymulowane przez podaż pieniądza. Podobnie jak w wykładzie mikroekonomii prze-milczano problematykę pieniądza, tak nagle w makroekonomii uczy się deus ex machina o tym, jak należy monetarnie planować rynek. Za teoretyczną podstawę drukowania pieniądza i stymu-lowania popytu służy słynny model IS-LM, który zdominował podręczniki na polskim rynku15.

Pierwszą zauważalną różnicę między ujęciem Rothbarda a ujęciem proponowanym przez główny nurt ekonomii stanowi odrzucenie królującego w podręcznikach pojęcia „ogólnego po-ziomu cen”. Dla autora zdecydowanie ważniejsze jest realistyczne wyjaśnienie ceny pieniądza w powiązaniu z ludzkim działaniem. Statystycznie liczony koszyk jest tylko wielkością historyczną, która pokazuje pewne tendencje, ale nie wyjaśnia natury zmian rejestrowanych liczb. Dla profesora Rothbarda cen pieniądza jest wiele; nie ma jednej ceny liczonej „ogólnym poziomem cen”, po-nieważ pieniądz może być w danej chwili zamieniony na wiele dóbr. Wszystkie te możliwe wymiany stanowią o cenie pieniądza, jego sile nabywczej16.

Co się wobec tego dzieje, kiedy podaż pieniądza zostaje zwiększona, na przykład dwukrotnie? To co w przypadku wszyst-kich innych dóbr: następuje spadek ceny tego dobra. Tak też się dzieje z pieniądzem – zaczyna obniżać się jego siła nabywcza. Jednakże w przypadku dóbr liczy się ich fizyczna ilość, ponieważ znaczenie dla człowieka ma ich obfitość (więcej dóbr produkcyj-nych lub konsumpcyjnych). W przypadku pieniądza ważna jest tylko jego cena, a nie fizyczna ilość. Dlatego zwiększenie poda-ży pieniądza po prostu zmniejszy jego cenę i nie doprowadzi do dwukrotnego wzrostu dobrobytu. Stąd autor dochodzi do właści-wej konkluzji, zgodnej z nauczaniem klasycznych ekonomistów: ilość pieniądza nie ma znaczenia, ponieważ ważna jest jego siła nabywcza. Każda podaż pieniądza będzie mogła pełnić funkcje pieniężne, gdyż siła nabywcza zostanie po prostu odpowiednio dostosowana do potrzeb rynku17. Teza ta jest bliska „ilościowej teorii pieniądza”, należy jednak zaznaczyć, że jest to tylko ogólny wniosek dotyczący natury i ceny pieniądza. W rzeczywistości bo-wiem podejście autora jest bardzo krytyczne wobec monetaryzmu (ilościowa teoria pieniądza).

Po przeprowadzeniu analizy pieniądza od strony podażowej, Rothbard przechodzi do jego analizy od strony popytowej i obala keynesowskie mity dotyczące kryzysogenności zwiększania po-pytu na pieniądz18. „Pułapka płynności”, której obawiają się zwo-lennicy interwencjonizmu, polega na tym, że ludzie dobrowolnie rezygnują z wydawania pieniędzy i chowają je w kieszeni (lub

12 13

19 M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdział 9.20 Ibidem, zobacz o tym też: W.H.Hutt, The Yield from Money Held, (w:) M.Senholz

(red.), On Freedom and Free Enterprise, Princeton 1956, s.196-216.

21 O „szybkości obiegu” mówią podręczniki: D.Begg, S.Fisher, R.Dornbush, Makroekonomia, s.261; R.Hall, J.Taylor, Makroekonomia, s.; R.Barro, Makroekonomia, s.133-6; P.Samuelson, R.Nordhaus, Ekonomia t.I, Warszawa 1998, s.493-5. Jednak głównym celem ataku był tutaj prawdopodobnie Milton Friedman, u którego „szybkość obiegu” odgrywa kluczową rolę w całej teorii. M.Friedman, A.Schwartz, A Monetary History of the United States, 1867-1960, Chicago 1963.

22 Zobacz na ten temat klasykę: I.Fisher, Purchasing Power of Money, Nowy Jork 1913; a także esej jego ideowego następcy: M.Friedman, The Role of Monetary Policy, (w:) The Optimum Quantity of Money and Other Essays, Chicago 1969, s.95-110.

trzymają w banku). Rzekomo ma to rodzić zahamowanie handlu, spadek inwestycji, wzrost bezrobocia itd. Tymczasem, jak pokazu-je Rothbard, jeśli ceny pozostają wolne, to po prostu dochodzi do ich spadku, czyli dostosowania siły nabywczej do wzrostu popytu na pieniądz (jeśli sprzedawcy nie chcą obniżać cen przy wzroście popytu na pieniądz, to jest to ich własny wybór, dotyczący ich własności). Każda jednostka pieniądza staje się więcej warta19.

Oprócz tego, profesor Rothbard przedstawia klarownie, czym jest zasób gotówki i jak jest on rozlokowany w społeczeństwie. Każdy z nas trzyma pieniądze z powodu niepewności świata. Nie wiemy, co się może stać jutro, czy pojutrze, dlatego wolimy mieć przy sobie uniwersalne dobro, pieniądz, który może zostać prak-tycznie w każdej chwili zamieniony na inne dobro konsumpcyjne lub produkcyjne. Gdyby nie to, że świat jest nieprzewidywalny, nikt z nas nie trzymałby pieniądza, gdyż zamiast tego lepiej było-by wymienić go szybko na jakieś oprocentowane aktywa. W ten sposób pieniądz zostałby wyparty z obiegu. Dlatego, jak podkre-śla autor, istnieje coś takiego jak korzyść z trzymania pieniądza w kieszeni20.

Oprócz tego, pozostaje odpowiedzieć na pytanie: kiedy popyt na pieniądz jest „szkodliwy”, a kiedy nie? Pieniądz nie „krąży” z jakąś „szybkością obiegu” i nie naoliwia gospodarki. W danej chwili, każda jednostka pieniądza musi się znajdować w czyimś saldzie pieniężnym, w czyjejś kieszeni, albo na czyimś koncie. Nie ma kanałów pieniężnych, więc mówienie o jakiejś szybkości obiegu jest mylące. Podkreślenie przez Rothbarda tego, że pieniądz nie „cyrkuluje”, tylko zawsze znajduje się w kieszeni jakiegoś właściciela, który za jakiś czas go wymieni na inne do-

bro, ostatecznie podważa współczesną mainstreamową (agregaty) metodologię teorii monetarnej21.

Autorzy dostępnych na polskim rynku pozycji utrzymują, iż państwo powinno prowadzić politykę pieniężna, aby „stabili-zować ceny”. U keynesistów odgrywa to zdecydowanie mniejszą rolę, ponieważ ważniejsze jest „stymulowanie popytu”. Natomiast monetaryści, championi pustego papierowego pieniądza, emito-wanego przez państwo, uważają, iż jedynym celem polityki pie-niężnej powinna być właśnie stabilizacja cen22. W tym miejscu krytyka profesora Rothbarda jest równie silna jak w przypadkach omawianych wcześniej.

Po pierwsze, kto broni osobom handlującym indywidualnie (na bazie suwerennych umów) indeksować sobie odpowiednie wielkości? Niepotrzebna jest do tego nacjonalizacja pieniądza. Jeśli tego nie robią, to oznacza, że tego nie chcą, więc dlaczego państwo ma ingerować w dobrowolne transakcje? Po drugie, biznesmeni nie są zainteresowani jakimś „ogólnym poziomem cen”, tylko indywidualnymi cenami (w szczególności różnicą między kosztami a przychodami z tytułu produkcji). Po trzecie, malejące ceny (w wyniku większej produktywności, rozwoju go-spodarczego czyli dostarczania nowych dóbr i usług na rynek) są dla konsumentów korzystne. Właśnie o to między innymi chodzi w procesie gospodarowania – aby płace realne ludzi rosły i aby

14 15

23 M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdział 10.

24 Ibidem, sekcja II, rozdział 12. Prawniczo-etyczna analiza systemu bankowego jest całkowicie nieobecna w obowiązujących podręcznikach. Niestety ekono-miści uciekają od tych problemów, milcząco akceptując obowiązujący system (chociaż każdy system powinien się ostatecznie opierać na jakiejś etyce, a nie tylko na ekonomicznej teorii). Zobacz analizy bankowości: D.Begg, S.Fisher, R.Dornbush, Makroekonomia, s.95-113; R.Barro, Makroekonomia, s.503-32; R.Hall, J.Taylor, Makroekonomia, s.407-18; a szczególnie P.Samuelson, R.Nor-dhaus, Ekonomia t.I, Warszawa 1998, s.412-39.

ludzie osiągali wyższy poziom życia. Drukowanie pieniądza, by zapobiec naturalnemu spadkowi cen, oddali wzrost dobrobytu. Po czwarte, każde zwiększenie popytu na pieniądz jest wyrazem realizowania indywidualnych preferencji właścicieli i nie istnieje żadna gwarancja dotycząca tego, jak zareagują posiadacze nowo wydrukowanego pieniądza (czy go wydadzą od razu, czy też schowają go do kieszeni). I po piąte, pieniądz jest po prostu do-brem, towarem, który znacznie ułatwia wymianę innych towarów. Jego funkcją jest usprawnienie handlu, a nie „stabilizacja cen”23.

Ostatnią poruszaną przez Rothbarda kwestią, która dotyczy pieniądza w wolnym społeczeństwie, jest bankowość. Również w tym zagadnieniu analiza autora wyróżnia się zdecydowanie na tle prac innych teoretyków. Rothbard rozpatruje biznes bankowy z punktu widzenia praw własności, które jego zdaniem nie po-winny być naruszane przez żaden rodzaj biznesu, tym bardziej przez biznes finansowy. Depozyty bankowe są tytułem własności do pieniądza, więc zgodnie z prawem własności powinny być pokryte w 100% rezerwami. Ponieważ klienci mają prawo do wypłacenia pieniądza w każdej chwili, banki nie mogą emitować dodatkowych depozytów, tworzonych niejako z powietrza. Kiedy dopuszczają się tej czynności, produkują tytuły własności do nie-istniejących dóbr – emitują banknoty z teoretycznym pokryciem, ale praktycznie tego zabezpieczenia nie ma. Stąd „system rezerw cząstkowych” powinien zostać uznany za sprzeczny z zasadą po-szanowania prawa własności.

Czy nie oznaczałoby to końca kredytu? Rothbard natych-miast ripostuje, że nie. Czym innym jest kredyt, a czym innym produkowanie nie mających żadnego pokrycia pieniędzy i prze-znaczanie ich na kredyt. Pierwszy sposób wynika z dobrowolnej oszczędności i odłożenia przez klienta określonej sumy na jakąś

lokatę terminową (tydzień, miesiąc, pół roku, rok, kilka lat itd.). Drugi sposób polega na ukrytej konfiskacie czyjegoś bogactwa wbrew woli tej osoby. W wolnym społeczeństwie banki będą albo magazynami i będą przechowywać 100% rezerwy pieniądza na banknoty (pobierając opłaty za przechowywanie jak każdy maga-zyn), albo instytucjami inwestycyjnymi, pobierającymi oszczęd-ności od społeczeństwa i przeznaczającymi je na przedsiębiorcze inwestycje. Jeśli pierwszy biznes będzie bardzo ograniczony – wtedy ludzie będą używać w transakcjach bezpośrednio pie-niądza-towaru, a nie rozliczeń bankowych. Wszystko zależy od preferencji konsumentów i sprawności banków w zaspokajaniu ich potrzeb24.

Autor opisuje także system „wolnej bankowości” jako dru-gie, obok pełnego pokrycia rezerw pieniądzem (złotem czy sre-brem), rozwiązanie. Nawet, jeśli system opiera się na rezerwach cząstkowych, to i tak nie ma powodu, by wprowadzać centralną bankowość i nacjonalizować pieniądz; lepiej pozostawić zdecen-tralizowany system. Wtedy banki nie mogą dowolnie zwiększać podaży pieniądza. Zaufanie klientów do poszczególnych placó-wek finansowych, ich skłonność do korzystania z substytutów pieniądza (a tym są banknoty w systemie wolnorynkowym, bo samym pieniądzem jest przecież towar np. złoto) oraz liczba kon-kurujących ze sobą banków stwarzają ryzyko, że w każdej chwili ludzie mogą się zjawić i zażądać wypłaty pieniądza z kont. Dzięki tym ograniczeniom banki nie mogą dowolnie zwiększać podaży

16 17

25 M.Rothbard, Co rząd..., sekcja II, rozdział 12. Więcej o systemie „wolnej ban-kowości” można przeczytać w dziełach Lawrenca White’a i George’a Selgina, przeciwników ścisłej defi nicji prywatnej własności, czyli stuprocentowych re-zerw na depozyty natychmiastowe. Np. G.Selgin, L.White, How Would The Invisible Hand Handle Money?, (w:) Journal of Economic Literature Vol. XXXII (December 1994), s.1718-49; L.White, Competition and Currency, Nowy Jork 1989; G.Selgin, Theory of Free Banking, New Jersey 1988.

26 M.Rothbard, sekcja III.

27 Nawet nieraz twierdzi, że druk pieniądza jest pożądany dla gospodarki w kry-zysie. Zobacz jego artykuł o Japonii: M.Friedman, Reviving Japan, (w:) Hoover Digest 1998 no.2; a także przedstawioną przez niego genezę Wielkiego Kryzysu: M.Friedman, R.Friedman, Wolny wybór, Sosnowiec 1994, s.66-85.

28 Ponieważ ceny są zależne nie tylko od ilości pieniądza, ale od podaży dóbr, któ-rych dodatkowa ilość na rynku może zakamufl ować zwiększenie podaży środka wymiany. Między innymi dlatego lata 20-te XX wieku są okresem infl acyjnym – ceny pozostały stabilne przez wzrost produkcji, ale podaż pieniądza zdecy-dowanie rosła, co stało się przyczyną Wielkiego Kryzysu 1929 roku, za który należy winić państwo, a nie wolny rynek. Zob.: M.Rothbard, America’s Great Depression, Auburn 2000.

środka wymiany, gdyż groźba zażądania wypłat (lub w ekstre-malnym przypadku runu na bank) przez klientów lub konkurenta jest realna25.

Po prezentacji mechanizmów wolnego rynku pieniężnego, autor przechodzi do analizy ingerencji państwa. Ponieważ rządy z samej swojej natury nie pozyskują bogactwa na zasadzie dobro-wolnego kontraktu, tylko za pomocą konfiskaty i zawłaszczania majątku, zawsze stają przed problemem, jak jeszcze bardziej zwiększyć swoje dochody. Prywatny przedsiębiorca stara się roz-szerzać produkcję tak, aby przyciągać jak najwięcej konsumentów, chętnych do kupna jego towaru. Organy państwowe szukają coraz to nowych sposobów przechwytywania bogactwa ludzi wbrew ich woli. Nic zatem dziwnego, że ingerują również w tak podstawową instytucję gospodarki, jaką niewątpliwe jest pieniądz26.

Profesor Rothbard klarownie przedstawia teorię interwen-cjonizmu monetarnego, począwszy od czasów nacjonalizacji ko-palń i mennic w celu psucia pieniądza, a skończywszy na budowie banku centralnego. Władza jest odpowiedzialna za prawo Gresha-ma (zwane w Polsce też prawem Kopernika), mówiąc, że „dobry pieniądz jest wypierany przez zły pieniądz”, a które jest skutkiem państwowej regulacji cen, zakłócającej swobodne działanie me-chanizmu rynkowego. Właśnie w tym rozdziale autor opisuje także „austriacką” teorię inflacji, która stanowi podstawę wyja-śnienia całego zamieszania wokół wszystkich systemów pienięż-nych. Inflacja, zaznacza Rothbard, jest procesem antyrynkowego

zwiększania podaży pieniądza, nie poprzez wydobycie złota, a poprzez druk pieniądza nim nie pokrytego, lub emisję fałszy-wych tytułów własności (tworzenie depozytów z powietrza).

Monetaryści definiują inflację jako wzrost „ogólnego pozio-mu cen”, będący skutkiem zwiększenia podaży pieniądza. Fried-man np. skupia się na statystycznym wyliczeniu koszyka dóbr i dla niego druk pieniądza nie jest zjawiskiem szkodliwym do cza-su, aż nie pojawi się to w wyliczonym indeksie27. Dla Rothbarda natomiast proces inflacji polega na czymś zupełnie innym. Każde sztuczne (niezależne od rynku) zwiększenie podaży pieniądza jest procesem inflacji, nawet jeśli indeks cen nie uległ zmianie, a pozostał stabilny28.

Ten proces zostaje opisany niezwykle jasno i zrozumiale. Nowe pieniądze wpływają na rynek i trafiają do konkretnych osób. Czy wzrasta przez to dobrobyt społeczny? Oczywiście nie. Jedynym skutkiem jest to, że niektóre osoby mogą za nowo wydrukowane pieniądze, bez konieczności oferowania niczego korzystnego innym, zakupić na rynku jakieś dobra. Wydając za-tem te nowe pieniądze na rozmaite produkty podnoszą ich ceny (zwiększenie popytu na określone towary prowadzi do wzrostu cen). W rzeczywistości zachodzi tu proces redystrybucji bogac-twa do tych, którzy mają nowo wydrukowane pieniądze, od tych,

18 19

29 Idem, Co rząd..., sekcja III, rozdział 2.30 Pierwotnie ta analizę można odnaleźć u Cantillona. R.Cantillon, Ogólne rozwa-

żania nad naturalnymi prawami handlu, Warszawa 1938, s.140-8.

31 Idem, Co rząd..., sekcja III, rozdziały 7-11.32 Więcej też o tym, jak pusty pieniądz może się stać standardem zobacz:

H.H.Hoppe, How is Fiat Money Possible? or, The Devolution of Money and Credit Review of Austrian Economics, Vol.7 no.2, s.49-74.

którzy ich nie dostali. Drukarz banknotów (bank centralny), podobnie jak fałszerz, może jedynie doprowadzić do przesuwa-nia bogactwa od jednej grupy ludzi do drugiej. Nie jest w stanie zwiększyć ogólnego dobrobytu, ponieważ ten zależy od ogółu dóbr produkcyjnych i konsumpcyjnych dostępnych w społeczeń-stwie. Stworzenie nowych pieniędzy może zatem tylko dać komuś siłę nabywczą kosztem innych; umożliwić przesuwanie dóbr, a nie ogólny wzrost ich ilości. Autor zaznacza także, iż zwiększenie po-daży pieniądza może prowadzić do zakłócenia relatywnych cen, a przez to i całego systemu produkcyjnego29.

Widać zatem, iż ta metoda zdecydowanie odbiega od me-chanistycznego podejścia, traktującego zachowania ludzkie jako fragmenty równania. Rothbard nie liczy średnich statystycznych, nie opiera się na fikcyjnych wielkościach, takich jak „szybkość obiegu”, nie mierzy „produkcji ogółem” i nie wskazuje na mylący „ogólny poziom cen”. Zamiast tego, analizuje prakseologicznie efekty tego, że ktoś nowo wydrukowane pieniądze musi dostać jako pierwszy, a ktoś tych pieniędzy nie dostanie (albo dostanie dopiero za jakiś czas, gdy ceny już wzrosną). Trudno o precyzyj-niejsze, a zarazem tak zrozumiałe, podejście do inflacji, podsta-wowego problemu monetarnego dzisiejszych czasów30. Zupełnie inaczej traktują ten problem podręczniki makroekonomiczne, w których na próżno szukać tych mikroekonomicznych efektów zwiększenia podaży pieniądza. Dla ich autorów zdecydowanie ważniejsze są agregaty, a nie indywidualne procesy gospodaro-wania.

W dalszej części sekcji III, Rothbard pokazuje, jakie skutki niesie ze sobą państwowa regulacja pieniądza. Stopniowo pań-

stwo przechwytuje kolejne elementy rynku pieniężnego i zaczyna odchodzić od twardego monetarnego standardu. Usuwa coraz to kolejne hamulce, o których mowa we wcześniejszych rozdziałach. Osłabiona zostaje konkurencja międzybankowa, państwo zezwala na łamanie prawa własności przez banki pod nazwą „zawieszenia spłaty zobowiązań”, albo „wakacji bankowych”. „Prawa do legal-nego środka płatniczego” wprowadzają państwową monopoliza-cję. W ślad za nim powstaje bank centralny, czołowa instytucja w publiczno-prywatnym kartelu, regulowanym przez władze państwowe. W efekcie cały pieniądz towarowy (kruszec) zostaje przejęty przez państwo, a gospodarka pod naciskiem aparatu wła-dzy przechodzi na system pustego pieniądza papierowego31.

Tak jak u Misesa mieliśmy do czynienia z „teorematem re-gresji”, opisującym, jak w warunkach wolnego, nieskrępowanego rynku wykształca się środek wymiany (złoto i srebro), tak samo u Rothbarda mamy „teoremat progresji”. Rothbard pokazuje, jak to jest możliwe, że współczesna gospodarka opiera się na pustym papierowym pieniądzu, emitowanym przez państwowe instytucje. Całość teoretycznego uzasadnienia dla tego zjawiska jest do-prawdy imponująca, a czwarta sekcja niniejszej książki dostarcza wspaniałej ilustracji historycznej32.

Podsumowując, czego może się z tej książki nauczyć student teorii monetarnej? Przede wszystkim tego, jak funkcjonuje wol-ny rynek pieniądza. Próżno szukać tego opisu w dostępnych na polskim rynku podręcznikach. Równie dobra jest zaprezentowana teoria interwencjonizmu monetarnego, zarówno keynesowskiego jak i monetarystycznego. Co rząd… jest także pewnym przeło-mem, jeśli chodzi o publikacje w kwestii klasyfikacji moneta-

20 21

33 Np. W.Morawski, Zarys powszechnej historii pieniądza i bankowości, Warszawa 2002, s.147, 198.

ryzmu jako fragmentu doktryny wolnorynkowej. W rzeczywi-stości bowiem zalecenia profesora Friedmana należą do gatunku klasycznych argumentów na rzecz etatyzmu pieniężnego, co w swojej książce dobitnie pokazuje Murray Rothbard. Do tej pory większość pozycji na rynku klasyfikuje Friedmana jako zwolen-nika wolnego rynku. Zdarza się, że w Polsce Szkoła Chicagowska klasyfikowana jest na równi ze Szkołą Austriacką. Błąd ten po-pełniają nie tylko laicy, także osoby z kręgów naukowych33.

Rothbard obala także w książce mit „niezależnego banku centralnego”, którego celem ma być rzekomo „walka z inflacją”. Historycznie patrząc, inflacja i powodowane nią systematyczne wzrosty cen, stały się poważnym problemem dopiero po powsta-niu banków centralnych. Wcześniej zjawisko to było znikome lub nie występowało wcale. Największy okres inflacji to czasy „nie-zależności banków centralnych”, które w całości sterują rynkiem pieniężnym i produkują pieniądz z powietrza, finansując wydatki budżetowe państwa. Banki centralne powstają bowiem po to, aby umożliwić państwu regulacje rynku pieniężnego i produkowanie środka wymiany na swoje potrzeby. Gdyby rynek pozostał wolny, problem inflacji w ogóle by nie występował.

Implikacje teoretyczne tej książki są ważne także ze względu na prowadzoną dzisiaj politykę. Okazuje się, że wolny rynek jest systemem, który uniwersalnie (dla całego rynku) szuka wspólnego pieniądza i niepotrzebne jest do tego żadne monetarne planowa-nie. Wspólny europejski pieniądz już kiedyś obowiązywał. Były to czasy klasycznego standardu złota, kiedy poszczególne waluty wymieniano według określonego parytetu na złoto, a między nimi występował sztywny kurs (nie wynikający z tego, że ktoś go usztywniał tak jak dzisiaj robią to państwa, tylko z samego faktu, że banknot był wymienialny na złoto o określonej wadze).

A zatem istnieje alternatywa dla dzisiejszego systemu. Za-równo dla zakłócanych przez państwa kursów wymiany poszcze-gólnych walut, jak i dla krajowych walut „wolnych”, „płynnych”, propagowanych przez monetarystów. Nie jest to alternatywa przewidująca wprowadzenie jednej światowej waluty emitowanej przez światowy rząd (albo państwowej waluty regulowanej przez etatystyczne zarządzenia Unii Europejskiej). Takie posunięcie byłoby bardzo niebezpieczne i stanowiłoby zagrożenie stabilno-ści finansowej światowej gospodarki. Właściwym rozwiązaniem byłoby usunięcie rządowych regulacji rynku pieniężnego i dena-cjonalizacja pieniądza. Wtedy rynek, czyli swobodnie działający ludzie wybiorą sobie odpowiednie do potrzeb dobro, które będzie służyć jako środek wymiany. Wówczas dobro to będzie na pewno bardziej stabilne niż papier produkowany przez państwo, a przez to jego ceny będą przewidywalne, w przeciwieństwie do dzi-siejszego chaosu. Do tego niezbędna jest intelektualna krytyka słynnych i wybitnych championów monetarnego interwencjo-nizmu (Friedman, Keynes). Praca Co rząd… powinna stanowić dobry tego początek, punkt wyjścia do rzeczowej dyskusji nad problemami monetarnymi dzisiejszego świata, a w szczególności Polski.

Mateusz MachajInstytut Misesa

Wstęp do czwartego wydania

Polityka pieniężna jest – obok wojny – głównym narzędziem słu-żącym do powiększania potęgi państwa. Umożliwia rozrost admi-nistracji rządowej, zapewnia finansowanie deficytu budżetowego i wspieranie grup specjalnego interesu, a także uzyskanie pożąda-nego wyniku w wyborach. Bez niej federalny lewiatan upadłby, a my moglibyśmy przywrócić republikę Ojców Założycieli.

Nasz system monetarny nie tylko sprzyja nadużyciom natury politycznej, ale powoduje również inflację i cykl koniunkturalny. Co należy w tej sytuacji zrobić?

Odpowiadając na to pytanie, Instytut Misesa ma przyjemność przedstawić czwarte, nieco rozszerzone, wydanie klasycznej pra-cy Murraya N. Rothbarda Co rząd zrobił z naszym pieniądzem?

Mimo swoich niewielkich rozmiarów, ta wydana po raz pierwszy w 1964 roku książeczka jest jednym z dzieł profesora, które odegrały największą rolę. Nie sposób zliczyć, ile razy z ust naukowców, i nie tylko, słyszałem, że zmieniła ona na zawsze ich spojrzenie na politykę pieniężną. Żaden z czytelników tej książki nie będzie już słuchał z nabożeństwem oświadczeń urzędników Rezerwy Federalnej (Fed), ani nie będzie łatwowiernie przyj-mował do wiadomości tekstów z zakresu polityki monetarnej. Co rząd zrobił z naszym pieniędzem? to zdecydowanie najlepsze wprowadzenie do problematyki związanej z pieniądzem. Podob-nie jak inne dzieła profesora Rothbarda, książka jest napisana przystępnie, posługuje się żelazną logiką i przytacza przekonują-ce fakty.

Poruszane są tu zagadnienia z zakresu teorii, polityki i hi-

24 25

* Fiat money (z łac. fi at = niech się stanie) – niewymienny (na pieniądz towarowy, np. złoto) pieniądz papierowy zatwierdzony dekretem rządowym jako środek obiegowy. W niniejszym tłumaczeniu odpowiada mu określenie „pusty pie-niądz” lub „pieniądz bez pokrycia” (przyp. tłum.).

storii. W dziedzinie teorii Rothbard zgadza się z Ludwigiem von Misesem, że pieniądz pojawił się w wyniku dobrowolnej wy-miany wolnorynkowej. Pieniądz nie został powołany do życia na mocy umowy społecznej ani dekretu rządu. Jego istnienie jest naturalną konsekwencją tego, że jednostki odczuwały potrzebę budowania relacji gospodarczych o strukturze bardziej złożonej niż barter.

Inaczej niż ma to miejsce w przypadku wszystkich innych towarów, wzrost ilości pieniądza nie przynosi społeczeństwu korzyści, ponieważ najważniejszym zadaniem pieniądza jest ułatwianie wymiany innych towarów i usług. Konsekwencje zwiększania ilości pieniądza przez bank centralny, taki jak Fed, są wręcz przerażające. Profesor Rothbard przedstawia niezwykle klarowne wyjaśnienie zjawiska inflacji .

Politycy – twierdzi Rothbard – muszą kierować się zasadą, że produkcja i dystrybucja pieniądza może i powinna należeć do wolnego rynku. Nie ma potrzeby, by stanowiła monopol należący do ministerstwa finansów, ani tym bardziej – do prywatno-pań-stwowego kartelu bankowego, jakim jest Fed.

Dobry pieniądz musi mieć tylko trwałe zakorzenienie w towarze, który najlepiej nadaje się do użytku monetarnego, oraz musi być wsparty systemem prawnym, który umożliwia egzekwo-wanie umów i karze za kradzież i oszustwo. Na wolnym rynku tym towarem było i pozostałoby nadal złoto.

W takim systemie wolnorynkowym pieniądz byłby wymie-nialny na rynku wewnętrznym oraz w skali międzynarodowej. Dla depozytów na żądanie utrzymywanoby stuprocentową rezer-wę, a poziom rezerwy dla depozytów terminowych zależałby od roztropności bankierów i czujności konsumentów.

Praca profesora Rothbarda jest jednak najbardziej przekonu-jąca w swojej warstwie historycznej. Zapoznaje czytelnika z dzie-więtnastowiecznym klasycznym standardem złota i dochodzi do wprowadzenia ecu, a w końcu – światowego pieniądza papiero-

wego bez pokrycia (fiat money*). Szczególnie godne uwagi jest omówienie systemu z Bretton Woods i zniesienie wymienialności pieniądza na złoto w początku lat siedemdziesiątych.

Profesor Rothbard dowodzi, że rząd zawsze i wszędzie po-zostawał wrogiem mocnego pieniądza. Rząd i uprzywilejowane grupy interesu za pomocą karteli bankowych i inflacji grabią do-chody ludzi, osłabiają wartość pieniądza na rynku oraz powodują recesje i depresje.

Główny nurt ekonomii zaprzecza tym faktom lub je lekce-waży. Koncentruje się niezmiennie na „najlepszych” rozwiąza-niach w obrębie polityki pieniężnej. Czym powinien kierować się Fed? Wskaźnikiem PKB (produktu krajowego brutto)? Sto-pami procentowymi? Krzywą dochodowości? Wartością dolara w innych walutach? Indeksami towarowymi? Profesor Rothbard powiedziałby, że rozważanie tych czynników zakłada istnienie centralnego planowania, a ono właśnie stanowi źródło zła, które zalęgło się w systemie monetarnym.

Oby ta książka dotarła do wszystkich i żeby w momencie wystąpienia kolejnego kryzysu monetarnego Amerykanie mogli zaprotestować przeciwko temu, co rząd wyprawia z naszymi pie-niędzmi.

Llewellyn H. Rockwell The Ludwig von Mises Institute Auburn Universitylistopad 1990

* Pod pojęciem „rząd” (ang. government) należy rozumieć ogólnie ludzi peł-niących służbę w różnych instytucjach państwowych, a także samą instytucję państwa. Wtedy, gdy oczywiste jest, że chodzi o konkretny aspekt słowa govern-ment, lub jeśli wymagają tego względy stylistyczne, tłumaczę je jako „państwo”, „władza”, „rządzący” itp. W pozostałych przypadkach government tłumaczę jako „rząd” pozostawiając interpretację Czytelnikowi (przyp. tłum.).

I. Wstęp

Niewiele jest zagadnień ekonomicznych, które byłyby bardziej zagmatwane i wokół których narosłoby więcej nieporozumień, niż na temat pieniądza. Wciąż wybuchają spory dotyczące „trud-nego” i „łatwego” pieniądza roli Systemu Rezerwy Federalnej i ministerstwa finansów, kłótnie o różne wersje standardu złota itd. Czy rząd* powinien pompować pieniądze do gospodarki, czy wypompowywać je z niej? Które ministerstwo powinno się tym zajmować? Czy państwo powinno zachęcać do zaciągania kredy-tów, czy powstrzymywać od tego obywateli? Czy powinien być przywrócony standard złota? Jeśli tak, to po jakim kursie? Takim i wielu podobnym pytaniom nie widać końca.

Niewykluczone, że ta istna wieża Babel poglądów na zagad-nienie pieniądza wyrasta ze skłonności człowieka do „realizmu”, tzn. do tego, żeby zajmować się wyłącznie bieżącymi problemami politycznymi i gospodarczymi. Gdy zanurzymy się całkowicie w problemach życia codziennego, przestajemy rozróżniać zagad-nienia podstawowe, zapominamy o fundamentalnych pytaniach. Wkrótce kwestie zasadnicze znikają z pola naszego widzenia, a w miejsce konsekwentnie wyznawanych pryncypiów pojawia się bezcelowe unoszenie się z prądem wydarzeń. Często potrzeb-na nam jest nowa perspektywa, dzięki której na sprawy codzienne możemy spojrzeć z pewnego dystansu i lepiej je zrozumieć. Jest to szczególnie widoczne w przypadku naszej gospodarki, w któ-rej wzajemne relacje mają naturę tak złożoną, że konieczne jest

28 29

wyizolowanie kilku ważnych czynników, przeanalizowanie ich, a następnie prześledzenie, w jaki sposób funkcjonują one w skom-plikowanym świecie. Temu miała służyć „ekonomia Crusoe ”, ulu-biona metoda klasycznej ekonomii. Analiza działań Crusoe i Pię-taszka na bezludnej wyspie, wyśmiewana przez krytyków jako nieprzystająca do świata współczesnego, pełniła w rzeczywistości bardzo pożyteczne zadanie, polegające na koncentrowaniu uwagi na podstawowych aksjomatach dotyczących działania ludzkiego.

Zagadnienie pieniądza jest prawdopodobnie najbardziej za-wikłanym problemem w ekonomii i dlatego do jego rozpatrzenia niezbędna jest odpowiednia perspektywa. Ponadto pieniądz jest sferą gospodarki, która została najbardziej pogmatwana i nazna-czona przez wielowiekowe ingerencje rządu. Wielu ludzi – wielu ekonomistów – stojących normalnie po stronie wolnego rynku zatrzymuje się przed problemem pieniądza. Uważają, że pieniądz jest czymś szczególnym; za jego podaż musi być odpowiedzialny rząd i rząd musi go poddawać regulacjom. Państwowej kontroli nad pieniądzem nigdy nie traktują jako interwencji na rynku; nie do pomyślenia jest dla nich wolny rynek w sferze pieniądza. Rzą-dy muszą bić monety, emitować banknoty , ustanawiać „prawny środek płatniczy”, powoływać do życia banki centralne, pompo-wać i wypompowywać pieniądze, „stabilizować poziom cen” itd.

Z historycznego punktu widzenia, pieniądz był jedną z pierwszych rzeczy kontrolowanych przez rząd, a wolnorynkowa „rewolucja”, która miała miejsce w XVIII i XIX wieku, nie naru-szyła prawie w ogóle sfery pieniądza. Najwyższy więc czas, że-byśmy z uwagą przyjrzeli się życiodajnemu krwiobiegowi naszej gospodarki, jakim jest pieniądz.

Przede wszystkim postawmy pytanie: Czy pieniądz może podlegać zasadom wolności? Czy możemy mieć wolny rynek pieniądza , podobnie jak mamy go w przypadku innych towarów i usług? Jak wyglądałby taki rynek? Jakie są skutki różnych ro-dzajów państwowej kontroli nad pieniądzem? Jeśli opowiadamy

się za wolnym rynkiem w innych dziedzinach, jeśli chcemy, by rząd przestał naruszać nietykalność osobistą i prawo własności, to naszym najważniejszym zadaniem staje się zbadanie możliwości i sposobów funkcjonowania wolnego rynku pieniądza.

II. Pieniądz w wolnym społeczeństwie

1. Znaczenie wymiany

Skąd wziął się pieniądz? Robinson Crusoe z pewnością nie po-trzebował pieniędzy. Nie mógłby odżywiać się złotymi monetami. Crusoe i Piętaszek, wymieniając między sobą ryby na drewno, nie musieli troszczyć się o pieniądze. Kiedy jednak społeczeń-stwo rozwinie się do rozmiarów przekraczających kilka rodzin, powstaje grunt dla pojawienia się pieniądza.

Żeby wyjaśnić znaczenie pieniądza, musimy cofnąć się jesz-cze bardziej i zapytać: dlaczego ludzie w ogóle dokonują wymia-ny? Wymiana stanowi najbardziej podstawowy składnik naszego życia gospodarczego. Gdyby nie istniała wymiana, nie byłoby prawdziwej gospodarki i praktycznie nie istniałoby społeczeń-stwo. Do dobrowolnej wymiany dochodzi niewątpliwie dlatego, że obie strony spodziewają się na niej skorzystać. Wymiana to umowa między osobami A i B dotycząca przejęcia towarów lub skorzystania z usług oferowanych przez jedną osobę w zamian za towary i usługi oferowane przez drugą. Oczywiście korzystają obie strony, ponieważ każda z nich ceni wyżej to, co otrzymuje, od tego, co daje w zamian. Gdy, powiedzmy, Crusoe wymienia pewną ilość ryb na drewno, to „kupowane” drewno ceni wyżej niż „sprzedawane” ryby, a Piętaszek – odwrotnie – ryby przed-kłada nad drewno. Od Arystotelesa do Marksa ludzie hołdowali błędnemu przekonaniu, że do wymiany dochodzi, gdy istnieje pe-wien rodzaj równowartości – że jeśli beczułkę ryb wymienia się na dziesięć bali, to istnieje między tymi towarami jakiś głębszy rodzaj równowartości. Tymczasem do wymiany dochodzi tylko dlatego, że każda ze stron ceniła te produkty w odwrotnym po-rządku.

Dlaczego wymiana jest u ludzi tak powszechna? Podstawo-

32 33

wą tego przyczyną jest różnorodność występująca w naturze: różni są ludzie, a bogactwa naturalne występują nierównomiernie. Każdy człowiek dysponuje innym zestawem umiejętności i uzdol-nień, a każda piędź ziemi ma unikalne właściwości i zawiera inne bogactwa. Wymiany mają swoje źródło w zewnętrznym świecie natury. Zboże z Kansas wymieniane jest na żelazo z Minnesoty, czyjeś usługi medyczne – na wykonanie utworu skrzypcowe-go przez inną osobę. Specjalizacja pozwala na to, żeby każdy człowiek rozwijał swoje największe uzdolnienia, a każdy region – swoje specyficzne zasoby. Jest oczywiste, że gdyby nikt nie mógł prowadzić wymiany, gdyby wszyscy zmuszeni byli do całkowitej samowystarczalności, to większość z nas umarłaby z głodu, a pozostali z trudem utrzymywaliby się przy życiu. Wy-miana jest siłą napędową nie tylko naszej gospodarki, ale w ogóle cywilizacji.

2. Barter

Jednakże bezpośrednia wymiana użytecznych towarów i usług nie wystarczyłaby do tego, by gospodarka wydobyła się z prymi-tywnego poziomu. Taka bezpośrednia wymiana – czyli barter – jest niewiele lepsza niż całkowita samowystarczalność. Dla-czego? Dlatego, że w barterze produkcja musi się utrzymywać na bardzo niskim poziomie. Jeśli Jones wynajmie robotników do budowy domu, to czym im zapłaci? Częściami domu, czy pozo-stałymi z budowy materiałami? Dwa podstawowe problemy, jakie tu się pojawiają, to „niepodzielność” i „brak podwójnej zbieżności potrzeb”. Jeśli Smith ma pług, który chciałby wymienić na kilka innych rzeczy – powiedzmy na jajka, chleb i ubranie – to jak ma to zrobić? Miałby rozebrać pług na części i niektóre z nich dać rolnikowi, a inne krawcowi? Nawet, jeśli mamy do czynienia z to-warami podzielnymi, to rzadko się zdarza, by dwóch chętnych do

takiej wymiany trafiło na siebie w tym samym czasie. Jeśli A ma jajka na sprzedaż, a B – parę butów, to w jaki sposób dokonają wymiany, skoro A potrzebuje ubrania? A pomyślcie, w jak trud-nym położeniu znalazłby się nauczyciel ekonomii, który musiałby szukać dostawcy jaj chętnego do wzięcia kilku lekcji ekonomii w zamian za jajka! Nie ulega wątpliwości, że żadna cywilizowana gospodarka nie jest możliwa w warunkach wymiany bezpośred-niej.

3. Wymiana pośrednia

Metodą prób i błędów człowiek odnalazł drogę, która pozwala na wspaniały rozwój gospodarki; jest nią wymiana pośrednia. Ko-rzystając z wymiany pośredniej sprzedajecie swój produkt nie za produkt, którego potrzebujecie do bezpośredniego użytku, lecz za inny towar, który z kolei wymieniacie na potrzebny wam produkt. W pierwszej chwili ta operacja wydaje się nieporęczna i okrężna. W rzeczywistości jednak stanowi cudowny instrument umożli-wiający rozwój cywilizacji.

Rozważmy sytuację, w której hodowca drobiu A chce kupić buty wyprodukowane przez B. Skoro B nie potrzebuje jego jajek, to A dowiaduje się, czego potrzebuje B – powiedzmy, że będzie to masło. A wymienia więc jaja na masło z osobą C i sprzeda-je masło za buty pochodzące od B. Kupuje najpierw masło nie dlatego, że jest mu potrzebne do konsumpcji, tylko dlatego, że umożliwi mu zakup butów. Również Smith – właściciel pługa – sprzeda najpierw swój pług za towar, który będzie mógł łatwiej podzielić i wymienić – powiedzmy na masło – a następnie odpo-wiednie porcje masła wymieni na jaja, chleb, ubranie itd. W obu przypadkach wyższość masła – będąca przyczyną popytu prze-kraczającego zwykłą konsumpcję tego towaru – polega na tym, że jest ono łatwiej zbywalne. Jeśli jakiś towar jest łatwiej zbywalny

34 35

34 Na temat początków pieniądza zob.: Carl Menger, Principles of Economics (Glencoe, Illinois: Free Press, 1950), ss. 257-271; Ludwig von Mises, Theory of Money and Credit, 3rd Ed. (New Heaven Yale University Press, 1951), ss. 97-123.

niż inny – jeśli wszyscy są przekonani, że będzie go łatwiej sprze-dać – to wystąpi zwiększony popyt na ten towar, ponieważ będzie on wykorzystywany jako środek wymiany. Będzie środkiem, dzięki któremu jeden wyspecjalizowany producent będzie mógł wymienić swoje towary na produkty innych wyspecjalizowanych producentów.

Podobnie jak wielka jest różnorodność umiejętności i surow-ców w naturze, tak rozmaita może być zbywalność różnych towa-rów. Na niektóre towary jest większy popyt niż na inne, niektóre dają się łatwiej dzielić na mniejsze jednostki bez utraty wartości, niektóre mają większą trwałość, a niektóre dają się transportować na duże odległości. Każda z tych zalet składa się na większą zby-walność towaru. Oczywiste jest, że w każdej społeczności z bie-giem czasu najłatwiej zbywalne towary będą się stawały środkami wymiany. Gdy ludzie będą ich potrzebowali coraz bardziej jako środków wymiany, to popyt na nie wzrośnie ze względu na to ich zastosowanie i staną się jeszcze łatwiej zbywalne. Rezultatem będzie samonapędzająca się spirala: większa zbywalność towaru powoduje bardziej powszechne jego użycie jako środka wymiany , co powoduje większą zbywalność itd. W końcu jeden lub dwa towary pozostają jako powszechne środki wymiany – używane przy niemal każdej wymianie – i one noszą nazwę pieniędzy.

Na przestrzeni dziejów jako środków wymiany używano wielu różnych towarów: tytoniu w kolonialnej Wirginii, cukru w Indiach Zachodnich, soli w Abisynii, bydła w starożytnej Gre-cji, gwoździ w Szkocji, miedzi w starożytnym Egipcie, a także zboża, paciorków, herbaty, muszelek kauri (monetek) i haczyków wędkarskich. Z biegiem wieków dwa towary – złoto i srebro – w wyniku rynkowej konkurencji zostały wyłonione jako pienią-dze. Wyparły one inne towary, służące jako środek wymiany. Oba te metale są niezwykle łatwo zbywalne, cieszą się dużym popytem ze względu na swoje walory dekoracyjne i są niedoścignione pod względem innych niezbędnych właściwości. W ostatnich czasach

srebro, które występuje w nieco większych ilościach niż złoto, okazało się poręczniejsze w użyciu przy mniejszych transakcjach, a złoto stosuje się, gdy w grę wchodzą wymiany o dużej wartości. Najważniejsze jest w każdym razie to, że z takich czy z innych po-wodów wolny rynek uznał złoto i srebro za najlepsze pieniądze.

Ten właśnie proces: stopniowo postępująca selekcja środka wymiany na wolnym rynku – jest jedyną metodą, za pomocą któ-rej można ustanowić pieniądz. Pieniądze nie mogą powstać w ża-den inny sposób – ani w wyniku czyjejś nagłej decyzji, że pie-niądz będzie produkowany z jakiegoś bezużytecznego surowca, ani w wyniku nadania przez rząd miana „pieniądza” kawałkom papieru. W popycie na pieniądz tkwi bowiem wiedza o cenach pieniądza w niedawnej przeszłości; w przeciwieństwie do bez-pośrednio wykorzystywanych dóbr konsumpcyjnych i środków produkcji pieniądze muszą mieć pierwotną cenę, według której kształtowałby się popyt na nie. Można to osiągnąć jedynie wtedy, gdy z początku pewien użyteczny towar wymieniany jest w bar-terze, później powstaje nań dodatkowy popyt (ze względu na jego walory środka wymiany ) oprócz popytu podstawowego (ze wzglę-du na właściwości użytkowe, takie jak walory zdobnicze złota 34). A zatem rząd nie dysponuje możliwością tworzenia pieniądza dla gospodarki. Pieniądz może powstać jedynie w procesie wolnoryn-kowym.

W naszych rozważaniach dochodzimy teraz do przedstawie-nia najważniejszej prawdy na temat pieniądza: pieniądz jest towa-rem. Jednym z najważniejszych zadań, jakie stoją przed światem, jest uświadomienie sobie tego faktu. Bardzo często ludzie mówią o pieniądzu jako o czymś znacznie mniej albo znacznie bardziej

36 37

ważnym niż towar. Pieniądz nie jest abstrakcyjną jednostką rozli-czeniową, którą można oddzielić od konkretnego towaru. Nie jest bezużytecznym żetonem służącym jedynie do wymiany. Nie jest też czymś narzuconym społeczeństwu. Nie stanowi gwarancji stałego poziomu cen. Pieniądz jest po prostu towarem. Różni się od innych towarów tym, że popyt nań wiąże się przede wszystkim z funkcją środka wymiany , jaką pełni. Poza tym jednak jest towa-rem i – podobnie jak wszystkie inne towary – występuje w okre-ślonych ilościach, jest kupowany i przechowywany przez ludzi itd., itp. Podobnie jak inne towary, ma własną, wyrażaną w innych towarach „cenę”, która jest wypadkową całkowitej podaży albo zasobów oraz zgłaszanego przez ludzi łącznego zapotrzebowa-nia na jego zakup i przechowywanie. (Ludzie „kupują” pieniądz sprzedając za niego towary i usługi, podobnie jak „sprzedają” pie-niądz, gdy kupują towary i usługi.)

4. Dobrodziejstwa pieniądza

Pojawienie się pieniądza było dla ludzi prawdziwym błogosła-wieństwem. Bez pieniądza – bez powszechnego środka wymiany – niemożliwa by była prawdziwa specjalizacja, a gospodarka nie rozwinęłaby się powyżej podstawowego, prymitywnego poziomu. Wraz z pojawieniem się pieniądza znikły problemy niepodziel-ności i „podwójnej zbieżności potrzeb”, które były zmorą społe-czeństwa opartego na barterze. Od tej pory Jones mógł wynająć robotników i zapłacić im… pieniędzmi. Smith mógł sprzedać swój pług za jednostki… pieniądza. Towar pieniężny daje się podzielić na małe jednostki i jest powszechnie przez wszystkich przyjmowany. Wszystkie towary i usługi są odtąd sprzedawane za pieniądze, a pieniądze te służą do kupienia innych, potrzebnych ludziom towarów i usług. Dzięki pieniądzowi może się rozwinąć skomplikowana „struktura produkcji ”, w której ziemia, siła robo-

cza i dobra kapitałowe współdziałają na każdym etapie produkcji i przynoszą dochód w pieniądzach.

Wprowadzenie pieniądza przyniosło jeszcze jedną ogromną korzyść. Ze względu na to, że wszystkie transakcje dokonywane są przy użyciu pieniądza, to wszystkie relacje dotyczące wymiany wyraża się w pieniądzach, dzięki czemu ludzie mogą porówny-wać wartość rynkową każdego towaru z wartością każdego inne-go towaru. Jeśli odbiornik telewizyjny można otrzymać za trzy uncje złota , a samochód można dostać za sześćdziesiąt uncji złota, to każdy widzi, że jeden samochód „wart” jest na rynku tyle, co dwadzieścia odbiorników telewizyjnych. Te relacje wymienne są cenami, a towar pieniężny służy za wspólny mianownik dla wszystkich cen. Tylko dzięki pojawieniu się na rynku cen pienięż-nych biznesmeni mogą dokonywać kalkulacji ekonomicznej. Od tej pory są w stanie ocenić, do jakiego stopnia zaspokajają potrze-by konsumentów, ponieważ mogą porównać ceny sprzedawanych przez siebie produktów z cenami czynników produkcji (które stanowią ich „koszty”). Dzięki temu, że wszystkie te ceny wyra-żane są w pieniądzu, biznesmeni mogą stwierdzić, czy osiągają zyski , czy ponoszą straty. Takie kalkulacje służą jako wskazówka dla przedsiębiorców, robotników i właścicieli ziemi w ich poszu-kiwaniu możliwości zarobienia pieniędzy na rynku. Tylko takie kalkulacje umożliwiają alokację zasobów służącą ich najbardziej produktywnym zastosowaniom – takim zastosowaniom, które w najlepszy sposób zaspokoją potrzeby konsumentów.

W wielu podręcznikach można znaleźć informację, że pie-niądz służy jako: środek wymiany , jednostka rozliczeniowa albo „miernik wartości”, „zapasy wartości” itd. Trzeba jednak pamię-tać, że wszystkie te funkcje wynikają z jednej funkcji podstawo-wej, jaką jest rola środka wymiany . Jako że złoto jest powszech-nym środkiem wymiany, to jest najłatwiej zbywalne, może być przechowywane, by posłużyć jako środek wymiany dla potrzeb bieżących lub w przyszłości i wszystkie ceny są wyrażane w jego

38 39

35 Pieniądz nie „mierzy” cen ani wartości; jest tylko wspólnym mianownikiem służącym do ich wyrażania. Ceny są wyrażane w pieniądzu, ale nie są przezeń mierzone.

36 Nawet jeśli niektórymi towarami handluje się nominalnie w jednostkach objęto-ści (belach, buszlach itd.), to milcząco zakłada się, że ich jednostka objętościowa ma standardowy ciężar.

37 Jedną z podstawowych zalet złota jest jego jednorodność – w przeciwieństwie do wielu innych towarów złoto nie może mieć różnej jakości. Na całym świecie uncja czystego złota ma taką samą wartość jak każda inna uncja czystego złota.

jednostkach35. Będąc towarowym środkiem wymiany dla wszyst-kich transakcji złoto może służyć jako jednostka rozliczeniowa dla cen obecnych i przyszłych. Należy zdawać sobie sprawę, że pieniądz nie może być abstrakcyjną jednostką rozliczeniową ani tytułem do bogactwa; jest środkiem wymiany.

5. Jednostka pieniężna

Teraz, gdy już wiemy, jak się narodził pieniądz i jaka jest jego rola, możemy zapytać: w jaki sposób używa się towaru pienięż-nego? W szczególności, czym są zasoby, albo podaż pieniądza w społeczeństwie i jak jest on wymieniany?

Przede wszystkim, większość dóbr materialnych sprzedaje się na wagę. Ciężar [właściwy – uwaga tłum.] jest jednostką cha-rakterystyczną dla substancji fizycznej i dlatego w handlu stosuje się jednostki wagowe: tony, funty, uncje, grany, gramy itd.36. Złoto nie stanowi tu wyjątku. Złoto, podobnie jak inne towary, będzie sprzedawane w jednostkach wagowych37.

Jest oczywiste, że dla ekonomisty nie będzie miało zna-czenia, jaką ilość obierze się na uniwersalną jednostkę używaną w handlu . Kraje, w których używa się systemu metrycznego, mogą wybrać gramy; Anglia i Ameryka mogą zdecydować się na rozliczenia w granach i uncjach. Każdą jednostkę wagową można

przeliczyć na dowolną inną; jeden funt równa się szesnastu un-cjom; jedna uncja to 437,5 grana lub 28,35 grama itd.

Przy założeniu, że na pieniądz wybraliśmy złoto, bez zna-czenia pozostanie, jaka będzie wielkość używanej do rozliczeń jednostki złota . Jones może sprzedać palto w Ameryce za uncję złota albo we Francji za 28,35 grama; te dwie ceny są identyczne.

Wszystko to może wyglądać na „odkrywanie Ameryki”, ale świat mógłby uniknąć wielu nieszczęść, gdyby ludzie w pełni zdawali sobie sprawę z tych prostych prawd. Na przykład prawie wszystkim wydaje się, że pieniądze są abstrakcyjnymi jednost-kami jakiejś waluty przypisanej do określonego kraju. Podobnie ludzie myśleli nawet wówczas, gdy państwa stosowały „standard złota ”. Amerykańskie pieniądze to były dolary, francuskie – fran-ki , niemieckie – marki itd. Wiedziano wprawdzie, że każda z tych walut była związana ze złotem, ale traktowano je jako samodziel-ne i niezależne i dlatego poszczególne kraje bez trudu „odeszły od standardu złota”. Tymczasem wszystkie te nazwy były nazwami jednostek wagowych złota lub srebra .

Brytyjski „funt szterling” oznaczał pierwotnie wagowy funt srebra . A jak było z dolarem? Dolarem określano początkowo powszechnie jedną uncję srebra w postaci monety bitej przez cze-skiego hrabiego Schlicka w XVI wieku. Schlick mieszkał w Doli-nie Joachima, zwanej inaczej Joachimsthal. Monety hrabiego zy-skały wielkie uznanie dzięki precyzji wykonania i czystości i były powszechnie nazywane „Joachimsthalers” a później „talarami”. Nazwa „dolara” pochodzi od „talara”.

A zatem na wolnym rynku różne nazwy jednostek są po pro-stu definicjami jednostek wagowych. Do roku 1933, kiedy stoso-waliśmy „standard złota ”, mówiło się, że „cena złota ustalona jest na dwadzieścia dolarów za uncję złota”. Takie pojmowanie pienią-dza prowadziło jednak do nieporozumień. W rzeczywistości to „dolar” był zdefiniowany jako nazwa dla (około) 1/20 uncji złota. Niewłaściwe więc było mówienie o „kursach wymiany” jednej

40 41

38 Funt szterling odpowiadał dokładnie 4,87 dolarom; dla uproszczenia obliczeń posługujemy się zaokrągleniem do 5 dolarów. 39 Żelaznych motyk używano powszechnie jako pieniądza w Azji i Afryce.

waluty na inną. „Funta szterlinga” nie wymieniało się w rzeczy-wistości na pięć „dolarów”38 Dolar był definiowany jako 1/20 uncji złota, a funt szterling – definiowany w tamtym czasie jako nazwa dla 1/4 uncji złota – odpowiadał po prostu 5/20 uncji złota. Oczy-wiście, takie wymiany i taka mnogość nazw powodowały zamie-szanie i prowadziły do nieporozumień. W następnym rozdziale, dotyczącym majstrowania rządu przy pieniądzu, pokażemy, jak doszło do powstania tego zamętu. Na niezakłóconym wolnym rynku złotem handlowanoby bezpośrednio w jednostkach takich, jak gramy, grany lub uncje i mylące nazwy – dolary, franki itd. – byłyby zbędne. Dlatego w tej części pieniądz będziemy trakto-wali jako wymienialny bezpośrednio na uncje i gramy.

Wolny rynek za powszechnie używaną jednostkę przyjmie niewątpliwie taką ilość towaru pieniężnego, jaką uzna za najwy-godniejszą. Gdyby pieniądzem była platyna, handlowanoby nią zapewne na ułamki uncji; gdyby za pieniądz przyjęto żelazo, roz-liczeń dokonywanoby w funtach albo tonach. Jest oczywiste, że wielkość jednostki nie ma dla ekonomisty żadnego znaczenia.

6. Postać pieniądza

Podobnie, jak z gospodarczego punktu widzenia nie ma więk-szego znaczenia wielkość ani nazwa jednostki pieniężnej, tak nie ma znaczenia forma , w której występuje kruszec , używany jako pieniądz. Ze względu na to, że pieniądzem jest towar, całe zasoby kruszcu, przynajmniej w tej części, która dostępna jest człowieko-wi, stanowią światowe zasoby pieniądza. Nie ma istotnego znacze-nia, jaką postać ma kruszec w danym momencie. Jeśli pieniądzem

jest żelazo, to całe żelazo jest pieniądzem, bez względu na to, czy występuje w postaci sztabek, brył czy przybiera formę jakiegoś wyspecjalizowanego przyrządu39. Złotem handlowano w różnej postaci: w formie samorodków, złotego pyłu w sakiewkach, a na-wet biżuterii. Nie powinno nas dziwić, że złotem, a także innymi pieniędzmi, można handlować w różnych postaciach, ponieważ w przypadku pieniądza istotnym czynnikiem jest waga.

Prawdą jest jednak, że niektóre formy są wygodniejsze od innych. W ostatnich stuleciach złoto i srebro dzielono na monety używane do codziennych transakcji oraz na większe sztabki do obsługi poważniejszych transakcji. Resztę złota wykorzystywano w jubilerstwie i do innych celów zdobniczych. Każda przeróbka z jednej formy w inną oznacza nakład czasu, energii i innych środków. Wykonywanie takiej pracy będzie takim samym przed-sięwzięciem, jak każde inne, i ceny za tego typu usługi ustalone zostaną na normalnej drodze. Większość ludzi zgadza się, że jubilerzy mają prawo wykonywać ozdoby ze złota, ale często od-mawia przyznania takiego samego prawa w przypadku wyrobu złotych monet. Tymczasem na wolnym rynku bicie monet jest takim samym zajęciem jak każde inne.

W czasach, gdy obowiązywał standard złota , wielu ludzi uważało złote monety za „prawdziwsze” pieniądze niż zwykły złoty kruszec (w sztabkach, sztabach i w innych formach). Rze-czywiście, monety były cenione nieco wyżej niż kruszec o tej samej wadze (agio złotych monet – uwaga tłumacza), ale nie wynikało to z jakichś tajemniczych właściwości tych monet, tylko z tego, że wyprodukowanie monet z kruszcu kosztowało drożej niż przetopienie z powrotem monet na kruszec. Z tego powodu monety miały większą wartość rynkową.

42 43

7. Prywatne mennice

Pomysł, żeby osoba prywatna biła monety, wydaje się dzisiaj tak dziwny, że warto go dokładnie przeanalizować. Przyzwyczajeni jesteśmy traktować bicie monet jako „przywilej władcy”. Ale przecież nie wiążą nas żadne „królewskie prerogatywy”, a Ame-ryka jest autorką koncepcji, według której władza nie należy do rządu, lecz do obywateli.

W jaki sposób działałyby prywatne mennice? Jak już po-wiedzieliśmy – na takiej samej zasadzie, jak każde inne przed-siębiorstwo. Każdy mincerz produkowałby monety o rozmiarach i kształtach preferowanych przez klientów. Cenę ustaliłby wolny rynek na drodze konkurencji.

Standardowy zarzut mówi, że zbyt kłopotliwe byłoby waże-nie i określanie próby przy każdej transakcji. Czy jednak stałoby coś na przeszkodzie, żeby prywatni mincerze stemplowali mo-netę, dając gwarancję, że ma ona odpowiednią wagę i czystość? Prywatni mincerze mogą to zrobić co najmniej tak dobrze jak mennica państwowa. Nieoznakowane kawałki kruszcu nie byłyby przyjmowane jako monety. Ludzie używaliby monet wytwarza-nych przez mincerzy, którzy cieszyliby się najlepszą opinią z racji jakości swoich produktów. Widzieliśmy, że w ten właśnie sposób wiodącą rolę zdobył „dolar ” – jako srebrna moneta, która wygrała w konkurencji z innymi.

Przeciwnicy prywatnych mennic podnoszą zarzut, że rozpo-wszechniłoby się fałszowanie pieniędzy. Jednocześnie jednak ci sami ludzie uważają, że należy ufać rządowi jako producentowi monet. Jeśli mamy w ogóle ufać rządowi, to gdyby istniały pry-watne mennice, z pewnością moglibyśmy wierzyć, iż rząd będzie zapobiegał fałszerstwu i karał za nie. Przyjmuje się zwykle, że prawdziwym uzasadnieniem dla istnienia rządu jest zapobieganie fałszerstwu, złodziejstwu i innym przestępstwom oraz wymierza-nie kary za nie. Jeśli jednak rząd nie potrafi pojmać przestępcy,

gdy polegamy na prywatnym pieniądzu , to jakim cudem mieli-byśmy oczekiwać, że produkcja monet znajdzie się w dobrych rękach, gdy uczciwość uczestników prywatnego rynku ustąpi miejsca państwowemu monopolowi bicia monet ? Jeśli nie mo-żemy pokładać zaufania w zdolności rządu do wytropienia poje-dynczych złoczyńców operujących w warunkach wolnego rynku produkcji monet, to dlaczego mielibyśmy wierzyć rządowi, gdy będzie miał całkowitą kontrolę nad pieniądzem i będzie mógł bić monety marnej jakości, fałszować monety i dopuszczać się innych nadużyć dysponując prawnie usankcjonowaną wyłącznością do pełnienia roli złoczyńcy na rynku? Niewątpliwie byłoby szaleń-stwem twierdzić, że w celu zapobieżenia kradzieży mienia rząd musi upaństwowić wszelką własność. Tymczasem argumenty przeciwko prywatnym mennicom są tej samej natury.

Ponadto, wszelki nowoczesny biznes opiera się na gwaran-cjach standardu. W aptece sprzedaje się ośmiouncjową buteleczkę lekarstw; pakowacz mięsa sprzedaje funt wołowiny. Kupujący spodziewa się, że te gwarancje odpowiadają dokładnie rzeczywi-stości – i nie myli się. A weźmy pod uwagę tysiące i setki tysięcy precyzyjnych produktów przemysłowych, które muszą spełniać wyśrubowane standardy i być zgodne ze szczegółowymi specyfi-kacjami. Ktoś, kto chce kupić sworzeń półcalowy, musi otrzymać sworzeń o średnicy 1/2 cala, a nie o średnicy 3/8 cala.

Mimo to jednak biznes nie popadł w ruinę. Nie ma zbyt wielu osób, które domagałyby się nacjonalizacji przemysłu ma-szynowego, żeby rząd mógł chronić standardy przed możliwymi fałszerstwami. W dzisiejszej gospodarce rynkowej dochodzi do niezliczonej ilości transakcji i w większości z nich standardy ilościowe i jakościowe odgrywają zasadniczą rolę. A mimo to przypadki fałszerstw stanowią nieistotny margines i ten margi-nes, przynajmniej teoretycznie, można ścigać. Tak samo stałoby się w przypadku bicia monet przez prywatne przedsiębiorstwa. Z całą pewnością klienci mincerza, a także jego konkurenci, prze-

44 45

40 Zob.: Herbert Spencer, Social Statics (New York: D. Appleton & Co.) 1890, s. 438.

41 Dla zaradzenia problemowi zużycia prywatni mincerze mogliby ustalać okres gwarancji na zachowanie ostemplowanej normy wagowej, albo mogliby przyj-mować zużyte monety do wymiany na monety o pierwotnej lub mniejszej wadze. Należy zauważyć, że w wolnej gospodarce nie istniałaby przymusowa standary-zacja monet, która obowiązuje zwykle w warunkach monopolu państwowego.

42 Więcej historycznych przykładów prywatnej produkcji monet można znaleźć w: B.W. Barnard, „The Use of Private Tokens for Money in the United States”, Quarterly Journal of Economics (1916-17), ss. 617-626; Charles A. Conant, The Principles of Money and Banking (New York: Harper Bros., 1905) I, ss. 127-132; Lysander Spooner, A Letter to Grover Cleveland (Boston: B.R. Tucker, 1886) s. 79; oraz J. Laurence Laughlin, A New Exposition of Money, Credit and Prices (Chicago: University of Chicago Press, 1931) I, ss. 47-51. O biciu monet pisze również Mises, op. cit., ss. 65-67 i Edwin Cannan, Money 8th Ed. (London: Staples Press, Ltd., 1935) s. 33 n.

jawialiby niezwykłą czujność wobec ewentualnych przypadków fałszowania wagi lub próby produkowanych przez niego monet40.

Entuzjaści państwowego monopolu na produkcję monet twierdzą, że pieniądz różni się od wszystkich innych towarów, gdyż, zgodnie z prawem Greshama „zły pieniądz wypiera z obie-gu dobry pieniądz”, i dlatego nie można ufać, że rynek zapewni ludziom podaż dobrego pieniądza. To twierdzenie opiera się jed-nak na błędnej interpretacji słynnego prawa Greshama . W rze-czywistości prawo to mówi, że „pieniądz, któremu rząd nada sztucznie zawyżoną wartość, będzie wypierał z obiegu pieniądz, którego wartość zostanie sztucznie zaniżona”. Przypuśćmy na przykład, że w obiegu znajdują się jednouncjowe złote monety. Po iluś latach w wyniku zużycia niektóre z tych monet będą ważyć już tylko – powiedzmy – 0,9 uncji. Oczywiście na wolnym rynku zużyte monety będą miały tylko 90% wartości monet pełnowar-tościowych i trzeba będzie zmienić ich wartość nominalną41. To właśnie „złe” monety zostaną wyparte z rynku. Przypuśćmy jednak, że rząd wydaje ustawę, która stanowi, iż wszyscy muszą traktować zużyte monety tak samo, jak nowe, pełnowartościowe, i muszą je przyjmować jako zapłatę wierzytelności na równi z nowymi. Co w rzeczywistości zrobił rząd? Narzucił kontrolę cen, wynikającą z przymusu stosowania określonego „kursu wy-miany ” jednych monet na drugie. Zmuszając do stosowania kursu al pari (1:1), mimo, że zużyte monety powinny być wymieniane z dziesięcioprocentowym dyskontem, rząd sztucznie zawyża wartość starych monet i zaniża wartość nowych. W rezultacie

każdy będzie się posługiwał zużytymi monetami, a nowe będzie gromadził lub je wyeksportuje. Jak więc widzimy, „zły pieniądz wypiera z obiegu dobry pieniądz”, ale nie na wolnym rynku , lecz w wyniku interwencji rządu na rynku.

Mimo że prywatni mincerze byli nieustannie nękani przez rządy, co sprawiało, że bicie monety było zajęciem wysoce ryzy-kownym, prywatne monety doskonale funkcjonowały w różnych momentach historii. Zgodnie z zasadą mówiącą, że wszelkich wynalazków dokonują wolne jednostki a nie państwo, pierwsze monety były bite przez osoby prywatne i złotników. Nawet, gdy państwo zaczęło monopolizować produkcję monet, na królew-skich monetach znajdowały się gwarancje prywatnych bankierów, którym ludzie ufali widocznie znacznie bardziej niż rządowi. W Kalifornii monety pochodzące z prywatnych mennic znajdo-wały się w obiegu jeszcze w 1848 roku42.

8. „Właściwa” podaż pieniądza

Możemy teraz przejść do zagadnienia, czym jest podaż pieniądza w społeczeństwie i w jaki sposób z niej się korzysta. W szczególności zajmiemy się odwiecznym pytaniem o to, ile pieniędzy „potrzebuje-my”. Czy podaż pieniądza powinna być regulowana według określo-nych kryteriów, czy też może o niej decydować wolny rynek ?

46 47

Przede wszystkim, całkowite zasoby albo podaż pienią-dza w społeczeństwie w określonym momencie odpowiadają całkowitemu ciężarowi występującej w danym czasie substan-cji, używanej jako pieniądz. Załóżmy na razie, że tylko jeden towar jest wykorzystywany na wolnym rynku jako pieniądz. Przyjmijmy ponadto, że tym towarem jest złoto (choć równie do-brze mogłoby to być srebro albo nawet żelazo; o tym, który towar przyjąć za pieniądz, decyduje rynek , a nie my). Jeśli pieniądzem jest złoto, to całkowita podaż pieniądza równa jest całkowitemu ciężarowi złota , które znajduje się w posiadaniu społeczeństwa. Postać, w jakiej złoto występuje, nie ma znaczenia – chyba, że koszt nadania określonych form jest wyższy od kosztu tworzenia innych form (np. bicie monet kosztuje więcej niż przetapianie ich). W tej sytuacji jedna z form zostanie wybrana przez rynek jako pieniądz rozrachunkowy, a inne formy będą miały wartość nie-co wyższą lub nieco niższą, w zależności od ich względnej ceny rynkowej.

Zmiany całkowitej ilości złota będą wywoływane przez te same czynniki, które są odpowiedzialne za zmiany podaży innych towarów. Zwiększenie jego ilości będzie wynikiem zwiększonego wydobycia; zmniejszenie – rezultatem normalnego zużycia w co-dziennych transakcjach, zużycia w przemyśle itd. Jako że rynek przeznaczy na pieniądz towar trwały i dzięki temu, że pieniądze nie ulegają tak intensywnemu zużyciu jak inne towary, służąc tyl-ko jako środek wymiany – roczna produkcja towaru pieniężnego będzie stosunkowo niewielka. Zmiany całkowitej ilości zasobów złota są więc na ogół bardzo powolne.

Jaka „powinna” być podaż pieniądza? Podawano najróżniej-sze zasady: że ilość pieniądza powinna zmieniać się odpowiednio do liczby ludności, do „wolumenu handlu ”, do „ilości dóbr wy-tworzonych”, powinna zapewniać utrzymanie stałego „poziomu cen” itd. Nieliczni tylko postulują, żeby decyzję pozostawić ryn-kowi. Pieniądz różni się jednak od innych towarów zasadniczym

czynnikiem. Uchwycenie tej różnicy jest kluczem do zrozumienia spraw związanych z pieniądzem. Gdy wzrasta podaż jakiegokol-wiek produktu innego niż pieniądz, to ów wzrost przynosi spo-łeczeństwu korzyści; jest to powód do ogólnej radości. Większa ilość dóbr konsumpcyjnych oznacza wyższy poziom życia dla wszystkich; większa ilość dóbr kapitałowych oznacza utrzymanie i podwyższenie stopy życiowej w przyszłości. Odkrycie nowej, żyznej krainy albo złóż surowców naturalnych również zwiastuje poprawę warunków życia, zarówno obecnie, jak i w przyszłości. A co się dzieje w przypadku zwiększenia ilości pieniądza? Czy wzrost podaży pieniądza jest równie korzystny dla ogółu społe-czeństwa?

Dobra konsumpcyjne zużywane są przez konsumentów; do-bra kapitałowe i surowce naturalne zużywane są w procesie pro-dukcji dóbr konsumpcyjnych. Tymczasem pieniędzy nie zużywa się; rola pieniądza polega na pośredniczeniu w wymianach – na zapewnianiu łatwiejszego przechodzenia towarów i usług z rąk do rąk. Wszystkie te wymiany dokonywane są w oparciu o ceny pieniężne. Jeśli telewizor można wymienić na trzy uncje złota , to mówimy, że „cena” telewizora wynosi trzy uncje. Dla określonego czasu wszystkie dobra istniejące w gospodarce będą wymienialne na złoto po określonym kursie, czyli po określonej cenie. A jak będzie z samym pieniądzem? Czy pieniądz ma swoją „cenę”? Jeśli cena jest po prostu kursem wymiany, to oczywiście tak, ale w przypadku pieniądza jego ceną jest cały wachlarz kursów wy-miany na wszystkie poszczególne dobra dostępne na rynku.

Przypuśćmy, że telewizor kosztuje trzy uncje złota , samo-chód – sześćdziesiąt, bochenek chleba – 1/100 uncji, a godzina po-rady prawnej u Jonesa – jedną uncję. „Cenę pieniądza” będą więc stanowiły różne poszczególne stosunki wymiany. Jedna uncja zło-ta będzie „warta” albo 1/3 telewizora, albo 1/60 samochodu, albo 100 bochenków chleba, albo 1 godzinę pracy Jonesa. I tak dalej ze wszystkimi dobrami. Ceną pieniądza jest więc „siła nabywcza”

48 49

jednostki pieniężnej – w tym wypadku jednej uncji złota. Mówi nam ona, co można otrzymać w zamian za tę uncję, podobnie jak cena pieniężna telewizora mówi o tym, ile pieniędzy można uzyskać w zamian za telewizor. Co determinuje cenę pieniądza? Te same siły, które decydują o wszystkich cenach na rynku – pra-stare, ale zawsze sprawdzające się prawo popytu i podaży. Wszy-scy dobrze wiemy, że gdy wzrośnie podaż jaj, to ich cena będzie spadać; jeśli zgłaszany przez kupujących popyt na jaja wzrośnie, to cena będzie rosła. Tak samo dzieje się w przypadku pieniądza. Wzrost podaży pieniądza spowoduje spadek jego „ceny ”; wzrost popytu na pieniądz spowoduje wzrost tej ceny. Ale jaki jest popyt na pieniądz ? Wiemy, co oznacza „popyt” w przypadku jaj; jest to ilość pieniędzy, którą konsumenci są gotowi wydać na jaja, wraz z jajami, które pozostaną i nie znajdą nabywców. Również w przypadku pieniądza „popyt” oznacza różne dobra oferowane w zamian za pieniądze wraz z pieniędzmi, które zostaną zatrzy-mane w gotówce i przez pewien czas nie będą wydawane. W oby-dwu przypadkach „podaż” można odnieść do łącznych zasobów danego dobra obecnych na rynku.

Co się zatem dzieje, gdy, przy niezmienionym popycie na pieniądz podaż złota wzrasta? „Cena pieniądza” spada, tzn. siła nabywcza każdej jednostki pieniężnej maleje. Uncja złota będzie teraz warta mniej niż 100 bochenków chleba, 1/3 telewizora itd. I odwrotnie: gdy podaż złota maleje, siła nabywcza uncji złota wzrasta.

Jaki jest skutek zmiany podaży pieniądza? Posługując się przykładem jednego z pierwszych ekonomistów, Davida Hume’a, możemy postawić sobie pytanie, co by się stało, gdyby pewnej nocy jakaś dobra wróżka wśliznęła się do naszych kieszeni, portfeli, sejfów bankowych i podwoiła ilość naszych pieniędzy. Czy stalibyśmy się od tego dwukrotnie bogatsi? Oczywiście nie. Bogaci stajemy się dzięki obfitości dóbr, a ograniczeniem tej ob-fitości jest rzadkość zasobów: ziemi, pracy i kapitału. Zwiększe-

nie ilości bilonu nie spowoduje zaistnienia tych zasobów. Przez moment możemy poczuć się dwa razy bogatsi, ale oczywiście w istocie mamy tylko do czynienia z rozcieńczeniem podaży pie-niądza. Gdy tylko ludzie ruszą na zakupy z nowo otrzymanymi pieniędzmi w garści, ceny – z dużym przybliżeniem – wzrosną dwukrotnie, a w każdym razie do takiego poziomu, przy którym popyt zostanie zaspokojony, a pieniądz nie będzie podbijał cen na istniejące dobra.

Widzimy zatem, że wzrost podaży pieniądza, podobnie jak wzrost podaży każdego dobra, powoduje wprawdzie spadek jego ceny , ale – w przeciwieństwie do innych dóbr – nie przynosi społeczeństwu korzyści. Ludzie nie stają się bogatsi. Nowe dobra konsumpcyjne i kapitałowe wpływają na podwyższenie poziomu życia, natomiast nowe pieniądze wywołują tylko wzrost cen, tj. rozcieńczają własną siłę nabywczą. Dzieje się tak dlatego, że pieniądz jest użyteczny wyłącznie ze względu na swoją wartość jako środek wymiany. Inne dobra mają różne zastosowania „prak-tyczne” i z tego względu wzrost ich podaży służy zaspokojeniu kolejnej części popytu zgłaszanego przez konsumentów. Użytecz-ność pieniądza związana jest wyłącznie z potencjalną wymianą; wynika z jego wartości wymiennej albo „siły nabywczej”. Nasze prawo – mówiące o tym, że wzrost ilości pieniądza nie przynosi społeczeństwu korzyści – jest konsekwencją unikalnego zastoso-wania pieniądza jako środka wymiany .

Zwiększenie podaży pieniądza rozcieńcza tylko wydajność każdej uncji złota , z drugiej zaś strony zmniejszenie podaży pieniądza zwiększa siłę, z jaką każda uncja wykonuje swoją pra-cę. Dochodzimy więc do zadziwiającego wniosku, że wielkość podaży pieniądza jest bez znaczenia. Każda podaż tak samo dobrze spełni swoje zadanie. Wolny rynek dostosuje się poprzez zmianę siły nabywczej, albo wydajności jednostki złota. Nie ma powodu, by wpływać na rynek w celu zmiany podaży pieniądza, jaką sam determinuje.

50 51

43 Wydobycie złota nie jest oczywiście bardziej dochodowe niż jakiekolwiek inne przedsięwzięcie. W dłuższej perspektywie rentowność tego rodzaju działalności zrównuje się z rentownością netto każdej innej gałęzi przemysłu.

Planista monetarny mógłby w tym miejscu zaprotestować: „W porządku, ale jeśli uznamy, że zwiększanie podaży pieniądza nie ma sensu, to czy nie oznacza to, iż wydobywanie złota jest marnotrawieniem środków? ” Ten argument może przemawiać do osób, które nie mają zasadniczych zastrzeżeń do państwowego in-terwencjonizmu, ale nie przekona zdecydowanych obrońców wol-ności. Lekceważy on jednak ważny szczegół: złoto jest nie tylko pieniądzem, ale także towarem. Wzrost podaży złota nie przynosi żadnych korzyści pieniężnych , ale przynosi korzyści niepienięż-ne , tzn. zapewnia większą ilość złota do celów konsumpcyjnych (zdobniczych, dentystycznych i innych) i na potrzeby produkcji (wyroby przemysłowe). Wydobycie złota nie jest więc wcale mar-notrawieniem energii społeczeństwa.

Podsumowując, należy stwierdzić, że wyznaczenie wielkości podaży pieniądza – podobnie jak i innych dóbr – należy pozosta-wić wolnemu rynkowi. Poza ogólnymi zaletami natury moralnej i gospodarczej, rozwiązanie polegające na powstrzymaniu się od dyktowania ilości pieniądza będzie bardziej funkcjonalne, a wolny rynek ustali wydobycie złota na poziomie odpowiednim do popytu konsumentów oraz w proporcji do podaży pozostałych dóbr43.

9. Problem „tezauryzacji ”

Niełatwo jest jednak zamknąć usta przeciwników wolności pieniądza. Szczególnie często posługują się oni straszakiem „tezauryzacji ”. Przywołują obraz samolubnego starego skąpca, który – bądź to z pobudek irracjonalnych bądź w jakichś niecnych

celach – gromadzi złoto w piwnicy albo w skarbcu i przyczynia się w ten sposób do zatrzymania obiegu pieniądza w handlu i do pojawienia się depresji oraz innych problemów. Czy tezauryzacja stanowi rzeczywiście zagrożenie?

Przede wszystkim należy zauważyć, że w tym przypadku mamy po prostu do czynienia ze zwiększonym popytem na pie-niądz ze strony skąpca. W rezultacie ceny dóbr spadną, a siła na-bywcza uncji złota wzrośnie. Nie przynosi to strat społeczeństwu, które zadowala się niższą efektywną podażą wydajniejszych uncji złota.

A zatem, nawet w najgorszym wariancie, sytuacja ta nie prowadzi do żadnych fatalnych skutków i wolność pieniądza nie wywołuje trudności. Na tym jednak problem się nie kończy, gdyż dążenie ludzi do gromadzenia większej lub mniejszej ilości pie-niądza w gotówce nie jest niczym irracjonalnym.

Przyjrzyjmy się bliżej zagadnieniu salda gotówkowego. Dla-czego ludzie w ogóle trzymają gotówkę? Przypuśćmy, że każdy byłby w stanie przewidzieć przyszłość z całkowitą pewnością. W takim przypadku nikt nie musiałby w ogóle przechowywać gotówki . Każdy wiedziałby, ile dokładnie pieniędzy wyda i jaki osiągnie dochód każdego dnia. Nie musiałby więc trzymać go-tówki pod ręką, tylko pożyczyłby swoje złoto i otrzymywał wy-płaty w odpowiednich dawkach i dokładnie wtedy, gdy przewidy-wałby określone wydatki. Tymczasem żyjemy przecież w świecie niepewności . Ludzie nie są w stanie dokładnie przewidzieć, co im się przytrafi, ani jakie będą ich przyszłe dochody i wydatki. Im większa panuje wśród ludzi niepewność i strach, tym więcej gotówki będą chcieli mieć pod ręką; im większe ludzie mają po-czucie bezpieczeństwa, tym mniejszą będą mieli skłonność do przetrzymywania gotówki . Inna przyczyna trzymania gotówki wiąże się również z niepewnością realnego świata. Jeśli ludzie spodziewają się, że w niedalekiej przyszłości cena pieniądza spadnie, to wydają pieniądze teraz, póki ich wartość jest większa;

52 53

44 W którym momencie zasoby gotówki stają się podejrzanym nieco „skarbem”, a zapobiegliwa osoba – skąpcem? Nie da się ustalić żadnych defi nitywnych kry-teriów: zarzut, że ktoś „tezauryzuje” gotówkę, oznacza tylko, że A przechowuje więcej gotówki , niż B uważa za stosowne w jego przypadku.

następuje wówczas „detezauryzacja” i spada popyt na pieniądz. I odwrotnie, jeśli ludzie przewidują wzrost ceny pieniądza, to odłożą wydatki na później, kiedy jego wartość wzrośnie, a popyt na pieniądz zwiększy się. Zgłaszany przez ludzi popyt na gotówkę rośnie i maleje z istotnych i uzasadnionych przyczyn.

Ekonomiści, którzy uważają, że nie jest dobrze, jeśli pie-niądze nie pozostają w stałym, czynnym „obiegu ”, są w błędzie. Pieniądz jest rzeczywiście użyteczny wyłącznie jako środek wy-miany, ale jego użyteczność nie ogranicza się wyłącznie do mo-mentu, w którym dochodzi do wymiany. Często lekceważy się ten fakt. Pieniądz jest tak samo użyteczny, gdy spoczywa „bez-czynnie” jako czyjeś zasoby gotówki – nawet w postaci „skarbu” skąpca44. Te pieniądze są bowiem przechowywane w oczekiwaniu na możliwą przyszłą wymianę – ich właścicielowi zapewniają w tym momencie korzyść polegającą na umożliwieniu dokona-nia wymiany w dowolnym czasie – obecnie lub w przyszłości – w którym właściciel zechce jej dokonać.

Należy pamiętać o tym, że całe złoto musi do kogoś należeć i że w związku z tym całe złoto musi być przechowywane przez ludzi w postaci gotówki lub na rachunkach gotówkowych. Jeśli w społeczeństwie jest 3000 ton złota , to całe 3000 ton musi mieć w każdym momencie swoich właścicieli i musi pozostawać w dys-pozycji poszczególnych osób. Całkowita suma sald gotówkowych jest zawsze identyczna z całkowitą ilością pieniądza w społe-czeństwie. A zatem, jak na ironię, gdyby nie istniejąca w świe-cie niepewność, niemożliwy byłby w ogóle system monetarny! W świecie całkowitej pewności nikt nie chciałby przechowywać gotówki , więc popyt na pieniądz byłby nieskończenie mały, ceny

nieskończenie wysokie i każdy system monetarny załamałby się. Istnienie zasobów gotówkowych nie jest czynnikiem irytują-cym i przysparzającym kłopotów, lecz jest absolutnie niezbędne w każdej gospodarce pieniężnej.

Mówienie, że pieniądz „krąży” (znajduje się w „obiegu ”) również prowadzi do nieporozumień. Tak, jak wszystkie metafory wzięte z nauk fizycznych, określenie to wskazuje na jakiś rodzaj niezależnego od ludzkiej woli, mechanicznego procesu, który odbywa się z pewną prędkością przepływu albo w pewnym „ryt-mie”. W rzeczywistości pieniądz nie „krąży”, tylko od czasu do czasu jest przekazywany z jednego salda gotówkowego na inne. Jeszcze raz okazuje się, że istnienie pieniądza jest wynikiem tego, iż ludzie chcą dysponować zasobami gotówki .

Na początku tego rozdziału pokazaliśmy, że „tezauryzacja” nie przynosi społeczeństwu żadnych strat. Teraz przekonamy się, że wahania ceny pieniądza wynikające ze zmian popytu na pie-niądz mają dla społeczeństwa korzystne skutki – tak korzystne, jak zwiększenie podaży każdego innego towaru lub usługi. Jak widzieliśmy, całkowita suma sald gotówkowych w społeczeństwie musi być równa i identyczna z całkowitą ilością pieniądza. Załóż-my, że jego ilość jest stała i wynosi, powiedzmy, 3000 ton. Załóż-my następnie, że z jakiegoś powodu – na przykład ze względu na wzrost poczucia niepewności – zwiększa się zapotrzebowanie lu-dzi na gotówkę. Oczywiście zaspokojenie tego popytu będzie dla społeczeństwa korzystne, ale jak ten popyt ma być zaspokojony, jeśli całkowita suma sald gotówkowych musi pozostać niezmien-na? Po prostu tak: gdy ludzie cenią sobie wyżej gotówkę, popyt na pieniądz rośnie, a ceny spadają. W rezultacie ta sama całkowita suma sald gotówkowych daje teraz wyższe saldo „realne”, tzn. jest większa w porównaniu z cenami dóbr – większa w stosunku do pracy jaką mają wykonać pieniądze. Efektywne saldo gotówkowe społeczeństwa zwiększyło się. I odwrotnie, zmniejszenie się po-pytu na gotówkę spowoduje zwiększenie zakupów i wzrost cen.

54 55

45 Dla naszych rozważań nieistotne jest w tej chwili, w jaki sposób państwo tego dokona. Ogólnie mówiąc będzie to polegało na sterowaniu przez rząd zmianami w podaży pieniądza.

Potrzeba obniżenia efektywnego salda gotówkowego społeczeń-stwa zostanie zaspokojona przez to, że ta całkowita ilość gotówki będzie musiała wykonać większą pracę.

A zatem, zmiana ceny pieniądza wynikająca z wahań jego podaży powoduje tylko zmniejszenie lub zwiększenie wydajności jednostki pieniężnej i nie przynosi społeczeństwu korzyści; nato-miast zmiana jego ceny, wynikająca z wahań popytu na gotówkę przynosi społeczeństwu korzyści – zaspokaja zgłaszaną przez ludzi potrzebę, żeby saldo gotówkowe było większe lub mniej-sze w stosunku do pracy wykonywanej przez gotówkę. Z drugiej strony, zwiększenie podaży pieniądza uniemożliwi zaspokojenie oczekiwań ludzi, że całkowite zasoby gotówki będą miały większą wydajność (większą wydajność pod względem siły nabywczej).

Na pytanie, czy chcą więcej pieniędzy, ludzie niemal zawsze odpowiadają, że chcieliby ich jak najwięcej! W rzeczywistości jednak nie chcą większej liczby jednostek pieniężnych – więcej uncji złota albo „dolarów” – tylko bardziej wydajnych jednostek, czyli większej ilości dóbr i usług, które mogliby za te pienią-dze nabyć. Widzieliśmy, że społeczeństwo nie może zaspokoić zwiększonego popytu na pieniądz przez zwiększenie jego podaży – ponieważ zwiększenie podaży spowoduje tylko rozcieńczenie wydajności każdej uncji i pieniędzy nie będzie w rzeczywistości więcej niż dotychczas. Poziom życia ludzi (pomijając niepienięż-ne zastosowania złota) nie może się podnieść dzięki zwiększeniu wydobycia złota. Jeśli ludzie chcą, żeby ich uncje złota miały większą wydajność, mogą to osiągnąć jedynie poprzez obniżenie cen i zwiększenie wydajności każdej uncji.

10. Czy należy stabilizować poziom cen?

Niektórzy teoretycy uważają, że wolny system pieniężny byłby nierozsądny, ponieważ nie „stabilizowałby poziomu cen”, tzn.

ceny jednostki pieniężnej. Pieniądz , powiadają oni, powinien być ustaloną miarą, która nigdy nie ulega zmianom. Dlatego jego wartość lub siła nabywcza powinna podlegać stabilizacji. Na wol-nym rynku cena pieniądza podlegałaby wahaniom, więc należy ją okiełznać państwowym zarządem, który zapewni stabilność45. Stabilność zaowocuje sprawiedliwością. Na przykład dłużnicy i wierzyciele będą mieli gwarancję, że zwracane dolary albo uncje złota będą miały tę samą siłę nabywczą, którą miały w momencie, gdy zostały pożyczone.

Jednakże, jeśli pożyczkodawcy i dłużnicy chcą zabezpieczyć się przed przyszłymi zmianami siły nabywczej, to mogą bez trudu osiągnąć ten cel na wolnym rynku . Gdy zawierają umowę, mogą uzgodnić, że zwrot pożyczki będzie stanowiła suma pieniędzy skorygowana o pewien ustalony wskaźnik zależny od zmian war-tości pieniądza. Zwolennicy stabilizowania od zawsze opowiadali się za takimi metodami, ale z zagadkowych przyczyn pożyczko-dawcy i pożyczkobiorcy rzadko korzystali z tej możliwości. Czy rząd musi w takim razie narzucać „korzyści” ludziom, którzy już dobrowolnie je odrzucili? Wydaje się, że w tym świecie nieule-czalnej niepewności chętnie zaryzykowaliby swoją umiejętnością przewidywania przyszłej sytuacji na rynku. W końcu cena pie-niądza nie różni się od innych wolnych cen na rynku. Skoro inne ceny mogą się zmieniać w zależności od popytu zgłaszanego przez jednostki, to dlaczego cena pieniądza nie miałaby się zmieniać?

Sztuczna stabilizacja poważnie deformowałaby rynek i utrudniała jego funkcjonowanie. Jak wskazaliśmy, ludzie nie mogliby zaspokoić potrzeby zmiany w relacjach na saldzie go-tówkowym; nie istniałaby możliwość zmiany salda gotówkowego zgodnie ze zmianą cen. Ponadto podwyższenie poziomu życia

56 57

ogółu jest wynikiem inwestycji kapitałowych. Wzrost produk-tywności powoduje spadek cen (i kosztów) i dzięki temu owoce wolnej przedsiębiorczości docierają do wszystkich. Utrzymywa-nie na siłę poziomu cen uniemożliwia upowszechnienie się wyż-szego standardu życia.

Pieniądz nie jest „ustaloną miarą”. Jest towarem służącym jako środek wymiany. Elastyczność jego wartości względem po-pytu konsumentów jest tak samo istotna i tak samo korzystna jak w przypadku innych wolnych cen rynkowych.

11. Współwystępowanie różnych pieniędzy

Uzyskaliśmy jak dotąd następujący obraz pieniądza w wolnej go-spodarce: złoto lub srebro będące w użyciu jako środek wymiany; złoto w postaci monet bitych przez prywatne firmy i używane w określonych jednostkach wagowych; ceny podlegające swobod-nym wahaniom na rynku w zależności od popytu konsumentów i podaży produktów. Wolność cen pociąga za sobą konieczność swobody w dziedzinie kształtowania siły nabywczej jednostki pieniężnej; nie jest możliwe użycie przemocy i ingerencja w zmia-ny wartości pieniądza bez jednoczesnego podkopywania wolności cen na wszystkie dobra. Oparta na takich zasadach wolna gospo-darka nie byłaby chaotyczna. Wręcz przeciwnie, taka gospodarka byłaby nastawiona na szybkie i efektywne zaspokojenie potrzeb konsumentów. Rynek pieniądza może być również wolny.

Do tej pory upraszczaliśmy nieco problem, przyjmując, że istnieje tylko jeden kruszec pieniężny- powiedzmy złoto. Przypu-śćmy, że na światowym rynku pozostają w obiegu dwa lub więcej rodzajów pieniędzy – dajmy na to złoto i srebro . Być może w nie-których krajach pieniądzem byłoby złoto, a w innych srebro, albo wszędzie złoto i srebro krążyłyby równolegle. Złoto na przykład, które miałoby – w stosunku uncja do uncji – wyższą wartość

rynkową niż srebro, byłoby używane do obsługi większych trans-akcji, natomiast srebro – do obsługi mniejszych. Czy jednoczesne użycie dwu rodzajów pieniądza nie wprowadzałyby straszliwego chaosu? Czy rząd nie musiałby interweniować i narzucić ustalo-nego stosunku między nimi („bimetalizmu”), albo w jakiś sposób doprowadzić do demonetyzacji jednego z kruszców (narzucając „monometalizm”)?

Jest wielce prawdopodobne, że gdyby rynkowi poluzować cugle, to ostatecznie ustanowiłby jeden kruszec jako pieniądz. Wprawdzie na przestrzeni ostatnich stuleci srebro wciąż konkuro-wało ze złotem, ale rząd wcale nie musi interweniować i ratować rynku przed jego własnym kaprysem, jakim jest utrzymywanie dwóch rodzajów pieniądza. Srebro pozostawało w obiegu właśnie dlatego, że było wygodne w użyciu (na przykład jako drobne monety). Srebro i złoto mogą z powodzeniem pozostawać jed-nocześnie w obiegu , i z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w przeszłości. Względna podaż i popyt na każdy z tych kruszców będą wyznaczały ich wzajemny kurs wymiany, a ten kurs, tak jak każda inna cena, będzie się wahał w zależności od zmiennych sił popytu i podaży. W jakimś momencie srebro i złoto mogą być wymieniane w stosunku 16:1, kiedy indziej 15:1 itd. O tym, który kruszec służyłby jako jednostka rozliczeniowa, decydowałyby konkretne warunki panujące na rynku. Jeśli złoto byłoby pie-niądzem rozliczeniowym, to większość transakcji rozliczanoby w uncjach złota , a uncje srebra byłyby wymieniane po swobodnie wahających się cenach w złocie.

Należy jasno powiedzieć, że kurs wymiany i siła nabywcza jednostki każdego z tych kruszców będą zawsze dążyły do pozo-stawania w stałej proporcji. Jeśli ceny dóbr liczone w srebrze będą piętnaście razy wyższe od cen w złocie, to kurs wymiany będzie dążył do stosunku 15: 1. W przeciwnym razie będzie się opłacało wymienić jeden kruszec na drugi i trzymać go aż do czasu, gdy osiągnięty zostanie parytet. Jeśli ceny w srebrze będą piętnaście

58 59

46 Na temat przykładów znanych z historii standardów równoległych zobacz: W. Stanley Jevons, Money and the Mechanism of Exchange (London: Kegan Paul, 1905) ss. 88-96 oraz Robert S. Lopez, „Back to Gold, 1252,” The Economic History Review (grudzień 1956) s. 224. Moneta złota została w Europie wprowa-dzona niemal jednocześnie w Genui i Florencji. Florencja ustanowiła bimetalizm , natomiast „Genua, przeciwnie, starając się ograniczyć jak najbardziej państwowy interwencjonizm , nie próbowała narzucić ustalonego kursu między monetami bitymi z różnych kruszców”, ibid. 179 n. O zgłoszonej przez urzędnika Urzędu Probierczego USA propozycji, żeby Stany Zjednoczone przeszły na standard rów-noległy, pisze J.W. Sylvester, Bullion Certifi cates as Currency (New York, 1882).

razy wyższe niż w złocie, a jednocześnie kurs srebra do złota wy-nosić będzie 20: 1, to ludzie szybko zamienią dobra na złoto, ku-pią srebro , a następnie odkupią te same dobra za srebro, nieźle na tej operacji zarabiając. Dzięki temu szybko przywrócony zostanie „parytet siły nabywczej” kursu wymiany ; gdy złoto tanieje w sto-sunku do srebra, ceny dóbr w srebrze rosną, a ceny dóbr w złocie maleją.

Wolny rynek pozostaje systemem niezwykle dobrze zorga-nizowanym nie tylko wówczas, gdy pieniądz jest wolny, ale nawet wtedy, gdy krąży na nim więcej niż jeden rodzaj pieniądza.

Jaki rodzaj „standardu” przyniesie wolność pieniądza? Istot-ne jest, żeby standard nie został narzucony dekretem rządu. Gdy rynkowi pozostawi się wolną rękę, to za jedyny pieniądz będzie on mógł przyjąć złoto („standard złota ”) lub srebro („standard sre-bra ”), albo – co wydaje się najbardziej prawdopodobne – za pie-niądze uzna oba kruszce, a kurs wymiany pozostawi swobodnym wahaniom („standardy równoległe”)46.

12. Magazyny pieniędzy

Załóżmy więc, że wolny rynek ustanowił złoto jako pieniądz (dla uproszczenia pomijając znów srebro ). Nawet, gdy złoto występuje

w postaci zgrabnych monet, często nieporęcznie i niewygodnie jest się nimi posługiwać bezpośrednio. W przypadku większych transakcji transport kilkuset funtów złota byłby uciążliwy i kosz-towny. Dlatego wolny rynek, zawsze gotów do zaspokajania spo-łecznych potrzeb, i tym razem spieszy z pomocą. Złoto musi być najpierw gdzieś zmagazynowane, a ponieważ w innych gałęziach przedsiębiorczości najlepiej sprawdza się specjalizacja, to również w dziedzinie składowania będzie ona najbardziej efektywna. Określone firmy odniosą na rynku sukces oferując usługę składo-wania. Niektóre z nich będą się specjalizować w przechowywaniu złota i miliony ludzi powierzą im swoje złoto na przechowanie. W przypadku wszystkich magazynów prawo właściciela do zma-gazynowanego towaru poświadczane jest kwitem składowym , który właściciel otrzymuje w zamian za wstawione do magazynu dobra. Kwit upoważnia właściciela do żądania w dowolnym mo-mencie, by wydano mu jego towar. Magazyn złota zarobi tak jak każdy inny – pobierając opłatę za usługę magazynową.

Wszelkie przesłanki przemawiają za tym, że składy złota lub magazyny pieniędzy podobnie jak inne rozwiną się bujnie na wolnym rynku . W rzeczy samej, w przypadku pieniędzy, składo-wanie ma do odegrania nawet jeszcze ważniejszą rolę. Wszystkie inne towary przeznaczone są ostatecznie do konsumpcji i po jakimś czasie muszą opuścić magazyn, by można je było prze-znaczyć do zużycia w produkcji lub do konsumpcji. Tymczasem pieniądz, jak widzieliśmy, na ogół nie jest w sensie fizycznym „zużywany”; jest wykorzystywany do wymiany na inne dobra i do przechowywania w oczekiwaniu na zaistnienie takich wy-mian w przyszłości. Pieniądz jest nie tyle „zużywany”, co po pro-stu przekazywany kolejnym osobom.

W takiej sytuacji względy wygody przemawiają nieuchron-nie za tym, żeby przekazywać kwit składowy zamiast samego złota w fizycznej postaci. Przypuśćmy na przykład, że Smith i Jones przechowują złoto w tym samym składzie. Jones sprze-

60 61

47 Trzecią formę substytutu pieniądza stanowią monety zdawkowe służące jako reprezentacja bardzo drobnego pieniądza. Monety takie są odpowiednikami banknotów, tyle że „wydrukowanymi” na metalu o niskiej zawartości kruszcu zamiast na papierze.

daje Smithowi samochód za 100 uncji złota. Mogliby oczywiście zdecydować się na kosztowny proces polegający na tym, że Smith przedstawiłby swój kwit, otrzymał złoto z magazynu i przywiózł je do biura Jonesa, by ten dostarczył je z powrotem do depozy-tu . Z pewnością wybraliby jednak wygodniejszy wariant: Smith wręczyłby Jonesowi kwit opiewający na 100 uncji złota.

W ten sposób kwity składowe zaczynają w coraz większym stopniu pełnić rolę substytutów pieniądza . Coraz mniej trans-akcji odbywa się przy użyciu samego złota ; zamiast tego coraz częściej używane są papierowe tytuły do złota. W miarę rozwoju rynku, pojawią się trzy czynniki ograniczające proces przecho-dzenia na korzystanie z substytutów. Pierwszym jest zakres, w jakim ludzie korzystają z tych magazynów pieniądza – nazy-wanych bankami – zamiast używać gotówki . Oczywiście, jeśli Jones z jakichś powodów nie chciałby korzystać z usług banku, to Smith musiałby przywieźć samo złoto. Drugim ogranicze-niem jest klientela poszczególnych banków . Inaczej mówiąc, im więcej transakcji jest zawieranych pomiędzy klientami różnych banków , tym więcej złota trzeba transportować między banka-mi . Im więcej transakcji zawierają klienci tego samego banku, tym mniejsza potrzeba transportowania złota. Jeśli Jones i Smith byliby klientami różnych składów, bank Smitha (lub sam Smith) musiałby przewieźć złoto do banku Jonesa. Po trzecie, klienci muszą wierzyć w uczciwość swoich banków . Jeśli na przykład nagle dowiedzą się, że urzędnicy bankowi mają kryminalną prze-szłość, to najprawdopodobniej bank szybko wypadnie z rynku. W tej dziedzinie wszystkie składy – i wszystkie przedsięwzięcia oparte na zaufaniu – są do siebie podobne.

W miarę jak banki będą się rozwijać, a zaufanie do nich będzie rosło, klienci mogą uznać, że w wielu przypadkach wy-godniej będzie zrezygnować z prawa do papierowych kwitów – nazywanych banknotami (notami bankowymi – bank notes) i zamiast tego posługiwać się rachunkami bieżącymi. W języ-

ku związanym z dziedziną pieniądza rachunki te nazywane są depozytami bankowymi. Zamiast przekazywać papierowe kwi-ty, klient dysponuje roszczeniem zapisanym w księdze handlowej prowadzonej przez bank. Transakcji dokonuje wypisując polece-nie, zgodnie z którym jego magazyn przekazuje część gotówki z jego rachunku na rzecz innej osoby. W naszym przykładzie Smith poleci bankowi przekazanie zaksięgowanego tytułu do swoich 100 uncji złota na rzecz Jonesa. To pisemne polecenie na-zywane jest czekiem .

Należy zaznaczyć, że w sensie ekonomicznym nie ma żadnej różnicy między notą bankową (banknotem) a depozytem banko-wym. Obydwa te dokumenty stanowią roszczenie do przechowy-wanego w banku złota ; obydwa przekazywane są na tej samej za-sadzie jako substytuty pieniądza i obydwa podlegają tym samym trzem ograniczeniom zakresu użycia. W zależności od preferencji klient może zażyczyć sobie, by jego tytuł własności miał formę banknotu (note) albo depozytu (deposit)47.

A teraz zastanówmy się, co się stało z podażą pieniądza w wy-niku tych wszystkich operacji. Czy to, że papierowe kwity lub depo-zyty bankowe używane są jako „substytuty pieniądza”, oznacza, iż efektywna podaż pieniądza w gospodarce wzrosła, chociaż zasoby złota nie uległy zmianie? Oczywiście nie, ponieważ substytuty pieniądza to po prostu kwity składowe na faktycznie zdeponowane złoto. Gdy Jones deponuje w swoim składzie 100 uncji złota i otrzy-muje na nie kwit, to kwit ten może być użyty na rynku jako pieniądz, ale tylko w formie ułatwiającego operację zastępstwa za złoto a nie dodatkowych pieniędzy. Złoto w skarbcu nie bierze więc już udziału w efektywnej podaży pieniądza, lecz jest przechowywane jako re-

62 63

zerwa na poczet wystawionego za nie kwitu. Właściciel złota może w każdej chwili zgłosić się z tym kwitem po odbiór swojej własności. Większy lub mniejszy zakres użycia substytutów nie wywiera wpły-wu na podaż pieniądza. Zmienia się jedynie forma jego podaży a nie całkowita ilość. Na początku w jakiejś społeczności podaż pieniądza może wynosić dziesięć milionów uncji złota. Następnie sześć milio-nów ludzie mogą zdeponować w bankach w zamian za pokwitowania na złoto i od tej chwili na efektywną podaż pieniądza będą się skła-dać: cztery miliony uncji w złocie i sześć milionów uncji w tytułach do złota (gold claims) w postaci papierowych banknotów. Całkowita podaż pieniądza pozostała taka sama.

Co ciekawe, wielu ludzi uważa, że banki nie mogłyby zara-biać, gdyby miały funkcjonować w oparciu o taką „stuprocentową rezerwę” (kwit zawsze reprezentowałby złoto). Tymczasem pro-blem w rzeczywistości by nie istniał, tak jak nie istnieje w przy-padku innych składów. Niemal wszystkie magazyny przechowują całość powierzonych im dóbr (stuprocentowa rezerwa ) i uważają takie postępowanie za oczywiste. Właściwie, inne postępowanie uznane by zostało za oszustwo lub kradzież. Magazyny osiągają dochody z opłat za usługi świadczone swoim klientom. Banki mogą pobierać opłaty za swoje usługi na tej samej zasadzie. Jeśli klienci nie zaakceptują wysokich opłat za usługi banków , to bę-dzie to tylko oznaczać, że na usługi bankowe nie ma zbyt dużego popytu i liczba osób korzystających z tych usług spadnie propor-cjonalnie do niskiej oceny ich przydatności.

Dochodzimy tu do najbardziej chyba drażliwego problemu, z którym zmagają się ekonomiści: do oceny „częściowej rezerwy bankowej ”. Musimy postawić pytanie: czy częściowa* rezerwa bankowa byłaby dopuszczalna na wolnym rynku , czy też zakazano by jej, traktując jako oszustwo? Jak wiadomo rzadko zdarzało się,

żeby banki trzymały się przez dłuższy czas zasady stuprocentowe-go pokrycia. Gdy pieniądze pozostają w składzie przez długi okres, bank ma pokusę, żeby części tych pieniędzy użyć na własny rachu-nek. Pokusa ta wynika również z faktu, że zazwyczaj ludziom jest obojętne, czy złote monety, które odbierają ze składu, są identyczne z monetami, które oddali do depozytu . Bank ma więc przemożną chęć wykorzystania cudzych pieniędzy dla własnego zysku.

Jeśli banki pożyczają bezpośrednio złoto, to kwity stają się oczywiście częściowo nieważne. Niektóre kwity nie mają od tej pory pokrycia w złocie; bank staje się faktycznie niewypłacalny, ponieważ nie byłby w stanie wywiązać się z własnych zobowiązań, gdyby go do tego wezwano. Nie mógłby zwrócić swoim klientom ich własności, gdyby wszyscy zgłosili się po nią jednocześnie.

Na ogół, zamiast posługiwać się samym złotem, banki dru-kują kwity bez pokrycia lub „pseudo” kwity magazynowe, tzn. pokwitowania na złoto, którego nie mają i nie mogą mieć. Następ-nie pożyczają je dla zysku. Oczywiście ma to swoje skutki ekono-miczne. Wydrukowanych zostaje więcej kwitów składu niż złota , które przechowywane jest w skarbcach. Bank wystawił kwity składu, które nie przedstawiają niczego, choć mają reprezentować 100% zapisanej na nich (nominalnej) wartości w złocie. Pseudo-kwity napływają na ufny rynek w taki sam sposób jak prawdziwe kwity, powiększając efektywną podaż pieniądza w kraju. Jeśli w powyższym przykładzie banki wystawią teraz fałszywe, nie mające pokrycia w złocie, pokwitowania na dwa miliony uncji złota, to krajowa podaż pieniądza wzrośnie z dziesięciu do dwu-nastu milionów uncji złota – przynajmniej do czasu, gdy te czary-mary zostaną zdemaskowane i poddane korekcie. Teraz w obiegu znajduje się – oprócz czterech milionów uncji złota pozostających w posiadaniu ludzi – osiem milionów uncji w substytutach pienią-dza , a z nich tylko sześć milionów ma pokrycie w złocie.

Emisja pseudo-kwitów, podobnie jak fałszowanie monety , stanowi przykład inflacji , którą poddamy teraz dalszej analizie. * W literaturze funkcjonuje także termin rezerwa cząstkowa.

64 65

48 Zobacz: Amasa Walker, The Science of Wealth, 3rd Ed.(Boston: Little, Brown, and Co., 1867) ss. 139-141; oraz ss. 126-232, gdzie znajduje się doskonałe omó-wienie zagadnienia pieniędzy pochodzących z częściowej rezerwy bankowej .

Inflację można zdefiniować jako każde takie zwiększenie poda-ży pieniądza w gospodarce, które nie polega na zwiększeniu ilości kruszcu pieniężnego. Banki oparte na częściowej rezerwie są więc instytucjami, które ze swej natury wywołują inflację.

Obrońcy banków argumentują w następujący sposób: banki działają tak samo jak inne przedsiębiorstwa – po prostu ryzykują. Bezsprzecznie, jeśli wszyscy deponenci zgłosiliby się ze swoimi roszczeniami, banki zbankrutowałyby, ponieważ suma kwitów przekraczałaby ilość złota w skarbcach. Tyle tylko, że banki liczą po prostu na to – na ogół nie bez racji – iż nie wszyscy zgłoszą się po złoto. Jednakże olbrzymia różnica między bankiem opartym na „częściowej rezerwie” a każdym innym przedsiębiorstwem po-lega na tym, że inni biznesmeni używają do swoich ryzykownych przedsięwzięć własnego lub pożyczonego kapitału; jeśli zaciągają kredyt, to obiecują go spłacić w określonym czasie i dbają o to, żeby w umówionym dniu mieć do dyspozycji ilość pieniędzy wystarczającą do wywiązania się z tej obietnicy. Jeśli Smith pożyczy 100 uncji złota na rok, to postara się o to, żeby w ozna-czonym dniu mieć 100 uncji złota. Tymczasem bank nie pożycza od swoich deponentów. Nie składa obietnicy, że określonego dnia zwróci złoto. Zobowiązuje się zamiast tego do wypłacenia na każde żądanie złota za okazaniem kwitu. Banknot lub depozyt nie jest więc rewersem (IOU) ani długiem; jest pokwitowaniem na własność należącą do innych. Ponadto, gdy przedsiębiorca za-ciąga dług lub pożycza komuś pieniądze, to nie zwiększa podaży pieniądza. Pożyczone pieniądze są funduszami zaoszczędzony-mi, częścią istniejących już pieniędzy, która zostaje przekazana pożyczkobiorcy przez oszczędzającego. Natomiast emisja banko-wa sztucznie zwiększa podaż pieniądza, ponieważ pseudo-kwity zostają wprowadzone na rynek .

Bank nie ponosi więc zwykłego ryzyka związanego z pro-wadzeniem działalności gospodarczej. W przeciwieństwie do innych przedsiębiorstw nie sporządza okresowych zestawień

aktywów i pasywów, tzn. nie troszczy się o to, czy w określo-nych terminach będzie dysponował sumami pieniędzy wystar-czającymi do uregulowania swoich zobowiązań. Większość jego zobowiązań – w przeciwieństwie do aktywów – to zobowiązania bieżące.

Bank kreuje nowy pieniądz z powietrza i nie musi – tak jak wszyscy inni – zdobywać pieniędzy produkując albo sprzedając usługi. Bank jest już i przez cały czas pozostaje bankrutem; tyle że jego upadłość wyjdzie na jaw dopiero wtedy, gdy klienci za-czną coś podejrzewać i podejmą „run na banki ”. W żadnej innej gałęzi gospodarki nie występuje zjawisko „runu”. Żadne inne przedsiębiorstwo nie pogrąża się w upadku z dnia na dzień tylko dlatego, że jego klienci postanawiają odzyskać swoją własność. Żadne inne przedsiębiorstwo nie tworzy fikcyjnych nowych pie-niędzy, które ulatniają się z chwilą, gdy chce się je przeliczyć.

Tragicznym konsekwencjom gospodarczym częściowej rezer-wy bankowej przyjrzymy się bliżej w następnym rozdziale. Teraz wystarczy powiedzieć, że w sensie moralnym taki rodzaj banków nie miałby prawa istnieć na wolnym rynku , tak jak nie miałaby prawa istnieć żadna inna forma ukrytego złodziejstwa. Prawdą jest, że banknot lub potwierdzenie depozytu nie zawiera stwierdze-nia, że skład gwarantuje utrzymywanie pełnego pokrycia w złocie w każdym momencie. Jednakże bank składa obietnicę wypłaty na żądanie, jeśli więc wydaje jakiekolwiek fałszywe kwity, to dopusz-cza się fałszerstwa, ponieważ od tego momentu nie jest w stanie dotrzymać swojej obietnicy i wypłacić złota za wszystkie bankno-ty i potwierdzenia depozytów48. Do oszustwa dochodzi więc, gdy tylko zostaną wystawione pseudo-kwity. Rozstrzygnięcie, które dokładnie kwity zostały sfałszowane, ma miejsce dopiero po tym,

66 67

49 W systemie libertariańskim należałoby może uznać „ogólne dowody składowe” (które pozwalają na to, żeby magazyn zwrócił deponentowi dowolne dobro jednakowe ze zdeponowanym) za „określone dowody składowe”, takie jak listy przewozowe, kwity zastawne, warranty dokowe itd., które ustanawiają prawo własności do konkretnych wymienionych w tych dokumentach przedmiotów. W przypadku ogólnego dowodu składowego magazyn ma pokusę, żeby zdepo-nowane towary uważać za swoją własność a nie za własność należącą do klien-tów. Tak właśnie uważają banki . Zobacz: Jevons, op. cit., ss. 207-212.

50 Fałszerstwo jest ukrytą kradzieżą, ponieważ oznacza, że po otrzymaniu dobra umowa nie jest dotrzymana. Jeśli osoba A sprzedaje osobie B paczkę z napisem „płatki kukurydziane”, a po otwarciu opakowania okazuje się, że w środku jest słoma, to fałszerstwo A stanowi w rzeczywistości kradzież własności należącej do B. Na tej samej zasadzie emisja kwitów magazynowych na nieistniejące to-wary – gdy kwity te są identyczne z prawdziwymi – jest oszustwem w stosunku do tych, którzy znajdują się w posiadaniu tytułów do nieistniejącej własności.

jak nastąpi run na bank i (ponieważ wszystkie kwity wyglądają tak samo). Na lodzie zostają ci, którzy zgłoszą się najpóźniej49.

Jeśli w wolnym społeczeństwie miałoby być zakazane fałszerstwo, to taki sam los powinien spotkać system bankowy oparty na częściowych rezerwach50. Przypuśćmy jednak, że fał-szerstwo i częściowa rezerwa bankowa byłyby dozwolone, a ban-ki musiałyby się tylko wywiązywać z obowiązku wypłat złota na żądanie. Każda odmowa wypłaty oznaczałaby natychmiastowe bankructwo. Taki system znany jest pod nazwą „wolnej banko-wości” („free banking ”). Czy doszłoby wtedy do poważniejszej fałszerskiej emisji substytutów pieniądza powodującej sztuczną kreację nowych pieniędzy? Wielu ludzi tak sądziło i uważało, że „dzika bankowość” („wildcat banking ”) spowodowałaby po prostu astronomiczny wzrost podaży pieniądza. Tymczasem jest odwrotnie: „wolna bankowość” prowadziłaby do ustanowienia znacznie bardziej „twardego” systemu pieniężnego niż ten, który mamy obecnie.

Działalność banków byłaby ograniczona przez te same trzy czynniki, o których mówiliśmy wyżej, i to ograniczona w sposób

rygorystyczny. Przede wszystkim ekspansja każdego banku by-łaby ograniczona przez możliwość utraty złota na rzecz innego banku. Bank może bowiem zwiększać ilość pieniądza tylko wśród własnych klientów. Przypuśćmy, że bank A posiadający 10000 uncji złota w depozytach wystawia fałszywe kwity depozytowe na 2000 uncji złota i pożycza je różnym przedsiębiorstwom lub inwestuje w papiery wartościowe . Kredytobiorca lub poprzedni właściciel papierów wyda nowe pieniądze na rozmaite towary i usługi. W końcu, po jakimś czasie krążenia, pieniądze te trafią do właściciela, który będzie klientem innego banku B.

Na tym etapie bank B wezwie bank A do wypłacenia za kwit depozytowy złota , żeby bank B mógł umieścić je w swoim skarb-cu. Oczywiście im szersze są rzesze klientów każdego banku i im większe obroty między ich klientami, tym większą możliwość ekspansji kredytowej i zwiększania podaży pieniądza ma każdy z banków . Jeśli bowiem klientów banku jest niewielu, to w krót-kim czasie po wyemitowaniu stworzonego przez siebie pieniądza bank zostanie wezwany do wypłacenia złota – a jak wiemy – po-siada on jedynie ułamek środków potrzebnych do dotrzymania swoich zobowiązań. W celu uniknięcia bankructwa spowodowa-nego taką sytuacją bank, który ma mniej klientów, musi utrzy-mywać większą rezerwę złota i musi bardziej ograniczać swoją ekspansję kredytową . Gdy w każdym kraju będzie jeden bank, będzie on miał znacznie większe pole dla ekspansji, niż wtedy, gdy jeden bank będzie przypadał na dwie osoby w społeczności. A zatem, przy zachowaniu pozostałych czynników bez zmian, im więcej jest banków i im są one mniejsze, tym „twardsza” – i lepsza – będzie podaż pieniądza. Klientela banków będzie do-datkowo ograniczona przez te osoby, które w ogóle nie korzystają z usług bankowych. Im więcej ludzi używa prawdziwego złota, tym mniej jest miejsca dla inflacji wywoływanej przez banki .

Załóżmy jednak, że banki budują kartel i uzgadniają, że będą nawzajem realizować swoje kwity, nie domagając się wypła-

68 69

ty w złocie. Przypuśćmy następnie, że pieniądz bankowy znajduje się w powszechnym użyciu. Czy pozostałyby wówczas jakieś ograniczenia dla ekspansji banków ? Tak, pozostaje jeszcze za-ufanie klientów do banków . W miarę jak rośnie kredyt udzielany przez banki i zwiększa się coraz bardziej podaż pieniądza, coraz więcej osób zaczyna się niepokoić malejącą rezerwą częściową. I w społeczeństwie prawdziwie wolnym osoby, które wiedzą o tym, że system bankowy jest niewypłacalny, utworzą ligi anty-bankowe, które będą nawoływały klientów do wycofania swoich pieniędzy póki czas. Takie ligi miałyby na celu sprowokowanie runów na banki, albo zagrożenie paniką, co mogłoby się przyczy-nić do powstrzymania ekspansji pieniężnej.

To, co powiedzieliśmy powyżej, nie oznacza bynajmniej potępienia kredytu w ogóle. Kredyt odgrywa na wolnym rynku niezwykle ważną rolę. Zawarcie transakcji kredytowej oznacza, że właściciel pieniędzy (dobra użytecznego w teraźniejszości) wymienia je na rewers stanowiący zobowiązanie do spłacenia długu w określonym dniu w przyszłości (rewers jest tutaj „do-brem przyszłym”), a stopa procentowa odzwierciedla fakt, iż dobra teraźniejsze cenione są na rynku wyżej niż dobra przyszłe . Tymczasem banknoty albo potwierdzenia depozytów nie są kre-dytem; są tylko kwitami magazynowymi zobowiązującymi bank do natychmiastowej wypłaty gotówki (np. złota ) z zasobów skarb-ca. Dłużnik dokłada starań, by spłacić swój dług , gdy zapadnie termin; bankier w systemie częściowych rezerw może zapłacić tylko drobny ułamek swoich zobowiązań.

W następnym rozdziale zbadamy różne formy interwen-cji rządu w system pieniężny. Większość z nich ma na celu nie powstrzymanie fałszerskiej emisji, tylko – wręcz przeciwnie – usunięcie takich czy innych naturalnych przeszkód stojących na drodze inflacji .

13. Podsumowanie

Czego dowiedzieliśmy się o pieniądzu w wolnym społeczeństwie? Dowiedzieliśmy się, że każdy rodzaj pieniądza ma i musi mieć swoje początki w użytecznym towarze wybranym przez wolny rynek jako środek wymiany. Jednostka pieniężna jest to po prostu jednostka wagowa towaru pieniężnego – zazwyczaj kruszcu, np. złota lub srebra . W warunkach wolności to, jakie towary zostaną obrane na pieniądz oraz jaki będzie ich kształt czy forma , zależy od dobrowolnych decyzji jednostek. Prywatne mennice są więc tak samo uprawnionym i dochodowym przedsięwzięciem jak każda inna działalność gospodarcza. „Cena” pieniądza to jego siła nabywcza mierzona ogółem dóbr w gospodarce; wyznacza ją podaż i popyt na pieniądz zgłaszany przez poszczególne jednost-ki. Każda czyniona przez rząd próba ustalenia jego ceny będzie utrudniała zaspokojenie popytu na pieniądz zgłaszanego przez ludzi. Jeśli ludzie uznają, że wygodnie będzie używać więcej niż jednego kruszcu jako pieniądza, to wolnorynkowy kurs wymiany między tymi kruszcami będzie określony przez względny popyt i podaż każdego z nich. Kurs ten będzie dążył do poziomu rów-nego stosunkowi pomiędzy siłą nabywczą jednego kruszcu a siłą nabywczą drugiego. Gdy ilość kruszcu jest już wystarczająca do tego, by został on wybrany na pieniądz, to zwiększenie jego poda-ży nie spowoduje, że będzie lepiej pełnił swoją pieniężną funkcję. Zwiększenie podaży pieniądza spowoduje tylko rozcieńczenie wydajności każdej uncji pieniądza, nie pomagając jednocześnie gospodarce. Jednakże zwiększenie zasobów złota i srebra w go-spodarce pozwala na zaspokojenie potrzeb niepieniężnych (sztuka zdobnicza , zastosowania przemysłowe itd.) związanych z tymi kruszcami i jest dla społeczeństwa korzystne. Inflacja (zwiększe-nie ilości substytutów pieniądza nie mające pokrycia we wzroście ilości kruszcu) nigdy nie jest dla społeczeństwa korzystna; przy-nosi korzyści tylko pewnej grupie ludzi kosztem innych grup.

70

51 Bezpośrednie przejęcie dóbr nie jest teraz tak szeroko stosowane jak zawłasz-czenie środków pieniężnych. Przykład przejęcia bezpośredniego, które wciąż jest stosowane, stanowi „właściwa procedura” przejęcia gruntu na podstawie przysługującego państwu prawa do przymusowego wywłaszczenia, zakwatero-wanie wojsk na terytorium okupowanym, a zwłaszcza przymusowa konfi skata usług polegających na świadczeniu pracy (np. pobór wojskowy, obowiązkowe stawiennictwo sędziów przysięgłych oraz zmuszanie przedsiębiorców do prowa-dzenia rejestrów podatkowych i pobierania podatków u źródła).

Inflacja, jako oparte na fałszerstwie naruszenie własności, nie mogłaby mieć miejsca na wolnym rynku .

Podsumowując, wolność może organizować system pienięż-ny tak samo znakomicie, jak organizuje resztę gospodarki. Wbrew temu, co twierdzi wielu autorów, w pieniądzu nie ma niczego, co wymagałoby szczególnych rządowych regulacji. Również w tej dziedzinie wolni ludzie potrafiliby najlepiej i najsprawniej za-spokoić wszelkie swoje potrzeby ekonomiczne. W przypadku pie-niędzy, podobnie jak w przypadku innych obszarów działalności człowieka, „wolność jest matką, a nie córką ładu”.

III. Rząd majstruje przy pieniądzu

1. Dochody rządu

Rządy, w przeciwieństwie do wszystkich innych organizacji, nie osiągają swoich dochodów w postaci zapłaty za świadczone usłu-gi. W związku z tym rządy mają do czynienia z innymi problema-mi gospodarczymi niż pozostałe podmioty. Prywatne osoby, które chcą otrzymać od innych więcej dóbr i usług, muszą wyproduko-wać i sprzedać więcej tego, czego inni potrzebują. Rządy muszą tylko znaleźć sposób na przywłaszczenie sobie większej ilości dóbr, bez oglądania się na przyzwolenie ze strony ich właściciela.

W gospodarce opartej na barterze urzędnicy państwowi mogą przywłaszczać sobie środki tylko jedną metodą: przejmu-jąc dobra w naturze. W gospodarce pieniężnej wygodniej będzie im przejmować aktywa pieniężne, a następnie wykorzystywać te pieniądze na zakup dóbr i usług dla rządu albo wypłacać je uprzywilejowanym grupom w formie subsydiów. Takie przejęcie nazywa się podatkiem 51.

Jednakże podatki nie cieszą się zwykle popularnością i w czasach, gdy panowały mniej powściągliwe zwyczaje, pro-wadziły często do rewolucji. Pojawienie się pieniądza z jednej strony było dla ludzkości błogosławieństwem, z drugiej jednak otworzyło przed rządem możliwość bardziej subtelnej formy

72 73

przywłaszczania sobie środków. Na wolnym rynku pieniądze można zarabiać produkując i sprzedając dobra i usługi, których potrzebują ludzie, albo wydobywając kruszce (w dłuższej per-spektywie przedsięwzięcie opłacalne nie bardziej niż każda inna działalność). Jeżeli jednak rządowi uda się znaleźć sposób na fałszowanie pieniądza – kreowanie nowych pieniędzy z powie-trza – to może szybko wyprodukować swoje własne pieniądze, nie trudząc się sprzedawaniem usług ani wydobywaniem złota . Może wówczas przejmować środki podstępem i w sposób nie-mal niezauważalny, nie wywołując wrogości nieodłącznie zwią-zanej z podatkami. Fałszowanie pieniądza może nawet wywołać u samych ofiar tego procederu słodkie złudzenie niezwykłej prosperity.

Fałszowanie pieniądza jest oczywiście innym określeniem na inflację. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z two-rzeniem nowego „pieniądza”, który nie jest standardowym pie-niądzem złotym lub srebrnym i w obydwu podobna jest zasada działania. Teraz rozumiemy, dlaczego rządy ze swej natury dążą do wywoływania inflacji : ponieważ inflacja jest potężnym i deli-katnym sposobem na zdobycie przez rząd zasobów należących do ludzi; bezbolesnym i dlatego tym bardziej niebezpiecznym rodza-jem opodatkowania.

2. Gospodarcze skutki inflacji

Żeby ocenić gospodarcze skutki inflacji , przyjrzyjmy się, co się stanie, gdy do roboty zabierze się grupa fałszerzy pieniędzy. Przypuśćmy, że gospodarka dysponuje podażą 10000 uncji zło-ta , a fałszerze – tak przebiegli, że nie można ich wykryć – wtła-czają dodatkowo 2000 „uncji”. Jakie będą skutki? Po pierwsze, fałszerze osiągną czysty zysk. Wezmą nowo wytworzone pie-niądze i kupią za nie towary i usługi. Posługując się cytatem

ze słynnego zamieszczonego w New Yorkerze satyrycznego rysunku, na którym widoczna jest grupa fałszerzy patrzących z przejęciem na swoje dzieło, „handel detaliczny zaraz dostanie zastrzyk, na który tak czeka”. Istotnie. Lokalne obroty dostaną zastrzyk. Nowe pieniądze krok po kroku rozchodzą się po ca-łym systemie gospodarczym. W miarę jak docierają w kolejne rejony, powodują wzrost cen – jak widzieliśmy nowy pieniądz może tylko rozcieńczyć wydajność każdego dolara. Proces rozcieńczania zabiera jednak pewien czas i w związku z tym nie jest rozłożony równo; w międzyczasie niektórzy ludzie zy-skują, a inni tracą. Fałszerze i lokalni sprzedawcy zwiększyli swoje dochody zanim jeszcze nastąpiła jakakolwiek podwyżka cen na produkty, które fałszerze nabyli. Jednocześnie jednak mieszkańcy odległych rejonów kraju, nie otrzymawszy jeszcze nowych pieniędzy, zauważają wzrost cen, który wyprzedza pod-wyżkę ich dochodów. Straty poniosą na przykład sklepikarze w przeciwległym zakątku kraju. Osoby, które pierwsze otrzy-mują nowe pieniądze, zyskują najwięcej – kosztem osób, które otrzymują je na końcu.

Inflacja nie przynosi korzyści ogółowi społeczeństwa; przy-czynia się natomiast do redystrybucji bogactwa z korzyścią dla tych, którzy są na czele stawki, i ze stratą dla maruderów w wyści-gu. Inflacja staje się w rezultacie rodzajem wyścigów, w których ważne jest, kto zdoła skorzystać z nowych pieniędzy najwcze-śniej. Końcówka peletonu, czyli ci, których wrobiono w straty, nazywani są często „grupami o stałych dochodach”. Zwykli ludzie, nauczyciele, pracownicy etatowi zawsze zostają w tyle za innymi grupami, które maja dostęp do nowych pieniędzy. Szcze-gólnie poszkodowani będą ci, którzy realizują umowy z ustaloną ceną – umowy zawarte w czasie, gdy jeszcze nie nastąpiła infla-cyjna zwyżka cen. Korzystający z ubezpieczeń na życie, renciści, emeryci, właściciele domów wynajmujący lokale na podstawie długoterminowych umów, posiadacze obligacji i inni wierzyciele,

74 75

52 Modne stało się drwienie z zatroskania „konserwatystów” o losy „wdów i sierot”, które cierpią z powodu infl acji . Tymczasem to jest właśnie jeden z podstawowych problemów, którymi należy się zająć. Czy rzeczywiście „postęp” ma polegać na tym, żeby okradać wdowy i dzieci, a zdobyte w ten sposób środki przeznaczać na subsydia dla rolników i pracowników przemysłu zbrojeniowego?

53 Ten błąd będzie największy w przypadku fi rm dysponujących najstarszym wy-posażeniem oraz w branżach o najwyższym stopniu skapitalizowania. Dlatego w czasie infl acji do tych branż przejdzie zbyt dużo fi rm. Więcej na temat błędu księgowania wydatku w: W.T. Baxter, „The Accountant’s Contribution to the Trade Cycle,” Economica (May, 1955), ss. 99-112.

54 Obecnie, gdy z takim nabożeństwem traktuje się „wskaźniki kosztów utrzyma-nia” (jak np. w przypadku indeksacji płac), istnieje silna zachęta do podnoszenia cen w taki sposób, żeby ich wzrost nie wpływał na te wskaźniki.

osoby przechowujące gotówkę – wszyscy ci ludzie odczują skutki inflacji najdotkliwiej. To właśnie oni zostaną „opodatkowani ”52.

Są jeszcze inne katastrofalne skutki inflacji . Ceny nie ule-gają zmianom w jednakowym stopniu i z taką samą szybkością, dlatego przedsiębiorcom niezwykle trudno jest ocenić, które zja-wiska są trwałe, a które przejściowe. Nie mogą się zorientować, jakie są rzeczywiste potrzeby ich konsumentów i jakie są kosz-ty przedsiębiorstwa. Na przykład, zgodnie z praktyką przyjętą w księgowości, w rubryce „koszty” wpisuje się taką cenę środka trwałego, za jaką został on przez firmę nabyty. Jednakże, gdy po-jawi się inflacja , to koszt zastąpienia zużytego już środka trwałe-go będzie znacznie wyższy niż zaksięgowana cena. W rezultacie księgowość firmy będzie poważnie przeceniała jej zyski w czasie inflacji – może się nawet okazać, że firma skonsumuje kapitał , mimo że na pozór będzie zwiększać inwestycje53. Również posia-dacze akcji i właściciele nieruchomości osiągną w czasie inflacji zyski kapitałowe, które w rzeczywistości wcale nie są „zyskami”. Mogą jednak część tych zysków przeznaczyć na konsumpcję, nie zdając sobie sprawy z tego, że konsumują pierwotny kapitał.

Wywołując złudzenie zysków i deformując kalkulację eko-nomiczną inflacja sparaliżuje efekt działania wolnego rynku polegający na karaniu firm nieefektywnych i nagradzaniu efek-tywnych. Niemal wszystkim firmom z pozoru będzie się dobrze

powodziło. Panująca powszechnie atmosfera „rynku sprzedaw-ców” będzie prowadziła do obniżenia jakości towarów i usług oferowanych konsumentom, ponieważ konsumenci mają zwykle mniej oporów wobec podwyżki cen, jeśli podwyżka ta występuje w formie pogorszenia jakości54. Jakość pracy obniży się w czasie inflacji z bardziej subtelnych przyczyn: ludzie będą pod urokiem zasady mówiącej, żeby bogacić się szybko, i będą mieli złudze-nie, że sukces jest na wyciągnięcie ręki; ceny będą stale rosły, a oni będą gardzić uczciwą pracą. Inflacja karze gospodarność i nagradza życie na kredyt. Każda pożyczona suma będzie zwró-cona w dolarach o niższej sile nabywczej niż w dniu zaciągnięcia pożyczki. Wystąpi więc zachęta do zaciągania kredytów i spłaca-nia ich w przyszłości, a brak będzie motywacji do oszczędzania i udzielania pożyczek. Jak więc widać, inflacja obniża ogólny poziom życia, wytwarzając jednocześnie atmosferę pozornej „prosperity”.

Na szczęście inflacja nie może trwać w nieskończoność. W końcu ludzie zorientują się, że jest to forma opodatkowania; zauważą, że oznacza ona stałe kurczenie się siły nabywczej ich dolara.

Z początku, gdy ceny rosną, ludzie mówią: „No, to jest nie-normalne, to musi być wynik jakiegoś nagłego zdarzenia. Pocze-kam z moimi wydatkami, aż ceny wrócą do poprzedniego pozio-mu”. W pierwszej fazie inflacji takie podejście jest powszechne. Przyczynia się ono zresztą do uspokojenia cen i czyni inflację jeszcze bardziej niewidoczną, ponieważ powoduje wzrost popytu na pieniądz. Gdy inflacja się utrzymuje, ludzie zaczynają zdawać sobie sprawę, że ceny stale rosną w wyniku stałej inflacji . Teraz ludzie powiedzą: „Kupię dzisiaj, mimo że ceny są ‘wysokie’, bo

76 77

55 O przykładzie Niemiec zobacz: Costantino Bresciani-Turroni, The Economics of Infl ation (London: George Allen and Unwin, Ltd., 1937).

56 Szersze omówienie w: Murray N. Rothbard, America’s Great Depression (Princeton: D. Van Nostrand Co., 1963), część I.

jeśli będę czekał, to ceny wzrosną jeszcze bardziej”. W konse-kwencji popyt na pieniądz zaczyna spadać, a ceny rosną szybciej niż podaż pieniądza. W tej sytuacji podnoszą się często głosy, że rząd powinien „przeciwdziałać brakowi pieniądza” spowodowa-nemu coraz szybszym wzrostem cen i rząd zaczyna napędzać inflację jeszcze bardziej. Wkrótce kraj osiąga stadium „szaleń-czego boomu”, kiedy ludzie mówią: „Muszę kupować cokolwiek – byle tylko pozbyć się pieniędzy, które tracą na wartości z każdą chwilą”. Podaż pieniądza gwałtownie rośnie, popyt spada na łeb na szyję, a ceny osiągają astronomiczny poziom. Produkcja gwał-townie spada, ponieważ ludzie coraz więcej czasu poświęcają na poszukiwanie sposobów pozbycia się pieniędzy. System pieniężny całkowicie załamuje się i gospodarka sięga po inne rodzaje pie-niądza, o ile są one dostępne: po inny kruszec , obce waluty (jeśli inflacja dotyczy jednego kraju), a nawet po wymianę barterową. System pieniężny legł w gruzach pod naciskiem inflacji .

Taka sytuacja hiperinflacji występowała w historii w postaci asygnat Rewolucji Francuskiej, continentali wprowadzonych w cza-sie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, a zwłaszcza kryzysów walutowych w czasie depresji w Niemczech w roku 1923 oraz w Chinach i w innych państwach po II wojnie światowej55.

Ostatnim punktem oskarżenia przeciwko inflacji jest to, że kiedy nowo wyemitowane pieniądze trafiają najpierw w posta-ci kredytów do biznesu, inflacja wywołuje złowieszczy „cykl koniunkturalny”. Ten cichy ale śmiertelnie groźny mechanizm, który pozostawał niewykryty przez wiele pokoleń, działa w nastę-pujący sposób. Nowy pieniądz zostaje pod egidą rządu wyemito-wany przez banki i pożyczony firmom. Biznesmenom wydaje się, że nowe fundusze stanowią prawdziwe inwestycje, tymczasem nie

pochodzą one – w przeciwieństwie do inwestycji na wolnym ryn-ku – z dobrowolnych oszczędności. Nowy pieniądz inwestowany jest przez biznesmenów w różne przedsięwzięcia oraz wykorzy-stywany do opłacenia pracowników i pokrycia kosztów innych czynników takich jak podwyższone płace i ceny . W miarę jak gospodarka nasiąka nowymi pieniędzmi, ludzie dążą do przywró-cenia poprzednich, dobrowolnie ustanowionych proporcji między konsumpcją a oszczędnościami. Jeśli ludzie chcą oszczędzać i in-westować około 20% swoich dochodów a resztę przeznaczać na konsumpcję, nowy bankowy pieniądz pożyczony firmom wywo-łuje wrażenie, że proporcja ta jest większa. Gdy nowe pieniądze rozejdą się wśród społeczeństwa, przywraca ono starą proporcję 20 do 80 i wiele inwestycji okazuje się nagle niepotrzebnych. Upłynnienie zbędnych inwestycji z czasów inflacyjnego boomu stanowi fazę depresji cyklu koniunkturalnego 56.

3. Przymusowy monopol bicia monety

Zanim rząd mógł uciec się do fałszowania pieniędzy w celu zwiększenia swoich dochodów, musiało nastąpić wiele etapów pośrednich na drodze oddalającej nas od wolnego rynku. Rząd nie mógł po prostu zaatakować funkcjonującego wolnego rynku i roz-począć druku własnych papierowych biletów. Gdyby zrobiono to tak gwałtownie, to niewielu ludzi zaakceptowałoby rządowe pie-niądze. Nawet w czasach nam współczesnym wielu ludzi w „kra-jach zacofanych” odmawia przyjmowania pieniądza papierowego i nadal uprawia handel przy użyciu złota . Dlatego ingerencja pań-stwa musi być znacznie delikatniejsza i odbywać się stopniowo.

78 79

57 Na temat deprecjacji zobacz: Elgin Groseclose, Money and Man (New York: Frederick Ungar, 1961, ss. 57-76.

Jeszcze kilkaset lat temu nie istniały banki , w związku z czym rząd nie mógł skorzystać z bankowego motoru do na-pędzania olbrzymiej inflacji , tak jak to czyni obecnie. Co mógł zrobić rząd, gdy w obiegu było tylko złoto i srebro ?

W pierwszym etapie każdy większy rząd obejmował cał-kowitym monopolem bicie monety . Był to niezbędny środek do przejęcia kontroli nad podażą monety. Na monetach odciskano wizerunek króla albo księcia i rozpowszechniano mit o tym, że bicie monety należy do podstawowych przywilejów królewskiej lub książęcej „zwierzchności”. Monopol na mennice pozwalał władzy dostarczać na rynek takich nominałów monet, jakie jej się podobały, a nie takich, jakie potrzebne były ludziom. W ten sposób różnorodność monet została siłą zredukowana. Ponadto mennica mogła teraz żądać albo wysokiej opłaty, albo opłaty przewyższającej koszty (regalia mennicze – dochód królewski z mennicy), albo pokrywającej tylko koszty (opłata mennicza), albo dostarczać monety nie pobierając opłat. Królewski dochód z mennicy był ceną monopolistyczną i nakładał szczególne ob-ciążenia na produkcję monet ze sztab; z drugiej strony darmowe bicie monet stanowiło zachętę do nadmiernej produkcji monet ze złotego surowca i zmuszało przeciętnego podatnika do płacenia za usługi mennicy, z których korzystali inni.

Zdobywszy monopol na bicie monety , rządy nakłaniały do używania nazwy jednostki pieniężnej, robiąc wszystko żeby oderwać nazwę od jej prawdziwego podłoża, którym była waga monety. To również był niezwykle ważny krok, ponieważ dzięki niemu rząd uwalniał się od konieczności podporządkowania walu-ty pieniądzowi rynku ogólnoświatowego. Poszczególne państwa, zamiast używać granów lub gramów złota czy srebra , w imię rze-komego patriotyzmu pieniężnego wprowadzały nazwę narodową: dolary, marki , franki itp. Ta zmiana umożliwiała rządom stosowa-nie najważniejszej metody fałszowania monety: deprecjacji , czyli obniżania jej wartości.

4. Deprecjacja

Deprecjacja była stosowaną przez państwo metodą fałszowania monet – tych samych monet, których bicia zabroniło wcześniej firmom pry-watnym w imię stanowczej ochrony standardu pieniężnego. Czasami rząd dokonywał prostego fałszerstwa, dodając do złota domieszki tanich metali i wypuszczając monety o zawartości złota mniejszej niż nominalna. Częściej jednak mennica przetapiała wszystkie monety używane w państwie i po wyprodukowaniu nowych monet zwracała poddanym tę samą ilość „funtów ” lub „marek ” ale już o mniejszej wadze. Pozostałą z tej operacji część złota lub srebra król zostawiał sobie na własne wydatki. W ten sposób rząd notorycznie żonglował i przedefiniowywał standard , do którego ochrony był zobowiązany. Władcy rościli sobie prawo do zysków z deprecjacji nazywając je z wyniosłością „regaliami menniczymi” („seniorage ”).

Szybka i znaczna deprecjacja była charakterystyczna dla nie-mal wszystkich krajów średniowiecznej Europy. W roku 1200 fran-cuski livre tournois był definiowany jako dziewięćdziesiąt osiem gramów czystego srebra ; w roku 1600 oznaczał już tylko jedenaście gramów. Znamienny jest przypadek dinara – monety używanej przez Saracenów w Hiszpanii. Pierwotnie, czyli gdy zaczęto go bić pod koniec VII wieku, dinar zawierał sześćdziesiąt pięć granó w złota . Saraceni odznaczali się w sprawach pieniądza uczciwością i w połowie XII wieku dinar miał wciąż sześćdziesiąt granów złota. Wtedy Hiszpanię zdobyli królowie chrześcijańscy i na początku XIII wieku dinar (który teraz nazywał się maravedi) został zre-dukowany do czternastu granów . Wkrótce złota moneta stała się zbyt lekka na to, żeby pozostawać w użyciu, więc zamieniono ją na monetę srebrną o wadze dwudziestu sześciu granów . Również i ta moneta uległa deprecjacji i w połowie XIV wieku zawierała już tylko 1,5 grana srebra i znów stała się zbyt mała57.

80 81

5. Prawo Greshama i bicie monety

A. Bimetalizm Rząd wprowadza kontrolę cen w dużej mierze po to, żeby odwró-cić uwagę społeczeństwa od wywoływanej przez siebie inflacji i skupić zainteresowanie ludzi na rzekomych ułomnościach wol-nego rynku. Jak widzieliśmy, „prawo Greshama ”, mówiące o tym, że pieniądz sztucznie niedoszacowany wypierany jest przez pieniądz sztucznie przeszacowany, stanowi przykład ogólnych skutków kontroli cen. Rząd ustala na pewien rodzaj pieniądza maksymalną cenę w innym pieniądzu. Maksymalna cena wy-wołuje braki – odpływ do skarbców i do innych krajów – waluty obłożonej maksymalną ceną (sztucznie zaniżoną) i powoduje za-stąpienie jej przez pieniądz przeszacowany.

Widzieliśmy, jak ta zasada działa w przypadku nowych i zu-żytych monet – jednego z najwcześniejszych przykładów działa-nia prawa Greshama . Przejście z definicji wagowej pieniądza na pustą nazwę własną oraz ustalenie nominałów według własnych kryteriów, a nie dla wygody społeczeństwa pozwoliło rządom na używanie tej samej nazwy dla starych i nowych monet, mimo że różniły się ciężarem. W rezultacie pełnowartościowe nowe monety były tezauryzowane lub eksportowane, a do obiegu prze-znaczano stare monety. Rządy ciskały wtedy przekleństwa pod adresem „spekulantów”, obcokrajowców, albo w ogóle wolnego rynku, mimo że to one same były autorem powstałej sytuacji.

Szczególnie istotnym przypadkiem działania prawa Gresha-ma był odwieczny problem „standardu”. Jak widzieliśmy, wolny rynek ustanowił „standardy równoległe” złota i srebra ; każdy z tych standardów wahał się w stosunku do drugiego w zależ-ności od rynkowej podaży i popytu. Rządy postanowiły pomóc rynkowi za pomocą interwencji, która miała „uprościć” całe zagadnienie. O ile bardziej przejrzysta będzie sytuacja – zda-wali się mówić rządzący – jeśli stosunek złota do srebra zostanie

określony stałym kursem, powiedzmy dwudziestu uncji srebra do jednej uncji złota. Wówczas obydwa rodzaje pieniądza mogłyby pozostawać w obiegu przy zachowaniu niezmiennego kursu. Co jednak znacznie ważniejsze, rząd mógł wreszcie uwolnić się od kłopotu, jakim było nazywanie pieniądza jednostkami wagowymi a nie nic nieznaczącymi określeniami. Wyobraźmy sobie jednost-kę o nazwie „rur”, definiowaną przez Rurytańczyków jako 1/20 uncji złota. Widzieliśmy jak ważne jest dla rządu przekonanie społeczeństwa, że „rur” jest abstrakcyjną niezależną jednostką, która ma tylko luźny związek ze złotem. Czyż jest lepszy na to sposób niż ustalenie stałego kursu złota do srebra? Wtedy „rur” stanie się nie tylko 1/20 uncji złota lecz także jedną uncją srebra. Precyzyjne znaczenie słowa „rur” – jako nazwy jednostki wago-wej złota – zostaje zagubione i ludzie zaczynają traktować „rur” jako coś namacalnego i samoistnego, coś co zostało ustanowione przez rząd w dobrych i praktycznych celach, jako odpowiednik określonych porcji wagowych złota i srebra.

Widzimy więc teraz, jak ważne jest, by nie nadawać uncjom lub granom złota patriotycznych czy narodowych nazw. Gdy taka nazwa zastąpi powszechnie w świecie używaną jednostkę wa-gową, rządowi znacznie łatwiej będzie manipulować jednostką pieniężną i nadać jej pozory niezależnego życia. Ustalony kurs złota względem srebra , znany pod nazwą bimetalizm u, spełnił to zadanie bardzo dobrze. Natomiast nie spełnił drugiego zadania, którym miało być uproszczenie waluty krajowej. Jeszcze raz dało o sobie znać prawo Greshama . Zwykle rząd ustalał na początku bimetaliczny kurs (powiedzmy 20:1) na poziomie obowiązującym w danej chwili na wolnym rynku . Jednakże kurs rynkowy, jak każda cena rynkowa, z biegiem czasu podlegał nieuchronnym zmianom w zależności od tego, jak zmieniały się warunki popytu i podaży. Gdy pojawia się taka zmiana, to sztywny kurs bimeta-liczny staje się z definicji nieważny. Zmiana powoduje, że albo złoto albo srebro staje się przeszacowane. Złoto zostaje zamienio-

82 83

58 Pod pretekstem dostosowywania sztywnego kursu wymiany złota na srebro do relacji rynkowej rządy dokonywały w istocie licznych deprecjacji .

59 Zwykłe przepisy dotyczące zawierania umów są zupełnie wystarczające i nie wymagają ustaw nadających szczególne znaczenie określonym rodzajom walu-ty. Za jednostkę pieniężną przyjęliśmy złotego suwerena (...). Jeśli zobowiążę się do zapłacenia 100 suwerenów, to nie potrzebuję żadnego specjalnego prawa walutowego o prawnym środku płatniczym, które mówiłoby, że jestem zobowią-zany do zapłacenia 100 suwerenów oraz że jeśli mam zapłacić 100 suwerenów, to nie zwolni mnie z tego obowiązku zapłacenie w jakiejś innej postaci.” Lord Farrer, Studies in Currency 1898 (London: Macmillan and Co, 1898), s. 43. Na temat przepisów o prawnym środku płatniczym zobacz też: Mises, Human Action, (New Haven: Yale University Press, 1949), ss. 32n. 444.

ne na saldo gotówkowe , ucieka na czarny rynek lub jest eksporto-wane, a srebro napływa z zagranicy i z sald gotówkowych, stając się jedyną walutą, która jest w obiegu w Rurytanii. Przez całe stu-lecia państwa zmagały się ze zgubnymi skutkami nagłych zmian walut kruszcowych. Najpierw napływało srebro i znikało złoto; potem, gdy względny kurs rynkowy zmieniał się, napływało złoto a srebro znikało58.

Wreszcie, po wiekach niepokojów związanych z bimetalizm em, rządy zdecydowały się na jeden kruszec jako standard ; zwykle było nim złoto. Srebro zdegradowano do statusu „monety zdawkowej” o małych nominałach, która nie zawierała czystego kruszcu. (Bicie monety zdawkowej zostało również zmonopolizowane przez rząd i – ponieważ moneta ta nie miała 100% pokrycia w złocie – służyło do zwiększania podaży pienią-dza.) Likwidacja srebra jako pieniądza wyrządziła niewątpliwie krzywdę wielu ludziom, którzy woleli używać srebra do różnych transakcji. W wojennym zawołaniu zwolenników bimetalizmu, że popełniono „zbrodnię przeciwko srebru” było wiele praw-dy; jednakże prawdziwą zbrodnią było narzucenie bimetalizmu w miejsce standardów równoległych. Bimetalizm wytworzył nie-zwykle trudną sytuację. Rządy mogły sobie z nią poradzić albo przywracając pełną wolność pieniądza (standardy równoległe), albo wybierając na pieniądz jeden z dwóch kruszców (standard złota albo srebra). Pełna wolność pieniężna wydawała się po tylu latach czymś absurdalnym, donkiszoterią; a zatem powszechnie przyjęto standard złota .

B. Prawny środek płatniczyW jaki sposób rząd mógł narzucić kontrolę cen na kursy wy-

miany pieniądza? Za pomocą wynalazku znanego jako przepisy

o prawnym środku płatniczym. Pieniądz używany jest do spłaty długów zaciągniętych w przeszłości, a także do obsługi bieżących transakcji „gotówkowych”. Gdy w księgowości operuje się od teraz nazwą waluty narodowej a nie jednostkami wagowymi, to w umowach stosuje się zobowiązania do zapłaty określonych ilo-ści „pieniędzy”. Przepisy o prawnym środku płatniczym okre-ślały, co mogło być tym „pieniądzem”. Gdy za „prawny środek płatniczy” ogłoszono tylko złoto i srebro , ludzie mogli uznać, że nowe przepisy są nieszkodliwe, ale powinni zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa precedensu polegającego na wprowadzeniu państwowej kontroli nad pieniądzem. Jeśli rząd pozostaje przy pierwotnym pieniądzu , to przepisy o prawnym środku płatniczym są zbędne59. Z drugiej strony, rząd może ogłosić, że prawnym środkiem płatniczym będzie waluta o niższej wartości pozo-stająca w obiegu równolegle do pierwotnej. Czyli że rząd może zadekretować, iż monety zużyte służą tak samo dobrze do pła-cenia długów jak nowe lub – na podobnej zasadzie – że złoto jest wymienialne na srebro po sztywnym kursie. Przepisy o prawnym środku płatniczym wprowadzają w życie prawo Greshama .

Zapewniając ochronę pieniądzowi o zbyt dużej wartości, przepisy o prawnym środku płatniczym powodują również, że dłużnicy odnoszą korzyści kosztem wierzycieli. Pożyczkobiorcy mogą bowiem spłacać swoje długi w pieniądzu, który ma wartość

84 85

60 Monety obcych państw były w powszechnym użyciu w Średniowieczu oraz – do połowy XIX wieku – w Stanach Zjednoczonych .

znacznie niższą niż w momencie zaciągania długu i kredytodaw-cy zostają oskubani z należących im się pieniędzy. Jednakże na tej konfiskacie własności wierzycieli korzystają tylko ci dłużnicy, którzy zalegają ze spłatą należności; na przyszłych dłużników spadną przykre konsekwencje krzywdy wyrządzonej w przeszło-ści kredytodawcom: kredyt stanie się trudno dostępny.

6. Rząd i bicie monety

Przymusowy monopol na bicie monety oraz przepisy dotyczące prawnego środka płatniczego stanowiły zwieńczenie wysiłków rządów zmierzających do przejęcia kontroli nad walutami swoich krajów. Dla wzmocnienia efektu każdy rząd dążył do wycofania z obiegu wszystkich monet wyprodukowanych przez konkuren-cyjne rządy60. Od tej pory w poszczególnych krajach wolno było używać tylko monety bitej przez jego władcę. W rozliczeniach międzypaństwowych posługiwano się nieoznakowanymi sztaba-mi złota i srebra . Jeszcze bardziej utrudniło to kontakty między różnymi częściami światowego rynku, prowadząc do wzmocnie-nia podziałów między krajami i do dalszych utrudnień w między-narodowym podziale pracy . Mimo wszystko jednak prawdziwie twardy pieniądz nie pozostawiał rządom zbyt wiele miejsca na działania inflacyjne. Rządy mogły deprecjonować walutę tylko w pewnych granicach, a fakt, że wszystkie państwa używały złota i srebra, ograniczał zakres kontroli sprawowanej przez rządy nad swoimi terytoriami. W dalszym ciągu władców trzymał w ryzach międzynarodowy pieniądz kruszcowy.

Dopiero wtedy, gdy w ostatnich stuleciach decydujące zna-czenie zyskały substytuty pieniężne, państwowa kontrola nad

pieniądzem mogła zapanować niepodzielnie, a fałszowania przez rząd pieniędzy już nic nie ograniczało. Pojawienie się pieniądza papierowego i depozytów bankowych, które były dla gospodarki błogosławieństwem dopóty, dopóki związane były z pełnym po-kryciem w złocie lub srebrze, otworzyło rządom drogę do sezamu władzy nad pieniądzem, a co za tym idzie – do panowania nad całym systemem gospodarczym.

7. Rząd zezwala bankom na odmawianie wypłaty

Nowoczesna gospodarka, w której powszechnie korzysta się z usług bankowych i z substytutów pieniądza , otwiera przed rządem wspaniałe możliwości zacieśnienia kontroli nad podażą pieniądza i decydowania o inflacji . W rozdziale 12. mówiliśmy o tym, że istnieją trzy zasadnicze ograniczenia, jakim podlega każdy bank w zakresie możliwości zwiększania inflacji w syste-mie „wolnej bankowości”: (1) liczba klientów każdego banku, (2) liczba klientów całego systemu bankowego, (3) zaufanie klientów do banków . Im węższa jest grupa klientów każdego banku i liczba klientów całego systemu oraz im mniejsze zaufanie, tym bardziej ograniczone będą możliwości wywoływania inflacji w gospodar-ce. Nadane przez państwo przywileje dla banków oraz państwowa kontrola nad systemem bankowym mają służyć zneutralizowaniu tych ograniczeń.

Wszystkie te limity opierają się oczywiście na podstawo-wym zobowiązaniu: konieczności wypłacenia przez bank przy-rzeczonej sumy na każde żądanie. Widzieliśmy, że żaden bank stosujący zasadę częściowej rezerwy nie jest w stanie wypłacić wszystkich swoich zobowiązań; widzieliśmy także, że ryzyko to podejmują wszystkie banki . Tymczasem w każdym systemie pry-watnej własności podstawową zasadą jest konieczność wypełnia-nia zobowiązań wynikających z umowy. Najprostszym sposobem,

86 87

61 Zobacz: Horace White, Money and Banking (4th Ed. Boston:Ginn and Co., 1911), ss. 322-327.

w jaki rząd może utorować drogę inflacji , jest więc wyposażenie banków w specjalny przywilej, który pozwalałby im odmawiać spłacania swoich zobowiązań i mimo to funkcjonować dalej. Chociaż wszyscy inni muszą płacić swoje długi albo zbankruto-wać, to banki mają prawo odmówić przyjęcia własnych kwitów, a jednocześnie zmuszać swoich dłużników do spłacania pożyczek w terminie. Nazywa się ten proceder „zawieszeniem obowiązku wymiany banknotów (na pieniądz kruszcowy) ”. Bardziej precy-zyjnym terminem byłaby: „licencja na kradzież”, bo jak inaczej nazwać przyzwolenie rządu na dalsze funkcjonowanie przedsię-biorstwa, które nie wywiązało się z umowy?

Zawieszanie na dużą skalę obowiązku wymiany banknotów w okresach kryzysów bankowych stało się już w Stanach Zjedno-czonych tradycją. Po raz pierwszy miało miejsce w czasie wojny 1812 roku. Większość banków była wtedy zlokalizowana w Nowej Anglii, czyli w stanie, który był niechętny przystąpieniu Ame-ryki do wojny. Banki te odmówiły udzielenia pożyczek na cele wojenne, wobec czego rząd zaciągnął kredyty w nowych bankach powstałych na terenie innych stanów. Te banki wyemitowały na poczet kredytów nowe pieniądze. Inflacja osiągnęła takie rozmia-ry, że do nowych banków napłynęły zewsząd żądania wykupu, zwłaszcza od powściągliwych banków z Nowej Anglii, w której rząd wydał większość swoich pieniędzy na wojenne zakupy. W rezultacie doszło do ogólnego „zawieszenia” w roku 1814, które trwało przez ponad dwa lata (jeszcze długo po zakończeniu wojny); przez ten czas banki wyrastały jak grzyby po deszczu emitując banknoty , których nie musiały wymieniać na złoto albo srebro .

To zawieszenie stało się precedensem dla kolejnych, które nastąpiły podczas kryzysów w latach 1819, 1837, 1857 itd. W wy-niku wytworzenia się takiej tradycji banki zdały sobie sprawę, że nie muszą się obawiać bankructwa z powodu inflacji , a to oczy-wiście stymulowało inflację oraz stanowiło zachętę dla „dzikiej

bankowości”. Autorzy, którzy twierdzą, że dziewiętnastowieczna Ameryka stanowiła koszmarny przykład „wolnej bankowości”, nie dostrzegają roli, jaką odegrało w każdym z tych kryzysów zaniedbanie obowiązków przez władze poszczególnych stanów.

Rządy i banki przekonały ludzi o tym, że ich działania są usprawiedliwione. Każdego, kto próbował wypłacić swoje pie-niądze w czasie kryzysu, uważano za osobę „pozbawioną uczuć patriotycznych” i zamierzającą się na własność innych mieszkań-ców, natomiast banki chwalono często za patriotyczne wsparcie udzielane społeczności w trudnych czasach. Wielu patrzyło jed-nak na cały proceder z niesmakiem i z tej niechęci narodził się nowy słynny ruch „twardego pieniądza” Jacksona, który doszedł do pełnego rozkwitu przed wojną secesyjną61.

Takie okresowe przywileje dla banków – chociaż praktyko-wano je w Stanach Zjednoczonych – nie stały się powszechnym zwyczajem we współczesnym świecie. Była to metoda toporna, można było po nią sięgać tylko sporadycznie (nie można było stosować jej stale, ponieważ banki , które nigdy nie wypłacałyby swoich zobowiązań, nie miałyby prawie w ogóle klientów), a w do-datku nie dawała rządom kontroli nad systemem bankowym. Rzą-dom nie chodzi przecież o samą inflację, lecz o pełną kontrolę nad inflacją i możliwość samodzielnego sterowania nią. Nie można pozwolić na to, żeby przedstawienie reżyserowały banki. Dlatego opracowano metodę znacznie bardziej wyrafinowaną, niezawod-ną i długookresową, a następnie przedstawiono ją ludziom jako wyznacznik cywilizacji. Tą metodą był bank centralny .

88 89

62 Wszystkie banki w Stanach Zjednoczonych zostały z mocy prawa zmuszone do udziału w Systemie Rezerwy Federalnej i do otwarcia rachunków w Bankach Rezerwy Federalnej . („Banki stanowe”, które nie są członkami Systemu Rezer-wy Federalnej , trzymają swoje rezerwy w bankach, które należą do Systemu.)

8. Banki centralne: koniec ograniczeń dla inflacji

Obecnie bankowość centralną zalicza się do tej samej klasy zja-wisk, co nowoczesna kanalizacja i dobre drogi: jeśli gospodarka ich nie ma, to jest „zacofana”, „prymitywna”, odstaje od reszty świata. Wprowadzenie przez Amerykę Systemu Rezerwy Fede-ralnej – naszego banku centralnego – w 1913 roku zostało powita-ne jako nasze wejście do grona krajów wysoko rozwiniętych.

Nominalnymi właścicielami banków centralnych są często osoby prywatne albo – w przypadku Stanów Zjednoczonych – wszystkie banki prywatne. Jednakże bankiem centralnym kie-rują zawsze urzędnicy wyznaczeni przez rząd i działający w jego imieniu. Tam, gdzie banki centralne stanowią prywatną własność, jak w przypadku pionierskiego Banku Anglii i Drugiego Banku Stanów Zjednoczonych, ich potencjalne zyski dołączają się do normalnego parcia rządów w kierunku inflacji .

Swoją dominującą pozycję bank centralny zawdzięcza zagwa-rantowanemu przez rząd monopolowi na emisję banknotów . Jest to często niedoceniany klucz do jego potęgi. Banki prywatne mają zakaz emitowania banknotów – ten przywilej zarezerwowany jest dla banku centralnego . Prywatne banki mogą tylko wydawać po-twierdzenia depozytów. Jeśli ich klienci zapragną zamienić depozyty na banknoty , to banki muszą się po nie udać do banku centralnego . Na tym polega wysoka pozycja banku centralnego jako „banku ban-ków ”. Rzeczywiście jest on bankiem banków , ponieważ inne banki zmuszone są do robienia z nim interesów. W rezultacie depozyty bankowe zaczęły mieć postać nie tylko złota , lecz także banknotów banku centralnego . Te nowe banknoty nie były zwykłymi bankno-tami, lecz zobowiązaniami banku centralnego – instytucji otoczonej aurą majestatu samego rządu. W końcu to rząd wyznacza urzędników zawiadujących bankiem centralnym i koordynuje jego poczynania z innymi dziedzinami polityki państwa. To rząd przyjmuje banknoty w postaci podatków i ogłasza je prawnym środkiem płatniczym.

W wyniku zastosowania tych środków wszystkie banki w całym kraju stały się klientami banku centralnego 62. Do banku centralnego popłynęło złoto z banków prywatnych, a w zamian ludzie dostali banknoty banku centralnego i przestali korzystać ze złotych monet. W „urzędowej” opinii złote monety były nie-poręczne, przestarzałe, niepraktyczne – stanowiły „fetysz” z za-mierzchłej przeszłości, można je było tylko wrzucić dzieciom do pończochy na Gwiazdkę, ale poza tym były nieprzydatne. O ileż bezpieczniej, wygodniej i praktyczniej jest wtedy, gdy złoto w po-staci sztab spoczywa w potężnym skarbcu banku centralnego ! Ludzie – karmieni taką propagandą i przekonani argumentami o wygodzie oraz o tym, że rząd ma pokrycie banknotów – coraz rzadziej używali na co dzień złotych monet. Złoto płynęło nie-przerwanym strumieniem do banku centralnego i – będąc bar-dziej „scentralizowane” – umożliwiało utrzymywanie inflacji na znacznie wyższym poziomie za pomocą substytutów pieniądza .

Ustawa o Rezerwie Federalnej nakładała na banki obowią-zek utrzymywania minimalnego poziomu rezerw w stosunku do depozytów, a od roku 1917 na rezerwy te mogą się składać wyłącznie depozyty złożone w Banku Rezerwy Federalnej . Złoto nie mogło już wchodzić w skład wymaganych prawem rezerw; musiało zostać zdeponowane w Banku Rezerwy Federalnej .

W wyniku całego tego procesu ludzie odzwyczaili się od używania złota , a złoto dostało się pod niezbyt troskliwą opie-kę państwa, które mogło je niemal bezboleśnie skonfiskować. W handlu międzynarodowym przedsiębiorcy wciąż jeszcze uży-wali złota w sztabach do obsługi dużych transakcji, ale stanowili oni tylko niewielki procent wyborców.

90 91

Ludzie zrezygnowali ze złota i uwierzyli w banknoty między innymi dlatego, że mieli wielkie zaufanie do banku centralnego . Bank centralny był przecież w posiadaniu niemal całego złota w kraju i opierał się na potędze i prestiżu rządu, więc nie mógł po-paść w kłopoty i zbankrutować! I rzeczywiście żaden bank cen-tralny w historii nigdy nie zbankrutował. Ale dzięki czemu? Dzię-ki istnieniu niepisanej ale oczywistej reguły, że do upadku banku centralnego nie można dopuścić! Jeśli rządy pozwalały czasem prywatnym bankom na zawieszenie wypłat, to o ileż łatwiej zgo-dzą się na to, żeby bank centralny – czyli organ samego rządu – zawiesił wypłaty, gdy znajdzie się w kłopotach! Taki precedens w historii banków centralnych miał miejsce, gdy Anglia zezwoliła Bankowi Anglii na zawieszenie wypłat pod koniec XVIII wieku; wypłaty pozostawały zawieszone przez dwadzieścia lat.

Bank centralny cieszył się więc niemal nieograniczonym za-ufaniem społeczeństwa. W tym czasie ludzie jeszcze nie zdawali sobie sprawy z tego, że bank centralny mógł oddawać się do woli fałszowaniu pieniądza i nie ponosić za to żadnej odpowiedzial-ności w przypadku, gdyby zakwestionowano jego bona fides . W banku centralnym widziano po prostu wielki bank narodowy, który służył dobru publicznemu i nie mógł upaść, gdyż w prakty-ce stanowił organ rządu.

Bank centralny starał się rozciągnąć społeczne zaufanie lu-dzi również na banki prywatne. To zadanie było trudniejsze. Bank centralny ogłosił, że będzie zawsze pełnił rolę „pożyczkodawcy ostatniej instancji” wobec poszczególnych banków – tzn. , że bę-dzie gotów pożyczyć pieniądze każdemu bankowi, który znajdzie się w kłopotach, zwłaszcza w sytuacji, gdy do wielu banków jed-nocześnie napłyną żądania wypłat.

Rządy wspierały też konsekwentnie banki , zapobiegając panicznym „runom” na banki (czyli przypadkom, kiedy duża liczba klientów podejrzewa bank o krętactwa i chce odebrać swoją własność). Czasami władze zezwalały bankom na zawieszenie

wypłat, tak jak w przypadku przymusowych bankowych „świąt” (bank „holidays”) w roku 1933. Wprowadzono przepisy zabra-niające publicznego zachęcania do runów na banki, a rząd – na przykład w czasie Wielkiego Kryzysu w Ameryce w roku 1929 – toczył kampanię przeciwko „egoistycznym”, „wyzutym z pa-triotyzmu ciułaczom” złota . Ostatecznie Ameryka „rozwiązała” nękające ją problemy z bankami , gdy wprowadziła w 1933 roku federalne ubezpieczenie depozytów. FDIC (Federalny Zakład Ubezpieczeń Depozytów) dysponuje tylko niewielkim zabezpie-czeniem na „pokrycie” depozytów bankowych, które „ubezpie-cza”. Ludzie mieli jednak wrażenie (które zresztą może odpowia-dać rzeczywistości), że rząd federalny będzie gotów wydrukować wystarczającą ilość nowych pieniędzy potrzebnych do wypłace-nia wszystkich ubezpieczonych depozytów. W rezultacie rządowi udało się przenieść ogromne zaufanie, które pokładało w nim społeczeństwo, na bank centralny i na cały system bankowy .

Widzieliśmy, że dzięki założeniu banku centralnego rządy znacznie poluzowały, a może nawet zniosły, dwa spośród trzech ograniczeń, jakim podlegała inflacja wywoływana przez kredyt bankowy. A jak wygląda sprawa z trzecim ograniczeniem – pro-blemem wąskiej grupy klientów każdego z banków ? Usunięcie tego ograniczenia jest jednym z najważniejszych celów istnienia banku centralnego . W systemie wolnej bankowości inflacja wywoływana przez którykolwiek z banków prowadziłaby w szybkim tempie do zgłaszania przez inne banki żądań wypłaty, ponieważ klientela każ-dego banku byłaby silnie ograniczona. Tymczasem bank centralny , pompując rezerwy do wszystkich banków zapewnia im możliwość wspólnej ekspansji w jednakowym tempie. Jeśli ekspansja dotyczy wszystkich banków , to problem wzajemnych żądań wypłaty mię-dzy bankami nie istnieje i okazuje się, że klientelę każdego banku stanowią właściwie wszyscy mieszkańcy kraju. Granice ekspansji banków zostają niesłychanie rozciągnięte – od obszaru zdetermino-wanego przez liczbę klientów każdego banku aż do całego systemu

92 93

63 Ustanowienie rezerwy federalnej trzykrotnie zwiększyło możliwości ekspan-sji systemu bankowego Stanów Zjednoczonych. System Rezerwy Federalnej zmniejszył też średni poziom wymaganych przez prawo rezerw utrzymywanych przez wszystkie banki z około 21% w roku 1913 do około 10% w 1917, co do-datkowo podwoiło potencjał infl acyjny czyniąc go w rezultacie sześciokrotnie większym. Por.: Chester A. Phillips, T.F. McManus i R.W. Nelson, Banking and the Business Cycle (New York: The MacMillan Co., 1937) ss. 23 n.

bankowego. Oczywiście oznacza to, że żaden bank nie może pro-wadzić ekspansji poza granice wyznaczone przez bank centralny. W ten oto sposób rząd zdobył w końcu możliwość kontrolowania inflacji i sterowania nią w ramach systemu bankowego.

Akt ustanowienia banku centralnego – oprócz tego, że zniósł ograniczenia dla inflacji – wpływa też na zwiększenie inflacji w sposób bezpośredni. Zanim powstał bank centralny , banki utrzymywały własne rezerwy w złocie; teraz natomiast całe złoto odpływa do banku centralnego w zamian za depozyty złożone w banku centralnym, które stają się odtąd rezerwą dla banków komercyjnych. Jednakże sam bank centralny utrzymuje tylko częściową rezerwę złota dla swoich własnych zobowiązań! Dlate-go założenie banku centralnego wielokrotnie zwiększa potencjał inflacyjny państwa63.

9. Banki centralne: sterowanie inflacją

W jaki dokładnie sposób bank centralny realizuje należące do nie-go zadanie sterowania bankami prywatnymi? Poprzez kontrolo-wanie „rezerw” bankowych, czyli rachunków depozytowych tych banków prowadzonych przez bank centralny. Banki przechowują na ogół rezerwy , które stanowią określony procent ich zobowiązań z tytułu depozytów, a w Stanach Zjednoczonych kontrolę ułatwia narzucenie ustawowej minimalnej rezerwy dla banku. Dzięki temu bank centralny może wywoływać inflację poprzez kierowa-

nie rezerw do systemu bankowego, a także poprzez obniżanie pro-centowego udziału minimalnych rezerw. W ten sposób bank cen-tralny umożliwia ogólnokrajową ekspansje kredytową banków . Jeśli banki utrzymują stosunek rezerw do depozytów na poziomie 1:10, to „rezerwa nadwyżkowa” (ponad obowiązkowe minimum procentowe) równa dzięsięciu milionom dolarów będzie pozwala-ła na ogólnokrajową inflację w wysokości 100 milionów i będzie zachętą do wywołania takiej inflacji . Jako że banki czerpią zyski z ekspansji kredytowej i ponieważ rząd spowodował, że ich upa-dek jest prawie niemożliwy, to na ogół będą się starały udzielać jak najwięcej kredytów – aż do dozwolonego maksimum.

Bank centralny powiększa rezerwy bankowe, dokonując za-kupu aktywów na rynku. Co się dzieje, gdy kupuje on na przykład od pana Jonesa aktywa (jakiekolwiek aktywa) o wartości 1000 dolarów? Bank centralny wystawia panu Jonesowi czek na 1000 dolarów, którym płaci za aktywa. Bank centralny nie prowadzi in-dywidualnych rachunków, więc pan Jones bierze czek i deponuje go w swoim banku. Bank Jonesa zapisuje mu na jego konto 1000 dolarów i przedstawia czek bankowi centralnemu, który musi dopisać 1000 dolarów do rezerw banku Jonesa. 1000 dolarów do-datkowej rezerwy pozwala zwiększyć bankową ekspansję kredy-tową , zwłaszcza jeżeli takie rezerwy dodawane są do rachunków wielu banków w całym kraju.

Jeśli bank centralny kupuje aktywa bezpośrednio od banku prywatnego, to sytuacja jest jeszcze bardziej przejrzysta. Bank powiększa rezerwy i zostaje stworzona podstawa do zwielokrot-nionej ekspansji kredytowej .

Niewątpliwie z punktu widzenia banku centralnego najlep-szymi do kupienia aktywami są państwowe papiery wartościowe . Rząd zapewnia sobie w ten sposób rynek dla swoich papierów i może łatwo zwiększać podaż pieniądza (inflate the money sup-ply), emitując nowe obligacje, a następnie polecając bankowi cen-tralnemu, żeby je kupił. Zadanie banku centralnego polega często

94 95

na tym, żeby utrzymać cenę rynkową państwowych papierów wartościowych na określonym poziomie, powodując w ten sposób napływ papierów do banku i związaną z tym ustawiczną inflację.

W celu utworzenia nowych rezerw bank centralny może – oprócz kupowania aktywów – użyć innej metody: pożyczania ich. Opłata, jaką bank centralny pobiera od banków za tę usługę stanowi „stopę redyskontową”. Oczywiście rezerwy pożyczone nie są przez banki tak pożądane jak rezerwy, które stanowią ich własność, ponieważ w tym przypadku istnieje konieczność ich spłaty. Wokół zmian stopy redyskontowej jest dużo szumu, ale mają one niewielkie znaczenie w porównaniu ze zmianami ilości rezerw bankowych i procentowego udziału rezerw.

Kiedy bank centralny sprzedaje aktywa bankom lub lu-dziom, to zmniejsza rezerwy i powoduje ograniczenie kredytów oraz deflację , czyli zmniejszenie podaży pieniądza. Jak wiemy, rządy ze swej natury wywołują inflację. Nieliczne i krótkotrwałe są w historii przypadki, kiedy rząd podejmował działania mające na celu deflację . Zapomina się często o jednym: deflacja może mieć miejsce tylko po wcześniejszej inflacji ; tylko pseudo-kwity, a nie złote monety, mogą przejść w stan spoczynku i ulec upłyn-nieniu.

10. Odchodzenie od standardu złota

Wprowadzenie centralnej bankowości znosi ograniczenia, jakim podlegała do tej pory ekspansja kredytu bankowego i wprawia w ruch machinę inflacji . Nie znosi jednak wszystkich hamulców. Wciąż jeszcze pozostaje problem samego banku centralnego . Można by sobie wyobrazić, że któregoś dnia obywatele przypusz-czą szturm na bank centralny , choć jest to mało prawdopodob-ne. Bardziej realnym zagrożeniem jest odpływ złota do innych krajów. Podobnie jak ekspansja jednego banku powoduje, że

złoto odpływa z niego do klientów innych, nie praktykujących ekspansji banków , tak ekspansja pieniężna jednego kraju prowa-dzi do utraty złota na rzecz mieszkańców innych krajów. Kraje, w których ekspansja postępuje szybciej, zagrożone są utratą złota, a ich systemy bankowe zostaną zasypane wezwaniami do wypłat w złocie. Według takiego właśnie klasycznego schematu w XIX wieku pojawiały się cykliczne kryzysy; bank centralny jednego kraju wywoływał ekspansję kredytu bankowego; ceny wzrastały; w miarę jak nowe pieniądze przechodziły z rąk klientów krajo-wych do rąk klientów zagranicznych, obcokrajowcy coraz czę-ściej usiłowali wymienić walutę na złoto. W końcu bank centralny musiał zarządzać koniec ekspansji kredytowej , żeby ratować stan-dard pieniężny.

Tylko w jeden sposób można uniknąć konieczności wypłat za granicę: poprzez współpracę między bankami centralnymi. Jeśli wszystkie banki centralne umówią się, że będą zwiększać podaż pieniądza w tym samym mniej więcej tempie, to wówczas żadne państwo nie straci złota na rzecz innego i cały świat będzie mógł brać udział w wywoływaniu inflacji praktycznie bez ograniczeń. Jednakże każdy rząd jest zazdrosny o własne wpływy i podatny na różne naciski i dlatego taki zgodny marsz ku pełnej współ-pracy okazał się prawie niewykonalny. Jednym z największych sukcesów w tej dziedzinie była zgoda amerykańskiej Rezerwy Fe-deralnej na zwiększenie krajowej inflacji w latach dwudziestych, która miała pomóc Wielkiej Brytanii w powstrzymaniu odpływu złota do Stanów Zjednoczonych.

W XX wieku, gdy rządy stanęły wobec problemu poważ-nych żądań wypłaty złota , zamiast spowodować deflację albo ograniczyć wywoływaną przez siebie inflację, po prostu „odeszły od standardu złota”. Taki zabieg uniemożliwia oczywiście upa-dek banku centralnego , ponieważ od tej pory jego banknoty stają się pieniądzem standardowym. Jednym słowem rząd ostatecznie odmówił spłacania swoich długów i praktycznie zwolnił system

96 97

64 Zobacz: Melchior Palyi, „The Meaning of the Gold Standard,” The Journal of Business (lipiec 1941) ss. 299-304.

bankowy z tego uciążliwego obowiązku. Najpierw wypuszczono pseudo-kwity bez pokrycia, a następnie, gdy nadchodził sądny dzień, bezwstydnie dokończono dzieła bankructwa , znosząc obo-wiązek wypłat w złocie. Dokonało się ostateczne oderwanie nazw poszczególnych walut (dolar, funt, marka) od złota i srebra .

Z początku rządy nie chciały przyznać, że to rozwiązanie wprowadzono na stałe. Mówiły o „zawieszeniu wypłat w złocie”, przez co dawały do zrozumienia, że kiedyś, po zakończeniu woj-ny albo innego „stanu wyższej konieczności”, rząd znów będzie realizował swoje zobowiązania. Gdy pod koniec XVIII wieku od złota odszedł Bank Anglii , stan taki utrzymywał się przez dwa-dzieścia lat, ale przez cały ten czas wiedziano, że wypłaty w zło-cie zostaną przywrócone po zakończeniu wojen z Francją.

Tymczasowe „zawieszenia” stanowiły przygrywkę do całko-witego odejścia od złota . Standard złota nie jest mimo wszystko kurkiem, który rząd może dowolnie odkręcać i zakręcać za po-mocą dekretów. Albo kwit na złoto ma pokrycie, albo go nie ma; gdy raz zawiesi się wypłaty złota, to sam standard złota staje się żartem.

Kolejnym krokiem w kierunku stopniowej rezygnacji ze złotego pieniądza było wprowadzenie „waluty sztabowo-złotej”. W tym systemie waluta nie podlega już wypłatom w monetach; można ją tylko wymienić na duże sztaby o olbrzymiej wartości. Zawęża to grono osób, które mogą zażądać wypłaty w złocie, do garstki specjalistów zajmujących się handlem międzynarodowym. Standard złota już nie istnieje, ale rządy mogą nadal utrzymywać, że opowiadają się za złotem. „Standardy złota” w Europie w la-tach dwudziestych XX wieku były standardami tego typu64.

W końcu, wśród kanonady ataków na obcokrajowców i „po-zbawionych patriotyzmu ciułaczy złota ”, rządy „odeszły od złota”

oficjalnie i ostatecznie. Emitowane przez rząd papiery stają się od tego momentu pustym pieniądzem standardowym. Czasami pustym pieniądzem są papiery ministerstwa finansów a nie ban-ku centralnego , co dotyczy zwłaszcza okresu, gdy nie powstał jeszcze system banków centralnych. Amerykańskie continentale , greenbacki i banknoty Konfederacji z czasów wojny secesyjnej, a także francuskie asygnaty (assignats) – wszystkie te waluty były pustym pieniądzem emitowanym przez ministerstwa skarbu. Bez względu na to, czy emisją zajmuje się ministerstwo finansów czy bank centralny , skutek jest ten sam: standard pieniężny pozo-staje teraz na łasce rządu, a depozyty bankowe wypłacane są po prostu w papierach emitowanych przez rząd.

11. Pusty pieniądz i problem złota

Gdy jakieś państwo odchodzi od standardu złota i przyjmuje stan-dard pustego pieniądza, to tworzy tym samym kolejny rodzaj „pie-niądza”. Oprócz dwóch rodzajów pieniądza towarowego – złota i srebra – rozwijają się teraz niezależne pieniądze sterowane przez poszczególne rządy za pomocą dekretów. Podobnie jak złoto i sre-bro wymieniane są na wolnym rynku po określonym kursie, tak rynek ustala kursy wymiany dla wszystkich tych rodzajów pienią-dza. W świecie pustego pieniądza wartość każdej waluty będzie się wahała wobec innych walut, o ile będzie to dozwolone. Jak widzieliśmy, kurs wymiany między każdą parą walut zależy od względnych parytetów siły nabywczej, a te z kolei zdeterminowa-ne są przez poziom podaży i popytu na każdą z walut. Gdy waluta przestaje mieć charakter kwitu na złoto, a zaczyna być papierem bez pokrycia, to zaufanie do jej stabilności i jakości zostaje za-chwiane i popyt na nią spada. Ponadto, gdy zostaje oderwana od złota, widoczne się staje, że jej ilość znacznie przekracza ilość złota, na którą rzekomo miała wcześniej pokrycie. Siła nabywcza

98 99

65 Frank W. Taussig, Principles of Economics, 2nd Ed. (New York: The MacMillan Company, 1916) I, s. 312. Zobacz też: J.K. Upton, Money in Politics, 2nd Ed. (Boston: Lothrop Publishing Company, 1895) ss. 69 n.

66 Wnikliwą analizę kolejnych kroków amerykańskiego rządu przedsięwziętych w celu skonfi skowania złota należącego do ludzi i odejścia od standardu złota w roku 1933 przeprowadza Garet Garrett w: The People’s Pottage (Caldwell, Idaho: The Caxton Printers, 1953) ss. 15-41.

takiej waluty, a co za tym idzie jej kurs, spada w stosunku do złota, ponieważ jej podaż przekracza ilość złota, a popyt na nią jest mniejszy. A jako że rząd ze swej natury wywołuje inflację, z czasem doprowadzi do dalszego spadku jej wartości.

Taka deprecjacja jest dla rządu bardzo kłopotliwa i uderza w obywateli, którzy chcieliby importować dobra. Obecność zło-ta w gospodarce stale przypomina o marnej jakości rządowych papierów i wciąż stanowi groźbę, że kiedyś złoto zastąpi papier odgrywający w państwie rolę pieniądza. Nawet, jeśli rząd udzieli pustemu pieniądzu całego swojego prestiżu, a także uchwali prze-pisy o prawnym środku płatniczym, to pozostające w rękach ludzi złote monety będą wciąż stanowiły memento i zagrożenie dla państwowej kontroli nad pieniądzem.

W trakcie pierwszej depresji w Ameryce w latach 1819-1821 cztery stany (Tennessee, Kentucky, Illinois i Missouri) założyły banki stanowe emitujące puste papiery. Miały one pokrycie w za-pewnieniach dotyczących prawnego środka płatniczego, a nie-kiedy także w prawnym zakazie deprecjacji banknotów obowią-zującym w tych stanach. Mimo to jednak wszystkie te zrodzone z wielkich nadziei eksperymenty zakończyły się niepowodzeniem: wartość nowych papierów szybko spadła niemal do zera. Trzeba było szybko zarzucić tego typu pomysły. Później w charakterze pustego pieniądza pojawiły się greenbacki , które były w obiegu na Północy w czasie wojny secesyjnej i po jej zakończeniu. W Ka-lifornii nie przyjmowano jednak greenbacków i nadal używano złota jako pieniądza. Jak napisał wybitny ekonomista:

„W Kalifornii, podobnie jak w innych stanach, papiery były prawnym środkiem płatniczym i przyjmowano je w urzędach; nie istniała nieufność ani wrogość wobec rządu federalnego. A jednak ludzie zdecydowanie (…) woleli złoto niż papiery (…). Każdy dłużnik mógł w świetle prawa spłacić swoje zobowiązania w zde-precjonowanych papierach. Gdy jednak tak postąpił, to stawał się napiętnowany (zwykle wierzyciel zamieszczał o nim informację

w gazecie) i praktycznie podlegał bojkotowi. Przez cały ten okres w Kalifornii nie posługiwano się papierami. Mieszkańcy stanu dokonywali transakcji przy użyciu złota , podczas gdy we wszyst-kich pozostałych stanach używano waluty wymienialnej”65.

Dla rządów stało się jasne, że nie mogą dalej tolerować posiadania złota przez prywatne osoby. Rząd nie byłby w stanie ugruntować swojej władzy nad walutą narodową, gdyby ludzie mogli w razie potrzeby porzucić pusty pieniądz papierowy na rzecz pieniądza złotego. W związku z tym rządy zabroniły oby-watelom posiadania złota. Złoto , nie licząc niewielkich jego ilości, które dopuszczono do użytku w celach przemysłowych i jubiler-skich, zostało w całości znacjonalizowane. Domaganie się zwrotu skonfiskowanej ludziom własności uważane jest obecnie za prze-jaw beznadziejnego wstecznictwa66.

12. Pusty pieniądz i prawo Greshama

Dzięki wprowadzeniu pustego pieniądza i zakazu posiadania złota otwarta została droga do sterowanej przez rząd inflacji na wielką skalę. Pozostaje tylko jedno, bardzo ogólne ograniczenie: groźba rozpętania hiperinflacji , załamania się waluty. Hiperinflacja ma miejsce wtedy, gdy ludzie – zauważywszy, że rząd zdecydował się wywoływać inflację – postanawiają uniknąć inflacyjnego po-datku nałożonego na ich środki i w tym celu zaczynają wydawać

100 101

67 W ciągu kilku ostatnich lat wartość dolara jest zawyżona w stosunku do innych walut i dlatego dolar odpływa z USA.

pieniądze możliwie jak najszybciej, póki mają one jeszcze jakąś wartość. Dopóki nie zapanuje hiperinflacja, państwo może bez przeszkód zarządzać walutą i inflacją. Wtedy pojawiają się jednak nowe trudności. Jak zwykle, interwencja rządu, która ma uleczyć jakiś problem, wywołuje mnóstwo nowych, nieprzewidzianych problemów. W świecie pustego pieniądza każdy kraj ma własny pieniądz. Oparty na międzynarodowej walucie światowy podział pracy został zniszczony i państwa coraz bardziej zamykają się w postaci poszczególnych autarkii. Brak stabilności pieniądza jest dodatkowym utrudnieniem w handlu . Poziom życia we wszyst-kich krajach obniża się. Każde państwo utrzymuje płynne kursy wymiany swojej waluty na waluty innych krajów. Państwo, które zwiększa inflację bardziej niż inne nie obawia się już utraty złota, ale musi stawić czoła innym przykrym konsekwencjom. Kurs wa-luty takiego kraju spada w stosunku do innych walut. Jest to nie tylko przykre, ale też niepokojące dla obywateli, którzy boją się dalszej deprecjacji . Znacznie wzrastają też ceny dóbr z importu, a to ma istotne znaczenie w przypadku krajów, w których gospo-darce handel zagraniczny odgrywa dużą rolę.

Dlatego w ostatnich latach rządy postanowiły znieść płynne kursy walutowe. Zamiast nich wprowadziły ustalane odgórnie, sztywne kursy w stosunku do innych walut. Prawo Greshama mówi dokładnie, jaki będzie skutek takiej arbitralnej kontroli cen. Jakiejkolwiek by nie ustalono wartości kursu, nigdy nie będzie on kursem wolnorynkowym, który może być ustalany jedynie każdego dnia na nowo. Dlatego jedna waluta będzie miała zawsze wartość sztucznie zawyżoną, a inne – zaniżoną. Na ogół rządy celowo zawyżają wartość swojej waluty – ze względów presti-żowych, a także z powodu wynikających z tego konsekwencji. Gdy na mocy zarządzenia waluta ma zawyżoną wartość, ludzie wymieniają ją na walutę niedoszacowaną po okazyjnych kursach; to doprowadza do powstania nadwyżki waluty przeszacowanej i niedoborów waluty niedoszacowanej. Kurs nie może się zmienić

do poziomu równowagi na rynku walutowym. Obecnie wszystkie waluty na świecie mają na ogół zawyżoną wartość w stosunku do dolara, czego wynikiem jest znane zjawisko „niedostatku dolarów” – jeszcze jeden przykład na to, jak funkcjonuje prawo Greshama .

Kraje, które podnoszą wrzawę wokół „niedostatku dolara”, spowodowały go same własną polityką. Niewykluczone, że rządy tych państw przyjęły ten stan rzeczy pozytywnie, ponieważ: (a) dał on im pretekst do domagania się pomocy w dolarach, która miała „położyć kres brakowi dolarów w wolnym świecie” oraz (b) dostarczył pretekstu do kontyngentowania importu z Ame-ryki. Niedoszacowanie dolarów powoduje, że import z Ameryki jest nienaturalnie tani a eksport do niej drogi [uwaga wydawcy amerykańskiego: to zdanie zostało usunięte z czwartego wyda-nia]. Skutek: deficyt w handlu zagranicznym i groźba odpływu dolarów67. Rząd innego państwa interweniuje więc, obwieszczając z przykrością, że będzie zmuszony ustanowić kontyngenty na im-port, tzn. wydawać importerom zezwolenia i decydować o tym, jakie towary mogą być importowane „zgodnie z potrzebami”. W celu ograniczenia importu wiele rządów konfiskuje obywate-lom znajdujące się w ich posiadaniu obce waluty, zmuszając ich do przyjęcia w zamian znacznie mniejszej ilości waluty krajowej niż mogliby otrzymać na wolnym rynku . W ten sposób rząd podtrzymuje sztucznie zawyżony kurs waluty krajowej. Kurs wymiany walut, podobnie jak złoto, został znacjonalizowany, a karę ponieśli eksporterzy. W krajach, gdzie handel zagraniczny odgrywa szczególnie ważną rolę, ta państwowa „kontrola kursów walutowych ” oznacza praktycznie przymusowe uspołecznienie gospodarki. Sztuczny kurs wymiany daje więc państwom pretekst

102 103

68 Doskonałe omówienie problematyki kursów walutowych i panujących w tej dziedzinie regulacji znajduje się w: George Winder, The Free Convertibility of Sterling (London: The Batchworth Press, 1955).

do domagania się pomocy zagranicznej i do rozciągnięcia socjali-stycznej kontroli nad handlem68.

Obecnie świat oplątany jest gąszczem chaotycznych regula-cji w obrocie dewizowym, blokami walutowymi, ograniczeniami wymienialności i przeróżnymi systemami kursów wymiany. W niektórych krajach „czarny rynek ” walutowy jest w legalny sposób nakłaniany do określenia prawdziwego kursu, według którego ustala się następnie różne kursy dla różnych typów trans-akcji. Niemal wszystkie kraje posługują się standardem pustego pieniądza, ale nie mają odwagi otwarcie się do tego przyznać i plotą o rzekomym „ograniczonym standardzie sztabowo-zło-tym”. W rzeczywistości złoto używane jest nie jako prawdziwa definicja walut, lecz dla wygody rządów, gdyż: (a) ustalenie kursu waluty względem złota ułatwia obliczenie kursu wymiany wobec dowolnej innej waluty; (b) złoto wciąż jest używane przez te rządy. Gdy kursy walut są sztywne, to jakiś obiekt musi się prze-mieszczać, żeby bilansować płatności państwa, a złoto doskonale się do tego celu nadaje. Złoto nie jest więc już pieniądzem świato-wym; jest pieniądzem należącym do rządów, które używają go do wzajemnych rozliczeń między sobą.

Oczywiście marzeniem inflacjonistów jest wprowadzenie jakiegoś rodzaju światowego pieniądza papierowego , którym manipulowałby światowy rząd i bank centralny, wywołując wszę-dzie inflację na tym samym poziomie. Realizacja tego marzenia jest póki co sprawą mglistej przyszłości. Wciąż jeszcze daleko jesteśmy od rządu światowego, a waluty narodowe wywołują tyle problemów i sprzeczności, że niemożliwe jest na razie połączenie ich w jeden pieniądz. Jednakże świat systematycznie zdąża w tym kierunku. Na przykład Międzynarodowy Fundusz Walutowy jest

w zasadzie instytucją, której zadaniem jest wzmocnienie kontroli nad obrotem dewizowym w ogóle, nad zaniżaniem kursu dolara w szczególności. Fundusz żąda od każdego kraju członkowskiego ustalenia sztywnego kursu swojej waluty, a następnie wpłacenia składki w złocie i dolarach, z której udzielane będą pożyczki dla rządów potrzebujących twardej waluty.

13. Rząd i pieniądz

Wielu ludzi uważa, że chociaż wolny rynek ma różne zalety, to na ogół przedstawia obraz bałaganu i chaosu. Wszystko jest „nieza-planowane” i przypadkowe. Natomiast władza rządu wydaje się prosta i uporządkowana; polecenia przekazywane są na niższe szczeble i wykonywane. W żadnej innej dziedzinie gospodarki mit ten nie jest tak żywy jak w sferze pieniądza. Wydaje się, że przynajmniej pieniądz musi podlegać rygorystycznej kontroli państwa. Tymczasem pieniądz jest życiodajną siłą gospodarki, jest pośrednikiem we wszystkich transakcjach. Gdy rząd domi-nuje w sferze pieniądza, to znaczy, że przejął już kontrolę nad najważniejszym stanowiskiem dowodzenia i znajduje się na drodze ku socjalizmowi. Jak widzieliśmy, wolny rynek pieniądza – w przeciwieństwie do panującej powszechnie opinii – nie byłby chaotyczny; lecz stanowiłby wzór porządku i efektywności.

Czego dowiedzieliśmy się o rządzie i pieniądzu? Widzieli-śmy jak na przestrzeni wieków rząd krok po kroku wkraczał na wolny rynek i w końcu przejął całkowitą kontrolę nad systemem pieniężnym. Widzieliśmy, jak każda nowa regulacja, często z po-zoru nieszkodliwa, powodowała wprowadzenie kolejnych regu-lacji. Widzieliśmy, że rządy są z natury skore do wywoływania inflacji , ponieważ inflacja jest kuszącym sposobem osiągania dochodów przez państwo i uprzywilejowane grupy. Powolne lecz stanowcze przechwycenie kontroli nad pieniądzem zostało wyko-

104

rzystane do: (a) wywoływania w gospodarce inflacji w tempie, o którym decyduje rząd; (b) wprowadzenia socjalistycznego za-rządzania całą gospodarką.

Skutkiem majstrowania rządu przy pieniądzu jest nie tylko nieopisana tyrania na świecie, lecz także chaos, a nie porządek. Spowodowało ono rozbicie produkującego w pokoju światowe-go rynku na tysiące fragmentów. Handel i inwestycje zostały okaleczone i spętane milionami restrykcji, regulacji, sztucznych kursów, kryzysami walutowymi itd. Państwowa kontrola nad pieniądzem, zmieniając świat pokojowych stosunków w dżunglę zwalczających się bloków walutowych, przyczyniła się do wojen. Widzieliśmy więc, że wynikiem przymusu – zarówno w sferze pieniądza, jak i w innych dziedzinach – nie jest porządek, tylko konflikt i chaos.

IV. Załamanie systemu pieniężnego na Zachodzie

Od czasu, kiedy ukazało się pierwsze wydanie tej książki, dały już o sobie znać konsekwencje interwencjonizmu w dziedzinie pie-niądza. Światowy kryzys monetarny w lutym i marcu 1973 roku oraz zniżka notowań dolara w lipcu tego samego roku to tylko naj-nowsze przykłady coraz częściej występujących kryzysów, które stanowią podręcznikową ilustrację naszej analizy nieuchronnych skutków ingerencji państwa w system pieniężny. Po zażegnaniu każdego takiego kryzysu za pomocą doraźnych środków zachod-nie rządy obwieszczają, że tym razem światowy system pieniężny otrzymał solidną podstawę i że wszystkie kryzysy pieniężne zo-stały zażegnane. Prezydent Nixon posunął się nawet do tego, że umowę smithsoniańską z 18 grudnia 1971 roku nazwał „najwięk-szą umową monetarną w dziejach świata”; w niewiele ponad rok później ta największa umowa legła już w gruzach. Każde kolejne „rozwiązanie” upadało szybciej niż poprzednie.

Żeby zrozumieć panujący obecnie chaos w sferze pieniądza, trzeba pokrótce prześledzić rozwój międzynarodowego systemu pieniężnego w XX wieku i zobaczyć, jak każda konfiguracja nie-zdrowych inflacjonistycznych interwencji załamywała się z powo-du tkwiących w niej problemów, robiąc miejsce dla kolejnej rundy interwencji. Dwudziestowieczną historię światowego porządku pieniężnego można podzielić na dziewięć faz. Zanalizujmy każdą z nich po kolei.

106 107

1. Faza I: klasyczny standard złota , 1815 – 1914

Na okres „klasycznego” standardu złota panującego na Zachodzie w XIX i XX wieku, można spojrzeć jak na wiek złoty w sensie dosłownym i przenośnym. Nie licząc kłopotów wywołanych przez problem srebra , świat opierał się na standardzie złota, co oznaczało, że każda narodowa waluta (dolar, funt, frank itd.) była tylko nazwą dla określonej porcji wagowej złota. „Dolar ” był na przykład zdefiniowany jako 1/20 uncji złota, funt szterling – jako nieco mniej niż 1/4 uncji złota itd. Oznaczało to, że „kursy wymiany” między poszczególnymi walutami narodowymi były sztywne, ale nie dlatego, że podlegały arbitralnym regulacjom rządu, tylko z tej samej przyczyny, dla której jeden funt wagowy zdefiniowany jest jako równy szesnastu uncjom.

Międzynarodowy standard złota dawał tę korzyść, że do-brodziejstwa płynące z używania jednego środka wymiany roz-ciągały się na cały świat. Jedną z przyczyn wzrostu i prosperity w Stanach Zjednoczonych był fakt, że mieliśmy jeden pieniądz dla całego olbrzymiego obszaru kraju. Mieliśmy standard zło-ta lub przynajmniej jeden standard dolara w całym kraju i nie musieliśmy cierpieć z powodu chaosu związanego z używaniem różnych rodzajów emitowanego przez poszczególne miasta i hrab-stwa pieniądza, którego wartość wahałaby się w stosunku do in-nych pieniędzy używanych w pozostałych miastach i hrabstwach. XIX wiek pokazał korzyści płynące z używania jednego pienią-dza w całym cywilizowanym świecie. Wspólny pieniądz wspierał wolność handlu , swobodę inwestowania i podróżowania w całej tej strefie handlu i pieniądza, co przyczyniało się do rozwoju spe-cjalizacji i międzynarodowego podziału pracy.

Należy podkreślić, że złoto nie zostało wybrane na standard pieniężny w sposób arbitralny przez rządy. Złoto zostało uznane za najlepszy pieniądz po wielu wiekach używania go przez wolny rynek ; zostało uznane za towar, który mógł służyć jako najbardziej

stabilny i pożądany środek wymiany. Przede wszystkim podaż i za-opatrzenie w złoto zależały tylko od sił rynkowych a nie od arbi-tralnych decyzji rządu o uruchomieniu maszyny drukarskiej.

Międzynarodowy standard złota zapewniał automatyczny rynkowy mechanizm ograniczający potencjał inflacyjny rządu. Zapewniał również mechanizm pozwalający utrzymać w rów-nowadze bilans płatniczy poszczególnych krajów. Jak w połowie XVIII wieku zauważył filozof i ekonomista David Hume, jeśli je-den kraj, powiedzmy Francja, zwiększa podaż papierowych fran-ków, ceny w tym kraju wzrastają, zwiększone dochody w papie-rowych frankach stymulują import, dodatkowo pobudzany przez spadek cen towarów importowanych względem cen krajowych. Jednocześnie wyższe ceny krajowe hamują eksport. Skutkiem jest deficyt w bilansie płatniczym, który trzeba spłacić wobec innych krajów wymieniających franki na złoto. Odpływ złota zmusza Francję do zmniejszenia ilości inflacyjnych papierowych franków. Ma to zapobiec utracie całego krajowego złota. Jeśli inflacja przybrała formę depozytów bankowych, to francuskie banki muszą zmniejszyć ilość kredytów i depozytów, żeby nie dopuścić do bankructwa spowodowanego koniecznością wypłat obcokrajowcom posiadającym depozyty w złocie. Ograniczenie ilości papierowego pieniądza powoduje spadek cen krajowych i nadwyżkę w eksporcie, w wyniku czego odwrócony zostaje kierunek przepływu złota aż do momentu, gdy poziom cen we Francji i w pozostałych krajach zostanie zrównany.

Prawdą jest, że interwencje rządu dokonywane przed wie-kiem XIX zmniejszyły szybkość tego mechanizmu rynkowego i umożliwiły powstanie w warunkach standardu złota cyklu ko-niunkturalnego następujących po sobie inflacji i recesji. Interwen-cje te polegały w szczególności na zmonopolizowaniu przez rządy mennic, wprowadzeniu przepisów o prawnym środku płatniczym, wprowadzeniu pieniądza papierowego i rozwoju inflacyjnej ban-kowości wspieranej przez poszczególne rządy. Jednakże, mimo iż

108 109

69 Najnowsze studium dotyczące klasycznego standardu złota i historii wczesnych faz jego załamania na początku XX wieku przedstawia Melchior Palyi, The Twi-light of Gold, 1914-1936 (Chicago: Henry Regnery, 1972).

interwencje spowolniły procesy dostosowawcze rynku, to procesy te nadal miały ostateczną kontrolę nad sytuacją. Chociaż więc dziewiętnastowieczny klasyczny standard złota nie był doskonały i dopuszczał do powstawania niewielkich boomów i załamań, to mimo wszystko stanowił najlepszy porządek monetarny w dzie-jach; porządek, który funkcjonował, który nie pozwalał na to, żeby cykl koniunkturalny wymknął się spod kontroli i który umożliwiał rozwój wolnego handlu międzynarodowego, obrotu dewizowego i inwestycji69.

2. Faza II: I wojna światowa i okres po zakończe-niu wojny

Skoro klasyczny standard złota funkcjonował tak dobrze, to dlacze-go załamał się? Załamał się, ponieważ zaufano rządom, że dopilnu-ją, by funty, dolary, franki itd. były zawsze wymienialne na złoto – tak jak to obiecały i jak obiecał to kontrolowany przez nie system bankowy . Powodem załamania nie było złoto, tylko niemądra wiara, że rząd dotrzyma swoich obietnic. Wszystkie rządy szyku-jące się do tragicznej I wojny światowej musiały zwiększyć podaż własnego pieniądza papierowego oraz waluty bankowej. Inflacja przybrała tak poważne rozmiary, że rządy państw biorących udział w wojnie nie były w stanie wywiązać się z obietnic i „odeszły od standardu złota”, tzn. ogłosiły swoje własne bankructwo, niedłu-go po przystąpieniu do wojny. Tak postąpiły wszystkie państwa oprócz Stanów Zjednoczonych, które przystąpiły do wojny później i nie zwiększyły podaży dolarów do tego stopnia, żeby zagroziło to wymienialności waluty na złoto. Jednakże poza USA świat do-

świadczał tego, co niektórzy współcześni ekonomiści nazywają nir-waną swobodnie wahających się kursów wymiany (nazywa się je również „systemem płynnych kursów walutowych, brudną płynno-ścią – dirty float ”), konkurencyjnych dewaluacji, zwalczających się bloków walutowych, kontroli kursów wymiany, ceł i kontyngentów oraz załamania się międzynarodowego handlu i inwestycji. Podda-ne inflacji funty, marki itd. straciły na wartości w stosunku do złota i do dolara; na całym świecie zapanował chaos pieniężny.

Na szczęście w tamtych czasach niewielu było ekonomistów, którzy uważaliby taką sytuację za ideał systemu pieniężnego. Na ogół fazę II postrzegano jako krok w kierunku nadchodzącej międzynarodowej katastrofy. Politycy i ekonomiści rozglądali się w poszukiwaniu sposobów na przywrócenie równowagi i wolności, które były charakterystyczne dla klasycznego standardu złota .

3. Faza III: system waluty dewizowo-złotej (Wielka Brytania i USA), 1926-1931

Jak powrócić do złotego wieku? Rozsądek nakazywałby uznać fakty – fakt deprecjacji funta, franka, marki itd. – i przywrócić standard złota po zdefiniowanym na nowo kursie: takim, który byłby dostosowany do istniejącej podaży pieniądza i do bieżącego poziomu cen. Brytyjski funt był na przykład tradycyjnie definio-wany jako waga, której odpowiadało 4,86 dolara. Tymczasem pod koniec I wojny światowej w wyniku inflacji w Wielkiej Brytanii funt spadł do wartości około 3,50 dolara na wolnym rynku walu-towym. Podobnie zmalała wartość innych walut. Gdyby Wielka Brytania chciała prowadzić rozsądną politykę, to wróciłaby do standardu złota przy kursie 3,50 dolara. Podobnie powinny były zrobić pozostałe kraje borykające się z inflacją. Dzięki temu po-wrócono by szybko i bez przeszkód do fazy I. Zamiast tego Wielka Brytania podjęła fatalną decyzję o przywróceniu starego parytetu

110 111

70 Na temat brytyjskiego błędu i jego skutków, które doprowadziły do depresji roku 1929, zobacz: Lionel Robbins, The Great Depression (New York: MacMillan, 1934).

wynoszącego 4,86 dolara70. Podjęto ją ze względu na narodowy „prestiż” i w płonnej nadziei, że uda się przywrócić Londynowi znaczenie światowego centrum finansowego dla „twardego pie-niądza”. Żeby ten akt heroicznego szaleństwa mógł doprowadzić do zwycięstwa, Wielka Brytania musiałaby poważnie zmniejszyć podaż pieniądza i obniżyć poziom cen, ponieważ przy kursie 4,86 dolara za funt ceny brytyjskiego eksportu były znacznie za wyso-kie na to, by stanowić konkurencję na światowych rynkach. Defla-cja nie wchodziła wówczas w grę ze względów politycznych, gdyż wzrost znaczenia związków zawodowych oraz ogólnokrajowy system ubezpieczeń od bezrobocia spowodowały, że płace trwale się obniżyły. Żeby doprowadzić do deflacji, rząd brytyjski mu-siałby powstrzymać rozrost państwa opiekuńczego. Tymczasem Brytyjczycy chcieli, żeby inflacja i ceny nadal rosły. W wyniku kumulacji dwóch czynników – inflacji oraz przywrócenia nad-wartościowego parytetu – eksport brytyjski przeżywał stagnację przez całe lata dwudzieste, a w czasie, gdy w pozostałych krajach miał miejsce boom gospodarczy, bezrobocie w Wielkiej Brytanii utrzymywało się na wysokim poziomie.

W jaki sposób Brytyjczycy mogliby mieć ciastko i zjeść je zarazem? Poprzez wprowadzenie nowego międzynarodowego systemu pieniężnego, który zachęcałby lub zmuszał inne rządy do zwiększenia podaży pieniądza albo do przywrócenia standar-du złota przy zawyżonych parytetach dla walut ich krajów, co spowodowałoby sparaliżowanie eksportu tych państw i subsydio-wanie importu z Wielkiej Brytanii. Tak właśnie postąpiła Wielka Brytania , doprowadzając na konferencji w Genui w roku 1922 do utworzenia nowego międzynarodowego porządku monetarnego: standardu waluty dewizowo-złotej.

Standard waluty dewizowo-złotej działał w następujący spo-sób: Stany Zjednoczone pozostały przy klasycznym standardzie złota i wypłacały za dolary złoto. Wielka Brytania i inne kraje Zachodu powróciły natomiast do standardu pseudo-złota – Wiel-ka Brytania w roku 1926, a pozostałe kraje mniej więcej w tym samym czasie. Za funty i inne waluty nie wypłacano złotych monet, tylko duże sztaby złota, które nadawały się wyłącznie do obsługi transakcji międzynarodowych. Uniemożliwiało to zwy-kłym obywatelom Wielkiej Brytanii i innych państw europejskich używanie złota na co dzień i dzięki temu pozwalało na większą inflację pieniędzy papierowych i bankowych. Co więcej, Wielka Brytania wypłacała za funty nie tylko złoto, lecz także dolary, natomiast inne kraje płaciły za swoje waluty nie w złocie lecz w funtach. Większość z tych państw Wielka Brytania nakłoniła do przywrócenia standardu złota przy zawyżonym parytecie. W rezultacie powstała piramida: na złocie opierały się dolary, na dolarach funty, na funtach pozostałe waluty – „standard waluty dewizowo-złotej”, w którym dolar i funt odgrywały rolę „walut kluczowych”.

Teraz, gdy Wielka Brytania zwiększała podaż pieniądza i borykała się z deficytem bilansu płatniczego, mechanizm stan-dardu złota nie działał w kierunku ograniczenia inflacji . Pozo-stałe kraje nie wymieniały teraz swoich funtów na złoto, tylko trzymały funty i na ich bazie zwiększały inflację. Dlatego Wielka Brytania i cała Europa mogły zwiększać inflację bez ograniczeń, a deficyt Wielkiej Brytanii mógł rosnąć niekrępowany rynkową dyscypliną, jaką dawniej stanowił standard złota. Wielka Bryta-nia przekonała również Stany Zjednoczone , by zwiększyły podaż dolara. Zapobiegło to odpływowi rezerw złota i dolarów do Sta-nów Zjednoczonych.

Problem ze standardem dewizowo-złotowym polega na tym, że nie może on trwać wiecznie; w końcu trzeba będzie zapłacić rachunek, ale stanie się to dopiero w reakcji na przedłużający się

112 113

71 Cordell Hull , Memoirs (New York, 1948) I, 81. Zobacz też: Richard N. Gardner, Sterling-Dollar Conspiracy (Oxford: Clarendon Press, 1956) s. 141.

inflacyjny boom. W miarę jak rosły salda w funtach szterlingach we Francj i, Stanach Zjednoczonych i w innych krajach, najmniejszy przejaw utraty zaufania do chwiejnej i tandetnie zbudowanej infla-cyjnej struktury mógł doprowadzić do ogólnego załamania. To wła-śnie stało się w roku 1931. W całej Europie upadały powodujące in-flację banki , a Francja, która opierała się na „twardym pieniądzu”, podjęła próbę wymiany swojego salda w szterlingach na złoto. To spowodowało, że Wielka Brytania całkowicie odeszła od standardu złota . Wkrótce inne kraje Europy podążyły jej śladem.

4. Faza IV: Płynne kursy pustych walut, 1931-1945

Świat znowu pogrążył się w chaosie pieniężnym znanym już z okresu I wojny światowej; z tym, że teraz nadzieje na przywró-cenie standardu złota były niewielkie. Międzynarodowy system gospodarczy rozpadał się w chaosie płynnych kursów waluto-wych, konkurujących dewaluacji, regulacji kursów wymiany, barier w handlu . Rozszalała się gospodarcza i monetarna wojna między poszczególnymi walutami i blokami walutowymi. Mię-dzynarodowy handel i inwestycje praktycznie zamarły. Handel odbywał się na podstawie umów barterowych między konkuru-jącymi ze sobą i skłóconymi rządami. Sekretarz stanu Cordell Hull wielokrotnie zwracał uwagę, że właśnie konflikty pieniężne i gospodarcze lat trzydziestych były główną przyczyną wybuchu II wojny światowej71.

Stany Zjednoczone utrzymywały standard złota jeszcze przez dwa lata, a następnie odeszły od klasycznego standardu złota, usiłując w ten sposób zaradzić depresji . Obywatele amery-kańscy nie mogli już wymieniać dolarów na złoto i nie wolno im

było nawet posiadać złota ani w kraju ani za granicą. Jednakże po roku 1934 Stany Zjednoczone utrzymywały nadal dziwaczną nową formę standardu złota. Dolar został zdefiniowany jako 1/35 uncji złota i na złoto wymieniać go mogły obce rządy oraz banki centralne. Dawny związek ze złotem pozostał. Ponadto chaos na rynku pieniężnym w Europie powodował, że złoto odpływało do jedynego względnie bezpiecznego raju pieniężnego, jakim były Stany Zjednoczone.

Chaos i nieokiełznana wojna gospodarcza lat trzydziestych wskazują na to, jak poważnym błędem politycznym (nie mówiąc o problemach w wymiarze gospodarczym) był system płynnych kursów pustych walut, który zaproponowała szkoła chicagowska Miltona Friedmana . Zwolennicy Friedmana – w imię obrony wol-nego rynku – przecięli ostatecznie wszelkie więzy łączące pie-niądz ze złotem, oddali całkowitą kontrolę nad poszczególnymi walutami w ręce rządów centralnych emitujących puste papiery jako prawny środek płatniczy, a następnie poradzili rządom, żeby pozwoliły swoim walutom wahać się względem pozostałych walut oraz żeby powstrzymały się od wywoływania nadmiernej inflacji . Poważnym błędem politycznym było przekazanie całkowitej kon-troli nad podażą pieniądza w ręce państwa narodowego i żywienie złudnej nadziei, że państwo powstrzyma się od wykorzystywania możliwości wywoływania inflacji . Nadarzające się możliwości – w tym również sposobność zgodnego z prawem fałszowania pieniędzy – są skwapliwie wykorzystywane, dlatego naiwność i etatystyczny charakter tego rodzaju projektu powinny być cał-kowicie oczywiste. Tak więc katastrofalne doświadczenie fazy IV – świat pustego pieniądza i wojny gospodarcze lat trzydziestych – doprowadziło do tego, że władze Stanów Zjednoczonych za główny cel ekonomiczny II wojny światowej uznały odbudowę trwałego międzynarodowego systemu pieniężnego; systemu, który umożliwiałby odrodzenie światowego handlu i korzystanie z owoców międzynarodowego podziału pracy.

114 115

5. Faza V: Bretton Woods i nowy standard dewizo-wo-złoty (USA), 1945-1968

Nowy międzynarodowy porządek monetarny narodził się na międzynarodowej konferencji w Bretton Woods , w stanie New Hampshire w połowie roku 1944. Kongres ratyfikował jego wpro-wadzenie w USA w roku 1945. Chociaż system z Bretton Woods funkcjonował znacznie lepiej niż fatalne rozwiązania z lat trzy-dziestych, to stanowił tylko kolejny inflacyjny wariant standardu dewizowo-złotego z lat dwudziestych i – podobnie jak w latach dwudziestych – jego dni były policzone.

Nowy system nie różni się zasadniczo od standardu waluty dewizowo-złotej z lat dwudziestych, z tym, że na miejsce funta brytyjskiego w roli jednej z „kluczowych walut” wdarł się brutal-nie dolar. Teraz jedyną kluczową walutą miał być dolar, którego wartość określono na 1/35 uncji złota . Drugą różnicą w porów-naniu z latami dwudziestymi było to, że dolar nie mógł być już wymieniany na złoto przez obywateli amerykańskich. Konty-nuowano system z lat trzydziestych, który możliwość wymiany dolara na złoto dopuszczał tylko w przypadku rządów innych państw i ich banków centralnych. Normalni ludzie nie mogli korzystać z przywileju wymiany dolarów na światowy pieniądz złoty; korzystały z niego tylko rządy. W systemie z Bretton Wo-ods dolary USA (w pieniądzach papierowych i depozytach ban-kowych) opierały się na złocie, na które obce rządy mogły dolary wymieniać; natomiast rządy innych krajów utrzymywały podsta-wowe rezerwy w dolarach i na nich opierały swoje waluty. Stany Zjednoczone dysponowały zaraz po wojnie ogromnymi zasobami złota (wartości około 25 miliardów dolarów), więc dysponowały dużymi możliwościami budowania na ich podstawie piramidy do-larów. Ponadto system mógł przez pewien czas „działać”, ponie-waż wszystkie światowe waluty zostały do niego włączone przy zachowaniu swoich przedwojennych parytetów, w większości przypadków znacznie zawyżonych w stosunku do rzeczywistej

wartości walut, które były poddawane inflacji i deprecjonowa-ne. Na przykład zdewaluowany funt szterling powrócił do kursu 4,86 dolara, mimo że pod względem rynkowej siły nabywczej miał wartość znacznie niższą. Ze względu na to, że w roku 1945 wartość dolara była sztucznie zaniżona, a wartość innych walut zawyżona, dolar stał się dobrem rzadkim i świat cierpiał na jego tzw. niedostatek, co dla podatnika amerykańskiego oznaczało, że ma obowiązek uzupełnić istniejące na świecie niedobory po-przez pomoc zagraniczną. Jednym słowem, nadwyżki z eksportu uzyskane dzięki niedoszacowaniu dolara amerykańskiego miały być częściowo finansowane z kieszeni nieszczęsnego podatnika w formie pomocy zagranicznej.

Istniała spora przestrzeń dla zwiększania inflacji zanim wystąpią negatywne zjawiska. Dlatego Stany Zjednoczone za-częły uprawiać powojenną politykę stałej inflacji pieniężnej, politykę, którą beztrosko stosują do tej pory. Na początku lat pięćdziesiątych utrzymująca się nieprzerwanie inflacja w Ame-ryce spowodowała, że kierunek międzynarodowego handlu zaczął się odwracać. Podczas gdy USA wywoływały inflację oraz upra-wiały ekspansję pieniądza i kredytu, rządy największych państw europejskich – w wielu przypadkach pod wpływem „austriac-kich” doradców specjalizujących się w problematyce monetarnej – uprawiały politykę względnie „twardego pieniądza” (np. Niem-cy Zachodnie, Szwajcaria , Francja, Włochy ). Wielka Brytania , w której inflacja osiągnęła wyjątkowo wysoki poziom, z powodu odpływu dolarów zmuszona była do dewaluacji funta do bardziej realistycznej wartości (przez jakiś czas funt był wart około 2,40 dolara). To wszystko, w połączeniu z rosnącą produktywnością Europy a później Japonii, doprowadziło do stale utrzymującego się deficytu bilansu płatniczego Stanów Zjednoczonych. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Stany Zjednoczone miały co-raz większą inflację – zarówno w wymiarze bezwzględnym, jak i w porównaniu z Japonią oraz Europą Zachodnią. Tymczasem nie

116 117

istniał już klasyczny standard złota , który byłby ograniczeniem dla inflacji , zwłaszcza inflacji w Ameryce. Reguły gry wymy-ślone w Bretton Woods przewidywały, że kraje Europy Zachod-niej będą musiały stale zwiększać swoje rezerwy , a nawet używać dolarów jako podstawy do zwiększania podaży własnych walut i kredytu.

Jednakże w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych kraje Europy Zachodniej, które prowadziły politykę twardszego pie-niądza (a także Japonia) zaczęły się niecierpliwić koniecznością gromadzenia dolarów. Z niedowartościowanych dolary stawały się teraz coraz bardziej przeszacowane. Gdy siła nabywcza do-larów – a co za tym idzie ich prawdziwa wartość – spadła, dolar stał się dla rządów innych państw pieniądzem niechcianym. Tym-czasem rządy były uwięzione w systemie, który stawał się coraz większym koszmarem. Na skargi ze strony państw europejskich, którym przewodziła Francja i główny doradca monetarny De Gaulle’a , zwolennik klasycznego standardu złota , Jacques Rueff , Ameryka odpowiedziała pogardą i szorstką odmową ustąpienia. Amerykańscy politycy i ekonomiści oświadczyli wprost, że Eu-ropa musi używać jako waluty dolara, że nie potrafiła zaradzić swoim problemom i że wobec tego USA będą nadal uprawiać politykę „beztroskiego lekceważenia” („benign neglect”) między-narodowych skutków monetarnych własnych działań.

Europa dysponowała prawnie zagwarantowaną możliwo-ścią wymiany dolarów na złoto po kursie 35 dolarów za uncję. I w miarę jak dolar stawał się coraz bardziej nadwartościowy względem twardych walut i złota , rządy europejskie coraz chęt-niej korzystały z tej możliwości. Dała o sobie znać kontrolna funkcja standardu złota: od początku lat pięćdziesiątych złoto od-pływało z USA nieprzerwanie przez dwie dekady. Amerykańskie zasoby złota skurczyły się w tym czasie z ponad 20 miliardów do 9 miliardów dolarów. Skoro dolary coraz bardziej traciły na wartości w stosunku do topniejącej podstawy z zasobów złota,

to w jaki sposób USA miały wymieniać zagraniczne dolary na złoto, realizując zasadę, która stanowiła kamień węgielny systemu z Bretton Woods ? Te problemy nie spowodowały zahamowania utrzymującej się w USA inflacji dolarów i cen, ani nie zmieniły amerykańskiej polityki „beztroskiego lekceważenia”, co w końcu lat sześćdziesiątych doprowadziło do szybkiego zgromadzenia w Europie nie mniej niż 80 miliardów niechcianych dolarów (tzw. eurodolarów). W celu powstrzymania rządów europejskich przed dalszym wykupywaniem amerykańskiego złota, USA wywierały na nie silne naciski polityczne. Przypominały one zabiegi, które podejmowali Brytyjczycy w celu powstrzymania Francuzów od realizacji w złocie przed rokiem 1931 ich nabrzmiałego salda w szterlingach; z tym że naciski Amerykanów były znacznie silniejsze. Jednakże w dłuższej perspektywie rządy muszą się w końcu skonfrontować z prawem ekonomicznym. I to właśnie się przytrafiło pod koniec lat sześćdziesiątych zwiększającemu wesoło inflację rządowi USA. System waluty dewizowo-złotej z Bretton Woods – chwalony przez amerykański establishment polityczno-ekonomiczny jako trwały i niezniszczalny – w roku 1968 zaczął się gwałtownie rozpadać.

6. Faza VI: rozpad systemu z Bretton Woods , 1968-1971

W miarę jak za granicą rosły rezerwy dolarowe, a złoto wciąż od-pływało, USA coraz trudniej było utrzymać cenę złota na poziomie 35 dolarów za uncję na wolnym rynku złota w Londynie i Zurichu. Kurs 35 dolarów za uncję stanowił filar systemu. Obywatele amery-kańscy od roku 1934 nie mieli prawa posiadać złota w kraju ani za granicą, ale mieszkańcy innych krajów korzystali ze swobody po-siadania złotych sztab i monet. Dlatego w Europie prywatne osoby wymieniały dolary na złoto na wolnym rynku po kursie 35 dolarów.

118 119

72 Na temat dwupoziomowego rynku złota zobacz: Jacques Rueff , The Monetary Sin of the West (New York: MacMillan, 1972).

Wraz z postępującą inflacją i ze spadkiem wartości dolara i w miarę jak rósł deficyt bilansu płatniczego USA, Europejczycy i obywate-le innych państw coraz szybciej wykupywali złoto za dolary. Dla utrzymania kursu 35 dolarów za uncję rząd amerykański zmuszony był dalej uszczuplać stopniałe już zasoby złota, żeby podtrzymać cenę 35 dolarów za uncję w Londynie i Zurichu.

Kryzys zaufania do dolara na wolnym rynku złota zmusił Stany Zjednoczone do wprowadzenia zasadniczych zmian w sys-temie pieniężnym w roku 1968. Chodziło o to, żeby niesforny wolny rynek złota przestał zagrażać porozumieniu z Bretton Woods . W ten sposób powstał „dwupoziomowy rynek złota”. Intencją było posłanie wolnego rynku złota do diabła; miał on zo-stać szczelnie odizolowany od prawdziwych działań monetarnych podejmowanych przez banki centralne i rządy na świecie. Stany Zjednoczone miały poniechać prób utrzymania wolnorynkowej ceny 35 dolarów za uncję złota i nie zważać na wolny rynek złota. USA i wszystkie inne państwa uzgodniły, że cena 35 dolarów za uncję będzie obowiązywała na zawsze. Rządy i banki centralne miały odtąd zaprzestać kupowania i sprzedawania złota na rynku „zewnętrznym”; teraz bowiem złoto miało krążyć między ban-kami centralnymi jako żetony, a nowa podaż złota, wolny rynek złota i prywatny popyt na złoto szłyby własnym torem, całkowicie niezależnym od organizacji światowego systemu pieniężnego.

Równocześnie USA mocno naciskały na wprowadzenie no-wego rodzaju światowej rezerwy papierowej, specjalnych praw ciągnienia, czyli SDR -ów (Special Drawing Rights), które miałyby docelowo całkowicie zastąpić złoto i służyć jako nowa światowa waluta papierowa emitowana przez przyszły Światowy Bank Re-zerw ; gdyby udało się stworzyć taki system, wtedy USA mogły-by po wsze czasy zwiększać podaż pieniądza bez ograniczeń we współpracy z innymi rządami (jedyne ograniczenie stanowiłaby katastrofa polegająca na galopującej inflacji i załamaniu się świato-wej waluty papierowej). Na razie jednak SDR -y – zwalczane przez

zachodnioeuropejskie państwa „twardego pieniądza” – stanowią tylko niewielką część rezerw w Ameryce i w innych krajach.

Wszyscy ekonomiści opowiadający się za pieniądzem papie-rowym – od keynesistów po zwolenników Friedmana – byli pewni, że złoto zniknie teraz z międzynarodowego systemu pieniężnego. Z pełnym przekonaniem twierdzili oni, że wolnorynkowa cena złota – odcięta od „podstawy”, jaką stanowił dla niej dolar – spad-nie wkrótce poniżej poziomu 35 dolarów za uncję, a nawet do ceny „przemysłowego” złota niepieniężnego, szacowanej na 10 dolarów za uncję. Tymczasem nie dość, że wolnorynkowa cena złota nigdy nie spadła poniżej 35 dolarów, to stale utrzymywała się powyżej tego poziomu i w roku 1973 doszła do około 125 dolarów za uncję. Jeszcze rok wcześniej ekonomiści – zwolennicy pieniądza papiero-wego nie podejrzewali, że złoto może osiągnąć taką cenę.

Dwupoziomowy rynek złota nie przyniósł wcale nowego trwałego systemu pieniężnego; pozwolił tylko zyskać parę lat. Inflacja i deficyt rosły w Ameryce nadal. Szybko pęczniały zaso-by eurodolarów, złoto nadal odpływało, a jego zwyżkująca cena rynkowa przyspieszyła po prostu utratę zaufania do dolara. Dwu-poziomowy system szybkimi krokami zmierzał do kryzysu i do ostatecznego rozpadu Bretton Woods 72.

7. Faza VII: Koniec Bretton Woods : płynne kursy pustych walut, sierpień-grudzień 1971

15 sierpnia 1971 roku, w tym samym czasie, gdy prezydent Nixon zamroził ceny i płace, podejmując daremną próbę ograniczenia inflacji , pan Nixon doprowadził również powojenny system

120 121

z Bretton Woods do gwałtownego upadku. Gdy europejskie banki centralne zagroziły wreszcie, że wymienią sporą część swoich po-tężnych zasobów dolarowych na złoto, prezydent Nixon odszedł całkowicie od złota . Po raz pierwszy w historii dolar był zupełnie pusty, nie miał żadnego pokrycia w złocie. Nawet wątły zwią-zek ze złotem utrzymywany po roku 1933 został teraz zerwany. Świat pogrążony w systemie pustego pieniądza z lat trzydziestych znalazł się w jeszcze gorszej sytuacji: teraz nawet dolar utracił związek ze złotem. Nad horyzontem zawisło widmo bloków wa-lutowych, konkurujących dewaluacji, wojen gospodarczych oraz załamania się międzynarodowego handlu i inwestycji, a także związanej z nimi ogólnoświatowej depresji .

Co robić? Podejmując próbę przywrócenia międzynarodo-wego porządku w sferze pieniądza, który pozostawałby niepo-wiązany ze złotem, Stany Zjednoczone narzuciły światu Umowę Waszyngtońską z 18 grudnia 1971 roku.

8. Faza VIII: Umowa Waszyngtońska, grudzień 1971 – luty 1973

Umowa Waszyngtońska, którą prezydent Nixon nazwał „najwięk-szą umową monetarną w dziejach świata”, była jeszcze bardziej niestabilna i obarczona błędami niż standard dewizowo-złoty z lat dwudziestych i niż Bretton Woods . Państwa ponownie zobowią-zały się do utrzymywania sztywnych kursów wymiany, ale tym razem rezygnując i ze złota i z pieniądza światowego, które stano-wiłyby pokrycie dla poszczególnych walut. Ponadto wartość licz-nych walut europejskich była ustalona według parytetu zaniżo-nego w stosunku do dolara; jedynym ustępstwem ze strony USA była niewielka dewaluacja oficjalnego kursu dolara do poziomu 38 dolarów za uncję. Chociaż dewaluacja ta była znacznie za mała i nastąpiła o wiele za późno, to była istotna, gdyż przełamywała

zaklęty krąg składanych przez amerykańskie władze zapewnień, że kurs 35 dolarów będzie utrzymywany po wieczne czasy. Teraz wreszcie w zawoalowany sposób przyznano, że cena 35 dolarów nie jest wyryta na kamiennych tablicach.

Sztywne kursy, nawet z szerszym zakresem dozwolonych wa-hań, ale pozbawione światowego środka wymiany , skazane były na szybki upadek. Wiązało się to przede wszystkim z inflacją pienięż-ną i cenową w Ameryce, malejącym znaczeniem dolara i deficytem bilansu płatniczego, które nadal pozostawały poza kontrolą.

Olbrzymia podaż eurodolarów, połączona z utrzymującą się inflacją i zniesieniem pokrycia w złocie, spowodowały wywindo-wanie ceny złota do poziomu 215 dolarów za uncję. Gdy stało się oczywiste, że dolar jest przeszacowany, a europejskie i japońskie twarde pieniądze niedoszacowane, dolar w końcu załamał się na światowych rynkach; w lutym – marcu 1973 nastąpiła panika. Niemcy Zachodnie, Szwajcaria , Francja i inne kraje twardego pieniądza nie mogły już kupować dolarów, żeby podtrzymać ich zawyżoną wartość. W niewiele ponad rok od wprowadzenia waszyngtoński system sztywnych kursów bez pokrycia w złocie roztrzaskał się o skały ekonomicznych realiów.

9. Faza IX: płynne kursy pustych walut, marzec 1973 –?

Po zapaści dolara świat powrócił znów do systemu płynnych kur-sów pustych walut. W obrębie bloku krajów Europy Zachodniej kursy wymiany były wzajemnie powiązane, a USA ponownie zdewaluowały oficjalny kurs dolara o symboliczną wartość – do 42 dolarów za uncję. Gdy z dnia na dzień wartość dolara w sto-sunku do innych walut spadła, a frank szwajcarski i japoński jen poszybowały w górę, władze amerykańskie, wsparte opinią eko-nomistów – zwolenników Friedman a, stwierdziły, że to właśnie

122 123

jest idealny system pieniężny. W warunkach płynnych kursów wymiany nadwyżki dolara i gwałtowne kryzysy w bilansie płat-niczym faktycznie przestały gnębić świat. Ponadto amerykańscy eksporterzy nie posiadali się z radości, że spadek kursu dolara spowodował obniżkę cen towarów amerykańskich za granicą, co wpłynęło korzystnie na eksport. Wprawdzie rządy nadal sterowa-ły zmianami kursów („brudne” pływanie zamiast „czystego”), ale w sumie wydawało się, że międzynarodowy system pieniężny podążył za utopią friedmanowską.

Jednakże bardzo szybko okazało się, że międzynarodowy system pieniężny znajduje się w stanie dalekim od doskonało-ści. W dłuższej perspektywie problem polegał na tym, że kraje o twardych walutach nie będą bez końca przyglądały się biernie, jak kursy ich walut rosną, a własny eksport przegrywa z konku-rencją amerykańską. Jeśli w Ameryce nadal miałaby trwać infla-cja , a wartość dolara wciąż by spadała, to kraje te powróciłyby do dewaluowania na wyścigi swoich walut, do kontroli kursów, bloków walutowych i wojen gospodarczych z lat trzydziestych. Jednakże bardziej bezpośrednim problemem była odwrotna stro-na medalu: mianowicie fakt, że tracący na wartości dolar oznaczał znaczny wzrost cen towarów importowanych, niekorzystną sytu-ację dla podróżujących za granicę turystów amerykańskich, a tak-że tak duży popyt na tani eksport amerykański, iż powodowało to wzrost cen towarów eksportowych na rynku wewnętrznym (np. inflacja cen amerykańskiego zboża i mięsa). Tak więc eksporte-rzy amerykańscy mogli rzeczywiście zyskać, ale tylko kosztem uderzenia przez inflację w konsumentów amerykańskich. Pa-raliżująca niepewność związana z nagłymi wahaniami kursów, w widoczny sposób powróciła do Ameryki wraz z nagłą zniżką notowań dolara na rynkach walutowych w lipcu 1973 roku.

Od czasu, gdy Ameryka odeszła całkowicie od złota w sierp-niu 1971 roku i wprowadziła friedmanowski system płynnych kursów pustej waluty w marcu 1973 roku, USA i inne kraje

doświadczyły najbardziej intensywnego i najdłuższego ataku inflacji w czasach pokoju, jaki kiedykolwiek miał miejsce. Czy-telnik już z pewnością rozumie, że nie stało się tak przypadkiem. Zanim dolar został oderwany od złota, keynesiści i friedmanowcy, opowiadając się na różne sposoby za pustym pieniądzem papie-rowym, przewidywali niewzruszenie, że gdy zostanie wprowa-dzony pusty pieniądz, rynkowa cena złota spadnie szybko do poziomu niepieniężnego, który wynosił wówczas około 8 dolarów za uncję. Obie te grupy, mając w pogardzie złoto, twierdziły, że cenę złota windował potężny dolar a nie odwrotnie. Po roku 1971 rynkowa cena złota nigdy nie spadła poniżej starej sztywnej ceny 35 dolarów za uncję i prawie przez cały czas utrzymywała się na poziomie o wiele wyższym. Gdy w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ekonomiści, tacy jak Jacques Rueff , postulowa-li standard złota z ceną 70 dolarów za uncję, uważano, że cena ta jest niewiarygodnie wysoka. Obecnie wydaje się ona jeszcze bar-dziej niewiarygodnie niska. Znacznie wyższa cena złota świadczy o tym, że od czasów, gdy „postępowi” ekonomiści zaczęli mieć decydujący głos i pokrycie w złocie zostało całkowicie zniesione, dolar fatalnie się stoczył.

Jest aż nazbyt oczywiste, że ludzie na całym świecie – za-równo w Stanach Zjednoczonych , jak i w innych krajach – mają już dość bezprzykładnej inflacji , która pojawiła się wraz z na-staniem ery płynnego pustego pieniądza w roku 1973. Jesteśmy również zmęczeni skrajną zmiennością i nieprzewidywalnością kursów wymiany walut. Zmienność ta jest konsekwencją syste-mu pustego pieniądza narodowego, który poszatkował wspólną niegdyś walutę światową i przyczynił się do tego, że oprócz na-turalnej niepewności zawartej w wolnorynkowym systemie cen, pojawiła się sztuczna niestabilność natury politycznej. Friedma-nowskie marzenie o płynnym pustym pieniądzu legło w gruzach i widoczna jest zrozumiała tęsknota za powrotem do międzynaro-dowego pieniądza ze sztywnymi kursami wymiany.

124 125

Klasyczny standard złota pozostaje niestety zapomniany, a ostatecznym celem większości przywódców, zarówno amery-kańskich, jak i innych krajów, jest urzeczywistnienie starej key-nesowskiej wizji światowego standardu pustego pieniądza papie-rowego , nowej jednostki pieniężnej, którą emitowałby Światowy Bank Rezerw (World Reserve Bank – WRB). Nie ma znaczenia, czy nowej walucie nada się nazwę „bankor” (jak zaproponował Keynes), „unita” (co sugerował urzędnik ministerstwa finansów w czasie II wojny światowej Harry Dexter White) czy też „feniks” (jak podsunął The Economist). Zasadniczą sprawą jest to, że taka światowa waluta papierowa uwalniałaby wprawdzie świat od kry-zysów bilansu płatniczego (ponieważ WRB mógłby emitować dowolne ilości bankorów i dostarczać je do wybranego kraju), ale otwierałaby jednocześnie drogę dla nieograniczonej, ogólnoświa-towej inflacji , której nie trzymałyby w ryzach ani kryzysy bilansu płatniczego, ani spadki kursów walutowych. WRB decydowałby niepodzielnie o podaży światowego pieniądza i określałby sposób jego dystrybucji wśród poszczególnych krajów. WRB skorzystał-by z możliwości narzucenia światu „mądrze sterowanej” inflacji . Niestety nic nie stałoby wówczas na przeszkodzie, żeby rozpę-tała się niewyobrażalna katastrofa zagłady gospodarczej, którą stanowiłaby ogólnoświatowa galopująca inflacja; nic – oprócz wątpliwej umiejętności dostrajania światowej gospodarki, którą dysponowałby WRB.

Podczas gdy ogólnoświatowy pieniądz papierowy i bank centralny pozostają odległym celem przywódców o nastawieniu keynesowskim, to powrót do zachwalanego systemu z Bretton Woods jest celem bardziej realistycznym i mniej odległym, z tym, że teraz system ten byłby pozbawiony ograniczenia w postaci jakiegokolwiek pokrycia w złocie. Już teraz największe banki centralne świata próbują „koordynować” politykę pieniężną i gospodarczą, uzgadniać stopy inflacji i ustalać kursy wymiany. Wygląda na to, że wojownicze działania na rzecz europejskiej

waluty papierowej, emitowanej przez europejski bank centralny, lada moment zakończą się sukcesem. Zamiar ten przedstawia się łatwowiernej publice przy użyciu fałszywego argumentu, jakoby wolny handel w krajach Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (EWG ) koniecznie wymagał zwieńczenia w postaci europejskiej biurokracji, jednolitych podatków w całej EWG, a w szczegól-ności europejskiego banku centralnego i pieniądza papierowego . Gdy te cele zostaną już osiągnięte, natychmiast nastąpi bliższa koordynacja działań z Rezerwą Federalną i innymi ważniejszy-mi bankami centralnymi. A wtedy światowy bank centralny nie byłby już celem tak odległym. Jednakże, abstrahując od tego osta-tecznego celu, niedługo możemy pogrążyć się w kolejnym Bretton Woods, z wszystkimi towarzyszącymi mu kryzysami bilansu płatniczego i ze skutkami działania prawa Greshama , które sta-nowią konsekwencję sztywnych kursów ustanowionych w świecie pustych walut.

Gdy spojrzymy w przyszłość, prognozy dla dolara i mię-dzynarodowego systemu pieniężnego są naprawdę ponure. O ile nie powrócimy do klasycznego standardu złota przy realistycznej cenie złota, międzynarodowy system pieniężny skazany będzie na oscylowanie między sztywnymi a płynnymi kursami wymiany i na borykanie się z nierozwiązywalnymi problemami, którymi obciążone jest każde z tych dwu rozwiązań. Problemy te będą powodować wadliwe funkcjonowanie systemu a ostatecznie do-prowadzą do jego upadku. Do postępującego rozpadu przyczyni się ciągła inflacja podaży dolarów, a co za tym idzie, wzrost cen, które nie wykazują w Ameryce żadnych tendencji spadkowych. W perspektywie rysuje się coraz szybsza i w końcu galopująca inflacja na rynku wewnętrznym, której towarzyszyć będzie zała-manie pieniądza i wojna gospodarcza za granicą. Prognozy te nie spełnią się tylko wówczas, gdy wprowadzi się drastyczne zmiany w amerykańskim i światowym systemie pieniężnym: gdy nastąpi powrót do wolnorynkowego pieniądza towarowego , na przykład

126

do złota, i gdy rząd zostanie całkowicie usunięty ze sfery pienią-dza.

Jak odzyskać pieniądze

Tytuł oryginału: Taking Money Back

Pieniądz ma decydujący wpływ na każdą gospodarkę i, co za tym idzie, na każde społeczeństwo. Życie społeczne opiera się na sys-temie dobrowolnych wymian, który jest nazywany „gospodarką wolnorynkową”. Te wymiany wiążą się z podziałem pracy. Pro-ducenci jajek, gwoździ, koni, tarcicy oraz ci, którzy dostarczają usług niematerialnych, takich jak nauczanie, opieka zdrowotna, czy występy muzyczne, wymieniają między sobą produkty i usłu-gi. Na każdym etapie tej wymiany wszyscy jej uczestnicy odnoszą olbrzymie korzyści, ponieważ gdyby każdy z nich miał być samo-wystarczalny, to albo by nie przetrwał, albo by musiał się zadowo-lić żałośnie niskim standardem życia.

Bezpośrednia wymiana towarów i usług, nazywana też „bar-terem”, jest, poza najbardziej prymitywnym poziomem rozwoju, bardzo niewydajna. Wszystkie plemiona „pierwotne” szybko od-krywały ogromne korzyści, jakie daje wybór jednego towaru, na który jest ogólne zapotrzebowanie, i uczynienie go „pośrednikiem wymiany”. Jeżeli w danej społeczności jakiś towar jest powszech-nie stosowany jako towar pośredniczący w wymianie, to nazywa-my go „pieniądzem”.

Towar-pieniądz staje się elementem wspólnym dla wszyst-kich niezliczonych transakcji zawieranych w gospodarce rynko-wej. Jako nauczyciel sprzedaję za pieniądze swoje usługi; zaro-bionych pieniędzy używam, żeby zapłacić za żywność, maszynę

128 129

do pisania, zakwaterowanie w czasie podróży. Z kolei producenci tych towarów robią użytek z moich pieniędzy, płacąc swoim pra-cownikom, kupując sprzęt i zapasy, opłacając czynsz za wynaję-cie budynków. Dlatego różne grupy stają wciąż na nowo wobec pokusy, żeby przejąć kontrolę nad podażą pieniądza.

Jako pieniądza używano różnych użytecznych towarów. W Afryce – soli, na Karaibach – cukru, w koloniach w Nowej Anglii – ryb, w koloniach regionu Chesapeake Bay – tytoniu. Pieniądzem mogły też być muszelki kauri, żelazne motyki oraz wiele innych towarów. Pieniądze służą nie tylko jako środek wymiany, lecz umoż-liwiają także poszczególnym osobom i przedsiębiorstwom dokony-wanie „obliczeń” niezbędnych w każdej zaawansowanej gospodarce. Różne rodzaje pieniędzy wymienia się i wycenia w jednostkach, najczęściej wagowych. Wartość tytoniu podawano w funtach wago-wych. Ceny innych towarów i usług mogły być podawane w funtach tytoniu. Koń mógł być wart na rynku 80 funtów tytoniu. Przedsię-biorstwo mogło obliczyć swoje zyski lub straty w danym miesiącu. Mogło ustalić, że jego przychód za ten miesiąc wyniósł 1.000 funtów a wydatki 800 funtów, czyli czysty zysk – 200 funtów.

Złoto czy papiery rządowe

Z biegiem czasu okazało się, że dwa towary nadają się na pieniądz le-piej niż jakiekolwiek inne dobra. Były to dwa metale szlachetne: złoto i srebro (oraz miedź, wykorzystywana, gdy jeden z tych dwu metali nie był dostępny). Złoto i srebro miały mnóstwo właściwości, które można by nazwać „zaletami pieniężnymi” i dzięki którym nadawały się na pieniądze lepiej niż jakikolwiek inny towar. Ich niska podaż powoduje, że mają stabilną cenę, a jednostka ich wagi ma wysoką wartość. Dlatego też kawałki złota i srebra łatwo jest przenosić i moż-na je wykorzystywać w codziennych transakcjach. Kruszce te są wystarczająco rzadkie, żeby małe było prawdopodobieństwo nagłego

odkrycia ich złóż czy zwiększenia podaży. Nie ulegają niszczeniu, więc mogą przetrwać praktycznie wieczność i dzięki temu można je gromadzić jako „zapas wartości” na przyszłość. Złoto i srebro dają się też łatwo dzielić na mniejsze porcje. Można je dzięki temu dzielić na małe kawałki, nie umniejszając ich wartości. W przeciwieństwie, na przykład, do diamentów, metale szlachetne są jednorodne i jedna uncja złota ma taką samą wartość jak każda inna.

Pierwszy wielki teoretyk pieniądza, wybitny czternastowieczny francuski scholastyk Jean Buridan zwrócił uwagę na fakt, że złoto i srebro od czasów starożytnych były powszechnie używane jako pie-niądz. Od tej pory podnoszono ten temat we wszystkich dyskusjach o pieniądzu, w podręcznikach dotyczących finansów i bankowości. Tak było aż do momentu, kiedy na początku lat trzydziestych XX w. rządy państw zachodnich zniosły standard złota. W 1933 roku to samo zrobił Franklin D. Roosevelt w Stanach Zjednoczonych, unie-zależniając amerykańską walutę od parytetu złota.

Żaden inny aspekt wolnego rynku nie stał się obiektem tylu szyderstw i lekceważących uwag, co złoto. Ich autorami są „no-wocześni” ekonomiści, zarówno zagorzali etatystyczni keynesi-ści, jak i uważani za „wolnorynkowców” przedstawiciele szkoły chicagowskiej. Złoto, jeszcze nie tak dawno uchodzące za pod-stawę i wstępny etap każdego zdrowego systemu monetarnego, jest teraz zwykle nazywane „fetyszem” lub, jak u Keynesa, „bar-barzyńskim reliktem”. Złoto rzeczywiście jest w pewnym sensie „barbarzyńskim reliktem”. Żaden „barbarzyńca” z prawdziwego zdarzenia nie przyjąłby nigdy zapłaty w lipnych papierach czy kredytach bankowych, w których używanie jako pieniądza, my – nowocześni światowcy – daliśmy się wrobić.

Ale „fanatycy złota” nie są fetyszystami; nie pasujemy do ty-powego wizerunku chichoczących złowieszczo skąpców, którzy przeczesują palcami skarbiec pełen złotych monet. Zaletą złota jest to, że tylko ono jest pieniądzem dostarczonym przez wolny rynek, przez pracę rąk ludzkich. Odwieczny bowiem dylemat,

130 131

przed jakim stoimy, brzmi następująco: albo złoto (względnie srebro), albo rząd. Złoto jest pieniądzem rynkowym, towarem, który musi zostać wydobyty z ziemi i przetworzony. Tymczasem rząd produkuje papierowe pieniądze i czeki bankowe praktycznie z niczego i nie ponosząc prawie żadnych kosztów.

Jak wiadomo, działania rządu naznaczone są marnotraw-stwem, niewydajnością i służą raczej urzędnikom niż konsu-mentom. Czy wolelibyśmy, żeby buty produkowane były przez prywatne firmy konkurujące na wolnym rynku, czy przez gi-gantyczny monopol rządu federalnego? Z zadaniem dostarczania pieniędzy rząd poradziłby sobie nielepiej. Jednakże w przypadku pieniędzy sytuacja jest o wiele poważniejsza, niż gdy chodzi o buty czy jakikolwiek inny towar. Buty produkowane przez rząd można ostatecznie nosić, nawet jeśli są drogie, źle dopasowane i nie trafiają w upodobania konsumentów.

Pieniądz różni się od wszystkich pozostałych towarów. Zwiększenie ilości butów, ropy naftowej czy miedzi jest korzyst-ne dla społeczeństwa, ponieważ zmniejsza naturalne braki. Ale kiedy dany towar zostanie już raz ustanowiony jako pieniądz, nie potrzeba go wcale więcej. Ponieważ pieniądz jest wykorzystywa-ny tylko do wymiany i rozliczeń, to zwiększenie ilości dolarów, funtów czy marek w obiegu nie może przynieść społecznych korzyści: obniży po prostu siłę nabywczą każdego dolara, funta czy marki. Całe więc szczęście, że złoto czy srebro są dobrami rzadkimi i zwiększenie ich podaży jest kosztowne.

Jeśli jednak rząd wprowadzi papierowe kwity lub kredyt bankowy jako pieniądz, jako ekwiwalent gramów czy uncji złota, wtedy może – będąc głównym dostawcą pieniędzy – dowolnie i bez żadnych kosztów stwarzać pieniądze. W rezultacie ta „infla-cja” podaży pieniądza niszczy wartość dolara czy funta, powoduje wzrost cen, zniekształca rachunek ekonomiczny, krępuje i poważ-nie zaburza funkcjonowanie systemu gospodarki rynkowej.

Gdy rząd ma już kontrolę nad pieniądzem, wykazuje natural-

ną skłonność do wywoływania inflacji i podkopywania wartości waluty. Żeby zrozumieć tę prawdę, musimy przyjrzeć się naturze rządu i mechanizmowi kreacji pieniądza. Rządy zawsze cierpiały na chroniczny brak dochodów. Przyczyna tego stanu rzeczy wy-daje się oczywista: w przeciwieństwie do każdego z nas, rządy nie produkują użytecznych dóbr ani usług, które mogłyby zostać sprzedane na wolnym rynku; zamiast tego utrzymują się z paso-żytowania na rynku i społeczeństwie. W przeciwieństwie do in-nych osób czy instytucji, rząd czerpie swoje dochody z przymusu, z opodatkowania. W dawniejszych i rozsądniejszych czasach król był w stanie zapewnić sobie wystarczający dochód z produktów swoich prywatnych pól i lasów oraz z myta pobieranego na dro-gach. Odwiecznym celem państwa było wywalczenie sobie prawa do stałego opodatkowania w czasie pokoju. Ale nawet kiedy już wprowadzono podatki, królowie zdawali sobie sprawę, że nie mogą dowolnie nakładać nowych podatków ani podwyższać już istniejących, bo wzbudzało to nastroje rewolucyjne.

Kontrola podaży pieniądza

Co można zrobić, gdy wpływy z podatków wciąż nie pokrywają projektowanych przez państwo wydatków? Można przejąć kon-trolę nad podażą pieniędzy, lub – mówiąc wprost – zacząć je fałszować. W gospodarce rynkowej można wejść w posiadanie prawdziwych pieniędzy, wyłącznie sprzedając towar czy usługę za złoto lub otrzymując podarunek. Jedynym innym sposobem zdobycia pieniędzy jest zaangażowanie się w kosztowny proces wydobywania złota z ziemi. Fałszerz natomiast jest złodziejem, który próbuje się wzbogacić na podrabianiu pieniędzy, tzn. malu-jąc kawałek mosiądzu w taki sposób, by wyglądał jak złota mo-neta. Jeśli jego fałszerstwo zostaje wykryte natychmiast, szkody są minimalne. Jeśli jednak fałszerstwo pozostaje niezauważone

132 133

przez dłuższy czas, to fałszerz okrada nie tylko producentów, od których kupuje towary, lecz także każdego obywatela. Każdemu bowiem zabiera część wartości jego pieniędzy. Zmniejszając war-tość każdej uncji lub dolara prawdziwych pieniędzy, fałszerz do-konuje kradzieży groźniejszej i bardziej wyrafinowanej, niż roz-bójnik wymuszający okup na drodze. Okrada on bowiem każdego członka społeczeństwa w sposób podstępny i niewidoczny, tak że relacja przyczynowo-skutkowa pozostaje ukryta.

Ostatnio gazety straszyły tytułami: „Irański rząd próbuje zniszczyć gospodarkę USA, fałszując banknoty studolarowe”. Wątpliwe, żeby ajatollahowie stawiali sobie aż tak ambitne cele; fałszerze nie potrzebują wyższych uzasadnień, by kraść drukując pieniądze. Każde jednak fałszerstwo jest w istocie działalnością wywrotową, niszczycielską i powoduje wzrost inflacji.

Jak jednak mamy zareagować, gdy rząd przejmuje kontrolę nad podażą pieniądza, znosi złoto jako pieniądz, a jako jedyną walutę wprowadza drukowane przez siebie kwity? Co mamy po-wiedzieć, kiedy rząd staje się zalegalizowanym, monopolistycz-nym fałszerzem?

Nie dość, że mamy tu do czynienia z fałszerstwem, to wielki fałszerz, którym w Stanach Zjednoczonych jest System Rezerwy Federalnej, czczony jest jako mądry moderator i zarządca amery-kańskiej „makroekonomii”, jako urząd strzegący nas przed rece-sjami i inflacjami, ustalający stopy procentowe, podstawowe ceny i poziom zatrudnienia. Tymczasem powinien być napiętnowany jako wielki złodziej i wandal. Prezesa Banku Rezerwy Federalnej, czy będzie nim imponującej postury Paul Volcker czy podobny do sowy Alan Greenspan, zamiast obrzucić pomidorami i zgniłymi jajkami, uznaje się powszechnie za człowieka niezastąpionego dla systemu gospodarki i finansów.

By poznać i zrozumieć tajemnice nowoczesnego systemu mo-netarnego i bankowego, najlepiej uświadomić sobie, że rząd i jego bank centralny działają dokładnie tak, jak działałby wielki fałszerz

i powodują podobne skutki społeczne i ekonomiczne. Dawno temu, w czasach kiedy dowcipy zamieszczane na jego łamach były jesz-cze śmieszne, magazyn New Yorker opublikował rysunek, na któ-rym grupa fałszerzy patrzy z przejęciem na maszynę drukarską, z której schodzi pierwszy banknot dziesięciodolarowy. „O rany”, mówi jeden z nich, „ale lokalne sklepy dostaną zastrzyk!”

I dostają. W miarę jak fałszerze drukują nowe banknoty, coraz więcej pieniędzy idzie na to, co jest im potrzebne: zarówno na towa-ry, które kupują dla siebie, jak i – w przypadku rządu – na pożyczki i inne cele związane z „dobrem publicznym”. Ale wynikający z tego „dobrobyt” jest iluzoryczny. Jedynym rezultatem jest zwiększenie zakupów i, co za tym idzie, wzrost cen. Ponadto, fałszerze i pierwsi odbiorcy nowych pieniędzy sprzątają towary sprzed nosa biednym frajerom, którzy są na końcu kolejki po nowe pieniądze, lub którzy nigdy ich nie dostaną. Nowe, wstrzykiwane do gospodarki pieniądze, wywołują nieuchronnie efekt powracającej fali; pierwsi odbiorcy nowych pieniędzy wydają więcej, podbijając ceny. Następni użyt-kownicy nowych banknotów i ci, którzy mają stałe płace, nagle się orientują, że ceny towarów, które muszą kupić, z niewyjaśnionych przyczyn rosną, podczas gdy ich własne dochody zmniejszają się lub pozostają niezmienione. Innymi słowy, inflacja monetarna nie tylko powoduje wzrost cen i obniżenie wartości waluty, lecz także działa jak gigantyczny system wywłaszczenia końcowych odbiorców przez samych fałszerzy lub innych wczesnych odbiorców. Ekspansja mone-tarna pełni rolę potężnego systemu ukrytej redystrybucji.

Kiedy fałszerzem jest rząd, fałszerstwo zostaje nie tylko „zauważone”, lecz ogłoszone wszem i wobec jako opatrznościowe zabiegi w sferze monetarnej, czynione dla dobra publicznego. Eks-pansja monetarna staje się więc gigantycznym systemem ukrytego opodatkowania. Podatek zostaje nałożony na grupy ludzi o stałym dochodzie, na grupy oddalone od wydatków i dotacji rządowych oraz na zapobiegliwych ciułaczy, którzy są na tyle naiwni i ufni, że nie rozstają się z pieniędzmi, wierząc w wartość waluty.

134 135

Wydawanie pieniędzy i zaciąganie kredytów jest nagradza-ne, oszczędność zaś i ciężka praca – karane. Nie dość na tym: beneficjentami są przedstawiciele specjalnych grup interesu, poli-tycznie bliskich rządowi. Mogą oni wywierać naciski, żeby nowe pieniądze wydawane były na nich i żeby dzięki temu ich dochody mogły rosnąć szybciej niż ceny. Firmy wykonujące zamówienia rządowe, przedsiębiorcy z politycznymi koneksjami, związki zawodowe i inne grupy nacisku będą odnosiły korzyści kosztem nieświadomego i niezorganizowanego społeczeństwa.

* * * * *

Przedstawiliśmy już jeden aspekt ucieczki od zdrowego pieniądza wolnorynkowego do pieniądza etatystycznego i infla-cyjnego. Było nim odejście od standardu złota, zarządzone przez Franklina Roosevelta w roku 1933, i wprowadzenie przez Re-zerwę Federalną pustych kwitów bez pokrycia jako „standardu monetarnego”. Drugim czynnikiem tego procesu była kartelizacja banków na poziomie federalnym i utworzenie Systemu Rezerwy Federalnej w roku 1913.

Bankowość stanowi szczególnie tajemniczą dziedzinę sys-temu gospodarczego. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest to, że słowo „bank” oznacza bardzo różne zjawiska. W epoce Renesansu „bankierami” byli Medyceusze we Włoszech i Fug-gerowie w Niemczech. Ich banki były nie tylko prywatne, ale – przynajmniej z początku – prowadziły wysoce pożyteczną, nieinflacyjną działalność. Właściwie były to „banki kupieckie”, a ich założyciele byli wybitnymi kupcami. Na marginesie swojej działalności handlowej prowadzili rozbudowaną politykę kredy-tową wobec swoich klientów i w końcu – w przypadku tych dwu rodzin – działalność typu „bankierskiego” stała się ich głównym zajęciem, odsuwając handel na dalszy plan. Ich firmy pożyczały pieniądze pochodzące z własnego zysku lub oszczędności, i po-

bierały procent od kredytu. Były to więc instytucje zajmujące się kierowaniem własnych oszczędności na opłacalne inwestycje.

Banki, które pożyczają własne oszczędności albo mobilizują oszczędności innych, prowadzą działalność pożyteczną i nie budzącą sprzeciwu. Nawet teraz, korzystając z usług banków komercyjnych, mogę kupić za 10000 dolarów certyfikaty depozytowe z sześciomie-sięcznym terminem wykupu i zarobić pewien ustalony procent. Po-życzam bankowi swoje oszczędności, on z kolei pożycza je komuś in-nemu na jeszcze wyższy procent. Różnica między oprocentowaniem stanowi wynagrodzenie banku za przekazanie oszczędności w ręce godnych zaufania lub gwarantujących trafną inwestycję pożyczko-biorców. To postępowanie nie budzi żadnych zastrzeżeń.

Podobnie jest w przypadku wielkich „banków inwestycyj-nych”, które rozwinęły się wraz z rozkwitem kapitalizmu przemy-słowego w dziewiętnastym wieku. Właściciele banków inwesty-cyjnych przeznaczali własny kapitał, albo kapitał zainwestowany lub pożyczony przez innych, na zabezpieczenie inwestycji kor-poracji, która zbierała fundusze, sprzedając papiery wartościowe udziałowcom i pożyczkodawcom. Kłopot z bankami inwestycyj-nymi polega na tym, że jedną z głównych dziedzin, w które inwe-stują, są obligacje rządu. To wciągnęło je w politykę, dając potęż-ny bodziec do wywierania nacisków na rząd i sterowania nim tak, by wprowadzone zostały podatki. Z tych podatków bowiem miały być spłacone zobowiązania ich klienta – rządu. Tak właśnie naro-dził się potężny i zgubny wpływ polityczny właścicieli banków inwestycyjnych w dziewiętnastym i dwudziestym wieku: przede wszystkim Rotszyldów w Europie Zachodniej i Jaya Cooka oraz domu Morganów w Stanach Zjednoczonych.

Pod koniec dziewiętnastego wieku Morganowie przewodzili grupie nacisku domagającej się od rządu skartelizowania gałęzi gospodarki, którymi byli zainteresowani, a więc kolei i produkcji przemysłowej. Chodziło o ochronę przed konkurencją i wprowa-dzenie odgórnych ograniczeń na produkcję oraz podniesienie cen.

136 137

W szczególności właściciele banków inwestycyjnych utwo-rzyli grupę nacisku dążącą do skartelizowania banków komercyj-nych. Pożyczki udzielane przez niektóre banki komercyjne były oparte o ich własny kapitał oraz o pieniądze pochodzące ze sprze-daży certyfikatów depozytowych. Ale większość banków komer-cyjnych to „banki depozytowe”, których działalność opiera się na gigantycznym przekręcie: na przekonaniu większości klientów, że ich pieniądze złożone w banku czekają na nich i będą im wypła-cone na każde żądanie. Jeśli Jim na rachunku bieżącym w banku lokalnym ma 1000 dolarów, to myśli, że stanowią one „depozyt płatny na żądanie”, to znaczy, że bank przyrzekł mu wypłacić 1000 dolarów w gotówce w dowolnym momencie, w którym Jim zechce „swoje pieniądze wycofać”. Wszyscy Jimowie na całym świecie są święcie przekonani, że pieniądze, które złożyli w banku, czekają tam na nich bezpieczne, gotowe do wypłacenia na każde żądanie. Wyobrażają sobie rachunek bieżący w banku niczym kwit z prze-chowalni. Jeśli przed podróżą zostawili na przechowanie krzesło, to oczekują, że będzie im ono wydane, gdy wrócą i przedstawią pokwitowanie. Niestety, jeśli potraktować banki jako rodzaj prze-chowalni, to widać, że ich klienci są systematycznie oszukiwani. Pieniędzy, które złożyli w banku, bank nie ma.

Uczciwa przechowalnia robi wszystko, by powierzone swo-jej opiece przedmioty składować bezpiecznie w magazynie lub w skarbcu. Współczesne banki działają jednak zupełnie inaczej. Jeszcze w siedemnastym wieku banki w Amsterdamie czy w Ham-burgu działały jak przechowalnie i wszystkie pokwitowania, jakie wystawiały, miały pokrycie w przechowywanych aktywach, czyli w złocie i srebrze. Takie uczciwe przechowywanie depozytu, lub bankowość „rozliczeniowa”, nazywa się bankowością „ze stupro-centową rezerwą”. Od tamtego czasu banki notorycznie wydają pokwitowania magazynowe (początkowo noty bankowe – „bank-noty”, obecnie potwierdzenia depozytu) bez żadnego pokrycia. Zasadniczo rzecz biorąc, są fałszerzami pokwitowań magazyno-

wych na gotówkę lub złoto. Pokwitowania te służą do regulowania zobowiązań, jakby były prawdziwymi, mającymi pełne pokrycie banknotami lub rachunkami bieżącymi. Banki produkują pienią-dze, stwarzając je dosłownie z niczego – obecnie na ogół w postaci potwierdzeń depozytowych, a nie banknotów. Temu szwindlowi czy fałszerstwu nadaje się miano „systemu rezerw częściowych”, co oznacza, że depozyty bankowe mają pokrycie tylko w niewiel-kim ułamku. (W chwili obecnej minimalna rezerwa ustalona przez System Rezerwy Federalnej wynosi w USA 10 procent.)

System rezerw częściowych

Przyjrzyjmy się, w jaki sposób funkcjonuje zasada częścio-wych rezerw, gdy nie ma banku centralnego. Zakładam Bank Roth-barda i inwestuję w niego 1000 dolarów (obojętne, czy w złocie, czy w papierach rządowych). Teraz „udzielam pożyczki” w wysokości 10000 dolarów komuś, kto ich potrzebuje na swoje wydatki lub inwestycję. Jak to jest możliwe, że „pożyczam” komuś znacznie więcej, niż mam? A, na tym właśnie polega magia „części” w czę-ściowej rezerwie. Otwieram po prostu rachunek bieżący, na którym wpisuję 10000 dolarów, które z największą przyjemnością poży-czam panu Jonesowi. Dlaczego Jones pożycza ode mnie? Z tego prostego powodu, że oferuję niższe oprocentowanie kredytu, niż mogliby zaoferować ciułacze. Nie musiałem na te pieniądze zapra-cować: wystarczyło, że je sfałszowałem, wziąłem z powietrza. (W dziewiętnastym wieku mógłbym jeszcze wyemitować banknoty, te-raz monopol na ich emisję ma Rezerwa Federalna). Ponieważ depo-zyty na żądanie w Banku Rothbarda funkcjonują jako równowar-tość pieniądza, to dzięki tym czarom, podaż pieniądza zwiększyła się właśnie o 10000 dolarów. Rozpoczął się proces inflacyjny.

Dziewiętnastowieczny ekonomista angielski Thomas Tooke użył trafnego sformułowania, że „swobodny han-

138 139

del w bankowości oznacza swobodę handlowania szwin-dlem”. Jednakże w systemie wolnościowym, bez rządowegopoparcia, ten fałszerski proceder lub „swobodna bankowość” podlega poważnym ograniczeniom. Po pierwsze: dlaczego kto-kolwiek miałby mi zaufać? Dlaczego ktoś miałby przyjmować zapłatę czekami Banku Rothbarda? Po drugie, nawet gdybym zdobył zaufanie wśród naiwnych, to pozostaje poważna przeszko-da w postaci konkurencji, która może otwierać inne banki. Bank Rothbarda ma mimo wszystko ograniczoną ilość klientów. Jones, pożyczywszy ode mnie pieniądze w postaci potwierdzeń depo-zytowych, wyda je. Po to przecież wydał na pożyczkę. Wcześniej lub później pieniądze, które wydał, czy to na wakacje czy na rozwój swojej firmy, trafią do klientów innego banku, powiedz-my Banku Rockwella. Bank Rockwella nie ma interesu w pro-wadzeniu konta czekowego dla mojego banku. Potrzebuje nato-miast zwiększenia rezerwy, co pozwoliłoby mu budować własną piramidę fałszywych pieniędzy, opartą na rezerwie gotówkowej. Bank Rockwella przedstawia więc Bankowi Rothbarda czek na 10000 dolarów, żądając wypłacenia gotówki, która potrzebna mu jest do zwiększenia swoich rezerw. Ale ja, oczywiście, nie mam tych 10000 dolarów, więc jestem skończony. Bankrutuję. Powi-nienem z mocy prawa pójść do więzienia za defraudację, ale kon-kurentom wystarczy, że ja z moim fałszywym potwierdzeniem depozytowym wypadniemy z gry, że nie będę już uczestniczył w zwiększaniu podaży pieniądza.

A zatem, w warunkach wolnej konkurencji, bez wsparcia i zachęty ze strony rządu, fałszerstwo oparte na rezerwie częścio-wej będzie miało ograniczone rozmiary. Banki będą wprawdzie mogły tworzyć kartele w celu wzajemnego wspierania się, ale kar-tele w gospodarce wolnorynkowej nie działają sprawnie bez po-mocy państwa, bez rozprawienia się z konkurencją, która będzie się domagać likwidacji kartelu, w tym wypadku zaś – wypłacenia należnych im pieniędzy.

Bank centralny

Stąd wzięło się dążenie bankierów do skartelizowania własnej działalności przy pomocy państwa i banku centralnego. Idea ban-ków centralnych narodziła się wraz z założeniem Banku Anglii (Bank of England) w latach dziewięćdziesiątych siedemnastego wieku. Następnie rozszerzyła się na kraje Zachodu w osiem-nastym i dziewiętnastym wieku i wreszcie, w postaci Systemu Rezerwy Federalnej, została w roku 1913 narzucona Stanom Zjed-noczonym przez zwolenników karteli bankowych. Do pomysłu banku centralnego szczególnie entuzjastycznie byli nastawieni właściciele banków inwestycyjnych, na przykład Morganowie, którzy wystąpili z nim jako pierwsi i którzy rozszerzyli już w tym czasie swoją działalność o banki komercyjne.

Obecnie bank centralny ma monopol na emitowanie bankno-tów (pierwotnie pisemnych lub drukowanych pokwitowań magazy-nowych, a nie nieuchwytnych potwierdzeń depozytów bankowych). Są one identyczne z rządowymi pieniędzmi papierowymi i dlatego są „standardem” monetarnym kraju. Ludzie chcą używać zarówno gotówki, jak i depozytów bankowych. Jeśli więc chcę wycofać ze swojego konta w banku 1000 dolarów w gotówce, bank musi się zwrócić do Rezerwy Federalnej i wypisać swój własny czek na 1000 dolarów, „kupując” w ten sposób 1000 dolarów w banknotach Rezerwy Federalnej (pieniądzach używanych dziś w USA). Rezer-wa Federalna działa więc, innymi słowy, jak bank banków. Banki składają depozyty w Banku Rezerwy Federalnej i tworzą w ten sposób własną rezerwę, na której budują piramidę kredytów prze-wyższających dziesięciokrotnie ilość posiadanych pieniędzy.

Oto, jak działa proceder fałszerstwa w dzisiejszym świecie. Powiedzmy, że Rezerwa Federalna, jak zwykle zresztą, postanowi zwiększyć podaż pieniędzy (czyli wywołać inflację). Rezerwa Fe-deralna kupuje więc jakieś aktywa na rynku (nazywanym „rynkiem otwartym”). Nie ma przy tym zanaczenia, jakiego typu są to aktywa.

140 141

Istotne jest, że wypisuje na nie czek. Bank Rezerwy Federalnej mógł-by, gdyby chciał, kupować jakiekolwiek aktywa, włącznie z akcjami przedsiębiorstw, budynkami, czy obcymi walutami. W praktyce jed-nak kupuje niemal wyłącznie papiery wartościowe rządu USA.

Przypuśćmy, że Bank Rezerwy Federalnej kupił za pośrednic-twem jakiegoś „upoważnionego” sprzedawcy papierów skarbowych (małej firmy), dajmy na to Shearsona czy Lehmana z Wall Street, obligacje skarbowe o wartości 10 milionów dolarów amerykańskich. Bank wypisuje czek na 10 milionów, a następnie wręcza Shearsono-wi czy Lehmanowi w zamian za papiery rządowe warte 10 milionów. Skąd Bank Rezerwy Federalnej wziął 10 milionów na zapłacenie Shearsonowi, Lehmanowi? Z powietrza. Shearson, Lehman mogą z tym czekiem zrobić tylko jedno: złożyć jako depozyt w banku komercyjnym, powiedzmy w Chase Manhattan. „Podaż pieniądza” zwiększyła się w ten sposób o 10 milionów dolarów. Z niczyjego konta nie ubyło 10 milionów. Przybyło na czysto 10 milionów.

Ale to jest dopiero początek procederu fałszowania pienię-dzy i wywoływania inflacji. Chase Manhattan z przyjemnością popędzi teraz do Banku Rezerwy Federalnej, by złożyć w nim ten czek na swoim koncie czekowym. Stan tego konta powiększy się o 10 milionów dolarów. Ale to konto stanowi „rezerwę” banko-wą, która w skali całego kraju została właśnie powiększona o 10 milionów dolarów. To z kolei oznacza, że Chase Manhattan może teraz wykreować depozyty w oparciu o tę rezerwę i że w miarę jak czeki i rezerwa będą spływać do innych banków (podobnie jak to było w przypadku Banku Rothbarda), każdy z nich będzie mógł dołożyć swoje inflacyjne ziarenko, aż w końcu cały system bankowy powiększy swoje depozyty na żądanie o 100 milionów dolarów, czyli dziesięciokrotnie w stosunku do pierwotnej sumy, za którą Bank Rezerwy Federalnej kupił aktywa. Banki mają prawo utrzymywać rezerwę na poziomie co najmniej 10 procent swoich depozytów. Oznacza to, że „mnożnik pieniężny” – ilość depozytów, którą bank może wykreować w oparciu o tę rezerwę

– wynosi 10. Zakup aktywów za 10 milionów, dokonany przez Bank Rezerwy Federalnej, wygenerował w krótkim czasie dzie-sięciokrotny wzrost (do 100 milionów) podaży pieniądza w całym systemie bankowym.

Co ciekawe, wszyscy ekonomiści są zgodni co do takiego opi-su mechanizmów rządzących bankowością, nawet jeśli, rzecz jasna, nie są zgodni w ich moralnej lub ekonomicznej ocenie. Niestety jed-nak większość ludzi, niewprowadzona w tajniki bankowości, nadal pozostaje w przekonaniu, że ich pieniądze są „w banku”.

Rezerwa Federalna i inne systemy banków centralnych pełnią więc rolę gigantycznego rządowego założyciela i egzekutora kar-telu bankowego. Bank Rezerwy Federalnej wydobywa z kłopotów banki będące w potrzebie, centralizuje i koordynuje system w taki sposób, żeby wszystkie banki, i Chase Manhattan, i Rothbarda, i Rockwella, mogły razem wywoływać inflację. Na wolnym ryn-ku bank, który by się rozrastał bardziej niż inne, byłby zagrożony bankructwem. Ale pod parasolem banku centralnego banki mogą rozszerzać swoją działalność wspólnie i w równych proporcjach.

„Ubezpieczenie depozytu”

Ale nawet przy wsparciu Banku Rezerwy Federalnej system ban-kowy oparty na rezerwie częściowej okazał się niestabilny. Dlatego też Nowy Ład w roku 1933 dodał nowe kłamstwo, które nazywa się „ubezpieczeniem depozytu bankowego”. Użycie dobrze brzmiące-go terminu „ubezpieczenie” ma służyć zamaskowaniu wierutnego kłamstwa. Kiedy pod koniec lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku system oszczędności i kredytów zawalił się, „ubezpieczenie depozytu” ze strony FSLIC (Federalnego Zakładu Ubezpieczeń Oszczędności i Kredytów) okazało się zwykłą fikcją, magicznym zaklęciem, pod którym krył się rząd federalny. A on nie mógł za-pewnić żadnego ubezpieczenia. Biedni podatnicy uratowali w koń-

142 143

cu oszczędności i kredyty, ale teraz jeszcze został FDIC (Federalny Zakład Ubezpieczeń Depozytów) dla banków komercyjnych. Rów-nież on zaczyna się chwiać w posadach, jako że posiada zaledwie 1 procent sumy depozytów, które „ubezpiecza”.

Cały pomysł „ubezpieczenia depozytu” jest jednym wielkim szwindlem. Jak można ubezpieczać instytucję, która jest ze swej natury niewypłacalna, i która upadnie, gdy tylko do wszystkich dotrze, że opiera się na oszustwie? Wystarczy sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby jutro Amerykanie uświadomili sobie szwindel z bankami i wszyscy jednocześnie zażądali wypłacenia gotów-ki. Banki stałyby się natychmiast niewypłacalne, bo nie byłyby w stanie uzbierać więcej niż 10 procent pieniędzy, które są winne swoim otumanionym klientom. Nie do przyjęcia byłoby drastycz-ne podniesienie podatków, konieczne do pokrycia zobowiązań. Jedyną rzeczą, którą mógłby zrobić Bank Rezerwy Federalnej, byłby dodruk pieniędzy w ilości wystarczającej do wypłacenia wszystkich depozytów. W obecnym stanie systemu bankowego prowadziłoby to, niestety, do natychmiastowego pogrążenia się w hiperinflacji.

Załóżmy, że całkowity ubezpieczony depozyt wynosi 1600 miliardów dolarów. W przypadku panicznego wycofywania oszczędności Bank Rezerwy Federalnej mógłby skorzystać ze swoich uprawnień do interwencji w nagłych przypadkach i wy-drukować 1600 miliardów w gotówce, żeby je przekazać FDIC do wypłacenia posiadaczom kont. Kłopot polega na tym, że rozzu-chwaleni tą olbrzymią subwencją ciułacze, natychmiast oddaliby te 1600 miliardów dolarów z powrotem w depozyt bankom. Rezerwy banków wzrosłyby w ten sposób o 1600 miliardów dolarów, umoż-liwiając zwiększenie podaży pieniądza o 16 bilionów dolarów. Na-stępstwem byłaby galopująca inflacja i upadek waluty.

* * * * *

Żeby uratować naszą gospodarkę i zapobiec horrorowi galopu-jącej inflacji, my, naród, musimy pozbawić rząd władzy nad podażą pieniądza. Pieniądze są zbyt ważne, by pozostawiać je w rękach bankierów, prominentnych ekonomistów i finansjery. Dla osiągnię-cia tego celu konieczne jest przywrócenie pieniądzom ich charakte-ru rynkowego, wraz z funkcjami, które pełnią w strukturze prawa własności prywatnej i w gospodarce wolnorynkowej.

Mogłoby się zdawać, że mieszanie się rządu do spraw zwią-zanych z pieniądzem zaszło już tak daleko, jest tak wszechobecne w systemie gospodarczym i tak z nim nierozerwalnie połączone, że pozbawienie rządu wpływów w tej dziedzinie zniszczy gospo-darkę. Konserwatyści mówią zwykle, że dokonuje się „strasznych uproszczeń”, wysuwając prostackie i niewykonalne programy, które mogą tylko wszystko zniszczyć. Tymczasem, głównym problemem jest to, że elity rządzące, technokraci i intelektuali-ści posługują się mistyfikacją, gdy na głosy domagające się cięć podatkowych i deregulacji odpowiadają sarkastycznymi uwagami o tępych masach, które „szukają prostych recept na skomplikowa-ne problemy”. W większości przypadków rozwiązania są jednak rzeczywiście jasne i proste, tylko że celowo je zaciemniają ludzie, posługujący się teoriami, które moglibyśmy nazwać „strasznym komplikowaniem”. Odzyskanie naszych pieniędzy byłoby zabie-giem stosunkowo prostym i o wiele łatwiejszym niż beznadziejne zadanie denacjonalizacji i dekomunizacji krajów Europy Wschod-niej i byłego Związku Radzieckiego.

Nasz cel można przedstawić krótko jako prywatyzację sys-temu monetarnego i oddzielenie rządu od pieniędzy i banków. Zasadniczy środek do osiągnięcia tego celu jest również prosty. Polegałby on na likwidacji Systemu Rezerwy Federalnej, znie-sieniu banku centralnego. Jak można by znieść System Rezerwy Federalnej? Bardzo łatwo: uchylając ustawę, którą został on po-wołany do życia, tzn. Ustawę o Rezerwie Federalnej z roku 1913. Zobowiązania Rezerwy Federalnej (banknoty i depozyty) miały

144 145

pierwotnie pokrycie w złocie. Z powodu fatalnych decyzji Fran-klina Roosevelta w roku 1933 „dolary” emitowane przez Rezerwę Federalną i potwierdzenia depozytów, wystawiane przez nią oraz przez banki jej podległe, przestały mieć pokrycie w złocie. Depo-zyty bankowe mają pokrycie w wekslach Rezerwy Federalnej, a te nie mają pokrycia w niczym, albo mają, ale tylko w innych we-kslach Rezerwy Federalnej. Niemniej jednak, banknoty te są na-szymi pieniędzmi, naszym „standardem” monetarnym i wszyscy wierzyciele mają obowiązek przyjmować zapłatę w tym pustym pieniądzu, mimo że jest on bezwartościowy.

Oprócz zniesienia wymienialności dolara na złoto, Roosevelt dopuścił się w roku 1933 jeszcze jednego przestępstwa: skonfisko-wał całe złoto i kruszec w sztabach należący do obywateli i wymie-nił je na „dolary” według arbitralnie ustalonego kursu. Zastanawia-jace jest, że chociaż Bank Rezerwy Federalnej i rząd utrzymują, iż złoto jako materiał na pieniądz jest przestarzałe i bezwartościowe, to jednocześnie tenże bank (oraz wszystkie inne banki centralne) oddałyby życie za swoje złoto. Nasze skonfiskowane złoto nadal jest w posiadaniu Rezerwy Federalnej, która przechowuje je jako depozyt w skarbcu w Fort Knox i w innych magazynach. Od roku 1933 do lat siedemdziesiątych posiadanie złota w formie monet czy sztabek było wręcz nielegalne, nawet jeśli przechowywano je w do-mowych sejfach czy za granicą. Wszystkie te środki, które podjęto ponoć w związku z kryzysem lat trzydziestych, były następnie przy-jęte i rozwijane przez politykę Nowego Ładu. Przez czterdzieści lat całe złoto w Ameryce, które trafiało w prywatne ręce, musiało być deponowane w banku, który następnie deponował je w Banku Re-zerwy Federalnej. Złoto na „usprawiedliwione” cele niemonetarne, takie jak plomby dentystyczne czy wiertła używane w przemyśle, było skrupulatnie wydzielane przez Departament Skarbu.

Na szczęście, dzięki heroicznym zabiegom kongresmena Rona Paula, teraz Amerykanie znów mogą posiadać złoto, za-równo w monetach jak i w sztabkach. Ale bezprawnie zajęte

i skonfiskowane przez Bank Rezerwy Federalnej złoto pozostaje nadal w rękach Rezerwy Federalnej. Jak je stamtąd wydostać? Jak sprywatyzować federalne zapasy złota?

Prywatyzacja federalnego złota

Odpowiedź na to pytanie wynika z faktu, że Bank Rezerwy Federalnej, który przyrzekł wypłacanie swoich zobowiązań w zło-cie, od czasu zniesienia standardu złota przez Roosevelta w roku 1933, przestał spełniać tę obietnicę. System Rezerwy Federalnej, jako zalegający z wypłatą swoich zaobowiązań, powinien być po-stawiony w stan upadłości. Jego likwidacja powinna przebiegać podobnie do procesu upadłościowego każdej innej firmy: należą-ce do niego aktywa należałoby rozdzielić pomiędzy wierzycieli i wypłacić im je w ratach. Według zestawienia z 30 października 1991 aktywa Rezerwy Federalnej w złocie wynosiły 11,1 miliarda dolarów. Zobowiązania Rezerwy na ten dzień to 295,5 miliarda dolarów w banknotach Rezerwy Federalnej znajdujących się w obiegu oraz 24,4 miliarda dolarów depozytów, które powinna ona zwrócić bankom należącym do Systemu Rezerwy Federalnej. W sumie zobowiązania wynoszą więc 319,9 miliarda dolarów. Poza złotem większość aktywów Banku Rezerwy Federalnej stanowią papiery dłużne rządu USA opiewające na sumę 262,5 miliarda dolarów. Trzeba je jak najszybciej spisać na straty, ponie-waż stanowią nie tylko rachunkową fikcję, lecz są powodem tego, że podatnicy muszą spłacać raty i odsetki od długu zaciągniętego przez rząd federalny u własnego tworu, jakim jest Rezerwa Fede-ralna. Pozostałą istotną część aktywów stanowią papiery skarbo-we – 21 miliardów dolarów, które też trzeba spisać na straty, oraz 10 miliardów w SDR-ach (specjalnych prawach ciągnienia), które są papierowymi wytworami zagranicznych banków centralnych i o których również można zapomnieć. Zostaje nam więc (nie

146 147

licząc różnych nieruchomości, wyposażenia i innych aktywów należących do Banku Rezerwy Federalnej o wartości szacowanej na około 35 miliardów dolarów) 11,1 miliarda na spłacenie wie-rzytelności, których wartość sięga 319,9 miliarda dolarów.

Na szczęście sytuacja nie jest aż tak tragiczna, jak mogłoby się zdawać. Suma 11,1 miliarda dolarów, podawana jako wartość złota w magazynach Banku Rezerwy Federalnej, jest szacun-kiem zmyślonym. Obnaża to zresztą jeden z najdziwaczniejszych aspektów naszego oszukańczego systemu monetarnego. Federalne zapasy złota to 262,9 milionów uncji złota. Ich wycena na 11,1 miliarda dolarów wynika z przyjęcia ceny 42,22 dolara za uncję. Tak wycenia swoje złoto rząd, chociaż cena rynkowa waha się na poziomie 350 dolarów za uncję. Już samo to wskazuje na jawną anomalię systemu.

Definicje i deprecjacja

Skąd się wzięła cena 42,22 dolarów za uncję? Istotą standardu złota jest to, że jednostka monetarna („do-

lar”, „frank”, „marka” itd.) jest zdefiniowana, jako określona wagowo ilość złota. W standardzie złota dolar czy frank nie jest samodzielnym przedmiotem, samą nazwą, czy nazwą papierka wyemitowanego przez bank państwowy lub centralny. Jest on na-zwą jednostki wagowej złota. Jest dokładnie taką samą jednostką wagową, jak będące w powszechnym użyciu „uncje”, „grany” (0,0648g) czy „gramy”. Przez sto lat, aż do roku 1933, dolar był definiowany jako równowartość 23,22 grana złota. Ponieważ uncja zawiera 480 granów, to dolar definiowano też jako 0,048 uncji złota. Mówiąc jeszcze inaczej, uncja złota była warta 20,67 dolara.

Nowy Ład Franklina Roosevelta, oprócz tego, że pozbawił nas standardu złota na rynku wewnętrznym, zdewaluował rów-

nież dolara, określając jego wartość lub „obniżając jego wagę” do 13,714 granów złota, czyli wyceniając uncję złota na 35 dolarów. Dolar był wciąż wymienialny na złoto w rozliczeniach z zagra-nicznymi bankami centralnymi i rządami innych krajów przy przeliczniku 35 dolarów za uncję. Stany Zjednoczone stosowały więc hybrydowy standard złota w rozliczeniach międzynarodo-wych aż do sierpnia 1971 roku, kiedy to prezydent Nixon dokoń-czył dzieła, całkowicie likwidując standard złota. Od roku 1971 Stany Zjednoczone posługują się standardem pustego pieniądza papierowego. Nie przypadkiem od tego czasu krótsze są okresy pokoju. Od roku 1971 dolar nie jest już związany z określoną ilością wagową złota, jest towarem od złota niezależnym i jego wartość na rynkach światowych może się dowolnie zmieniać.

Gdy dolar i złoto stały się od siebie niezależne, mogliśmy, jak w laboratorium, zaobserwować zachowania ludzi. Wszyscy uznani ekonomiści – od keynesistów po monetarystów chicagow-skich – utrzymywali, że złoto dawno już utraciło swoją wartość jako pieniądz, że wysoką cenę 35 dolarów za uncję osiągnęło tylko dzięki temu, że była ona „ustalona” przez rząd. Według tych opinii to dolar przydawał wartości złotu, a nie odwrotnie, i skoro dolar został oderwany od złota, to wkrótce da się zaobserwować spadek cen złota, aż do jego wartości niemonetarnej (czyli jako surowca jubilerskiego, dentystycznego itd.) na poziomie około 6 dolarów za uncję. W opozycji do tych jednomyślnych prognoz prominentnych ekonomistów pozostawali zwolennicy Ludwiga von Misesa i inni „fanatycy złota”, którzy twierdzili, że złoto, z ceną 35 zdewaluowanych dolarów za uncję, było niedowarto-ściowane, i przewidywali, że jego cena znacznie wzrośnie – być może nawet do 70 dolarów.

Wystarczy powiedzieć, że cena złota nie spadła nigdy poni-żej 35 dolarów, tylko podskoczyła, osiągając w pewnym momen-cie nawet 850 dolarów za uncję, i ustabilizowała się w ostatnich latach na poziomie około 350 dolarów. Mimo to jednak Departa-

148 149

ment Skarbu i Bank Rezerwy Federalnej upierają się przy wycenie swoich zasobów, wprawdzie nie według starego kursu 35 dolarów za uncję, ale według niewiele bardziej aktualnego kursu 42,22 do-lara za uncję. Inaczej mówiąc, gdyby tylko rząd USA wprowadził prostą korektę, jakiej wymagają reguły poprawnej rachunkowości i uaktualnił wycenę swoich aktywów zgodnie z ich wartością rynkową, to wycena zapasów federalnego złota skoczyłaby z 11,1 miliarda do 92 miliardów dolarów.

W latach 1933 – 1971, początkowo duża, ale z czasem kur-cząca się liczba ekonomistów broniących standardu złota, opto-wała najczęściej za powrotem do ceny 35 dolarów za uncję. Mises wraz ze swoimi zwolennikami opowiadał się za wyższą „ceną” złota, biorąc pod uwagę, że kurs 35 dolarów nie przystawał już do realiów amerykańskich. Większość jednak wskazywała, że wy-cena czy definicja, która została raz przyjęta, musi być odtąd sto-sowana bez zmian. Ale po roku 1971, gdy poległa święta niegdyś cena 35 dolarów za uncję, wszystkie ustalenia stały się nieważne. Chociaż raz przyjęte definicje powinny obowiązywać na zawsze, to nie ma powodu, żeby wstępną definicję uważać za świętą. Za-miast tego należy ją wybrać, kierując się kryterium użyteczności. Jeśli chcemy przywrócić standard złota, to możemy się posłużyć taką definicją dolara, jaką uznamy za najwygodniejszą. Nie mamy żadnego obowiązku trzymać się nieaktualnych kursów 20,67 czy 35 dolarów za uncję.

Likwidacja Banku Rezerwy Federalnej

W szczególności, gdybyśmy chcieli zlikwidować System Rezerwy Federalnej, moglibyśmy wybrać taką definicję dolara, która po-zwoliłaby na spłacenie wszystkich długów Rezerwy co do centa. W przykładzie, który podaliśmy wyżej, można by zdefiniować „dolara” jako równowartość 0,394 grana złota albo 1 uncję złota

jako wartą 1217 dolarów. W oparciu o taką nową definicję cały za-pas złota należący do Rezerwy Federalnej można by przeznaczyć na produkcję złotych monet, które by posłużyły do zastąpienia znajdujących się w obiegu banknotów Rezerwy Federalnej i do utworzenia rezerwy 24,4 miliarda dolarów w złotych monetach w różnych bankach komercyjnych. System Rezerwy Federalnej zostałby zniesiony, złote monety weszłyby do obiegu, zastępując banknoty Rezezerwy Federalnej, złoto stałoby się środkiem wy-miany, a złote dolary po kursie 1217 za uncję – jednostką używaną w rozliczeniach i bilansach. Za jednym zamachem zrealizowane by zostały dwa wielkie postulaty: powrotu do standardu złota i li-kwidacji Rezerwy Federalnej.

Następnym krokiem byłoby oczywiście zniesienie Federal-nego Zakładu Ubezpieczenia Depozytów. Samo pojęcie „ubez-pieczenia depozytów” jest oszukańcze. Jak można „ubezpieczyć” całą gałąź gospodarki, która jest z natury niewypłacalna? To tak, jakby ubezpieczać Titanica po tym, jak uderzył w górę lodową. Niektórzy ekonomiści wolnorynkowi opowiadają się za „prywa-tyzacją” ubezpieczeń depozytów poprzez zachęcenie prywatnych firm lub samych banków do wzajemnego „ubezpieczania” swo-ich depozytów. To by jednak oznaczało powrót do niesławnych praktyk karteli banków florenckich, które usiłowały wzajemnie pokrywać swoje zobowiązania. To nic nie da. Nie zapominajmy, że jako pierwsze upadły ubezpieczenia oszczędności i kredytów w Ohio i Maryland, gdzie wątpliwe gwarancje miało dawać „pry-watne” ubezpieczenie depozytów.

Ten przypadek pokazuje, na czym polega błąd, który często popełniają libertarianie i ekonomiści wolnorynkowi, gdy twier-dzą, że wszystkie działania rządu powinny być sprywatyzowane, to znaczy uważają, że każda działalność, jeśli tylko jest prywatna, to jest uprawniona. To nieprawda. Takie działania jak oszustwo, defraudacja, fałszerstwo nie powinny być „prywatyzowane”, tyl-ko zarzucone.

150 151

Wciąż pozostawałby jeszcze problem częściowej rezerwy dla banków komercyjnych. Dawniej opowiadałem się za powrotem do bankowości opartej na uczciwej stuprocentowej rezerwie. Byłoby to możliwe przy takim podniesieniu ceny złota, żeby jego rezerwy pokrywały 100 procent zobowiązań banków. Później, oczywiście, stuprocentowa rezerwa byłaby wymagana przez prawo. Według bieżących szacunków, ustanowienie stuprocentowej rezerwy dla wszystkich wkładów bankowych na żądanie, prowadzonych w bankach komercyjnych, wymagałoby podniesienia ceny złota do 2000 dolarów za uncję. Uwzględnienie wartości wszystkich lo-kat oznaczałoby konieczność podniesienia ceny do 3350 dolarów za uncję. Gdyby stuprocentowa rezerwa była wymagana również dla rachunków bieżących i oszczędnościowych (które są również uważane za płatne na żądanie), to cena złota musiałaby wynosić 7500 dolarów za uncję.

Takie rozwiązanie ma jednak pewne wady. Mniejsza o to, że im wyższa byłaby cena złota w stosunku do jego obecnej ceny ryn-kowej, tym bardziej by się zwiększyła jego produkcja. Wzrost wy-dobycia złota spowodowałby wprawdzie niewielką jednorazową in-flację, ale poważniejszym problemem byłoby zagadnienie moralne: czy banki zasługują na to, by wręczyć im w ten sposób podarunek w postaci złota od Rezerwy Federalnej na stuprocentowe pokrycie zobowiązań? Banki zdecydowanie nie zasługują na taki gest, nawet jeśli miałoby to ułatwić operację powrotu do zdrowego pieniądza. Bankierom powinno wystarczyć to, że nie zostaną pozwani do sądu za defraudację. Ponadto trudności nastręczałoby administracyjne narzucenie i egzekwowanie stuprocentowej rezerwy. Metodą ła-twiejszą i utrzymaną w bardziej libertariańskim duchu byłoby od-wołanie się do sądów. Przed wojną secesyjną zawodowi „brokerzy finansowi” skupowali po okazyjnych cenach banknoty emitowane przez niesolidne banki utrzymujące częściowe rezerwy, a następnie udawali się do siedzib tych banków i żądali wypłacenia nominalnej wartości banknotów w złocie.

Dzisiaj, posługując się zaawansowaną technologią elektro-niczną, to samo można by zrobić jeszcze skuteczniej. Profesjonal-ni brokerzy finansowi zarabialiby na przywoływaniu niesolidnych banków do porządku. Bardzo mi się podoba pomysł Obywatel-skich Lig Antybankowych (Anti-Bank Vigilante Leagues), żeby bacznie obserwować poczynania banków i wychwytywać każdą ich nieuczciwość, a następnie nagłaśniać sprawę w telewizji, za-chęcając klientów danego banku, by żądali natychmiastowych wypłat gotówki. Gdyby ligom udało się wzniecić histerię i spowo-dować, żeby posiadacze kont i certyfikatów depozytowych przy-puścili szturm na banki, chcąc wycofać swoje pieniądze zanim ich bank upadnie, to tym lepiej. Wówczas bowiem sami ludzie, a nie tylko rząd, zwróciliby się przeciwko bankom praktykującym zasadę rezerwy częściowej. Niezwykle istotna byłaby natych-miastowa reakcja ze strony policji i wymiaru sprawiedliwości na pierwszy sygnał niewypłacalności banku. Jeśli tylko bank nie byłby w stanie dokonać wypłaty na żądanie, otrzymywałby zakaz dalszej działalności. Działałaby błyskawiczna, bezwarunkowa sprawiedliwość, nie byłoby żadnej litości ani żadnych kaucji.

Taki rygor w krótkim czasie doprowadziłby banki albo do upadku, albo do ograniczenia emisji zaświadczeń i certyfikatów depozytowych, tak, by osiągnąć stuprocentowe pokrycie w rezer-wie. Taka deflacja monetarna, której celem byłyby wszechstronne ulepszenia, miałaby charakter przejściowy i ustałaby na dobre w momencie, gdy wszystkie zobowiązania banków zmniejszyłyby się do wartości posiadanych przez nie aktywów w złocie. Zasad-nicza różnica między inflacją a deflacją polega na tym, że inflacja może rosnąć w nieskończoność wraz ze wzrostem podaży pienią-dza i cen, podczas gdy zmniejszanie podaży pieniądza musi się zatrzymać w momencie, gdy całkowita ilość pieniądza odpowiada podaży standardowej waluty (w standardzie złota – podaży zło-tych pieniędzy). Złoto stanowi twardy grunt, na którym deflacja zatrzymuje się.

152 153

Gdyby ten pomysł wydawał się zbyt okrutny dla banków, to trzeba sobie zdać sprawę, że system bankowy i tak zmierza do katastrofy. Przy okazji upadku ubezpieczeń oszczędności i kredytów uswiadomiono sobie, jak bardzo jest on niestabilny. Ludzie mówią otwarcie o tym, że Federalny Zakład Ubezpieczeń Depozytów jest niewypłacalny i że cała bankowość zmierza do upadku. Jeśli poczują to na własnej skórze, to rozpoczną masowy „run na banki”, usiłując wybrać z banków swoje pieniądze. Banki będą wtedy upadać jeden po drugim, bo nie będą miały pieniędzy, które są ludziom winne. Jedynym ratunkiem dla banków będzie wówczas dodruk 1,6 biliona dolarów przez Rezerwę Federalną i dostarczenie ich bankom. Wywoła to natychmiastową i siejącą spustoszenie, galopującą inflację oraz upadek dolara.

Odpowiedzialnością za obecny kryzys gospodarczy liberało-wie chętnie obarczają „chciwość lat osiemdziesiątych XX wieku”. A przecież „chciwość” nie była wtedy większa niż w latach sie-demdziesiątych i w poprzednich dekadach ani niż będzie w przy-szłości. W latach osiemdziesiątych miał miejsce niebezpieczny epizod deficytu budżetowego i ekspansji kredytowej banków po-budzanej przez Rezerwę Federalną. Gdy Bank Rezerwy Federal-nej zakupił aktywa i wpompował rezerwy do systemu bankowe-go, banki z radością pomnożyły kredyt i w oparciu o te rezerwy wykreowały nowe pieniądze.

Wiele się mówiło o złych kredytach udzielanych przez ban-ki, o pożyczkach dla zbankrutowanych krajów Trzeciego Świata, o rozdętych i ryzykownych – jak się okazało z perspektywy czasu – programach kredytowych na rynku nieruchomości i inwesto-waniu w centra handlowe gdzieś na końcu świata. Jednakże złe kredyty i nietrafne inwestycje są zawsze wynikiem ekspansji kre-dytowej banku centralnego i kredytowania banków. Dobrze znane zjawisko cyklu koniunkturalnego, występujących na przemian okresów euforii i załamania, dobrobytu i kryzysu, nie pojawiło się w latach osiemdziesiątych. Nie jest też produktem cywilizacji ani

gospodarki rynkowej. Cykle gospodarcze pojawiły się w osiemna-stym wieku, wraz z powstaniem pierwszych banków centralnych. Upowszechniały się i nasilały równolegle z rozwojem bankowo-ści centralnej i przejmowaniem przez nią kontroli nad systemem gospodarczym Zachodu. Tylko likwidacja Systemu Rezerwy Federalnej i powrót do standardu złota mogą przerwać cykliczne występowanie faz wzrostu i kryzysu i ostatecznie wyeliminować stale rosnącą inflację.

Nie jest prawdą głoszone przez posłusznych rządowi history-ków twierdzenie, że inflacja, ekspansja kredytowa, cykle gospo-darcze, zadłużenie budżetu i wysokie podatki są nieodłącznymi atrybutami kapitalizmu czy „nowoczesności”. Wręcz przeciwnie, są to z gruntu antykapitalistyczne, pasożytnicze narośla, zaszcze-pione na systemie przez interwencjonistyczne państwo, które nagradza swoich bankierów i zaufanych klientów specjalnymi cichymi przywilejami. A płacą za nie wszyscy pozostali.

Dla wolnej przedsiębiorczości i kapitalizmu podstawowe znaczenie ma system niewzruszonych praw prywatnej własności, gwarantujący każdemu ochronę uczciwie nabytej własności. Rów-nie istotne są zasady etyki, które powinny wspierać i nagradzać oszczędność, gospodarność, ciężką pracę i efektywną przedsiębior-czość, a zniechęcać do rozrzutności oraz potępiać z całą surowością każde naruszenie praw własności. Tymczasem, jak widzieliśmy, tandetny pieniądz i ekspansja kredytowa deprecjonują te prawa i cnoty. Inflacja powoduje wywrócenie do góry nogami i prze-szacowanie wartości, wynagradzając rozrzutność i dobre układy, a naigrawając się ze starych „wiktoriańskich” cnót.

Odbudowa Starej Republiki

Odbudowa amerykańskiej wolności i przywrócenie Starej Re-publiki jest zadaniem wielopłaszczyznowym. Oznacza wycięcie

155

Murray N. Rothbard

Nowożytna tradycja intelektualna brytyjskiej i amerykańskiej myśli politycznej w szczególnie znaczącym stopniu nasycona jest poglądami eksponującymi wartość oraz fundamentalne znaczenie wolności jednostki. Pamiętając o spuściźnie doktrynalnej tak pro-minentnych przedstawicieli myśli niemieckiej i francuskiej jak Wil-helm von Humboldt, Alexis de Tocqueville czy Beniamin Constant, należy jednakowoż uznać, iż to autorzy uformowani i pozostający w obrębie kultury anglosaskiej (choć niekoniecznie urodzeni w Wielkiej Brytanii i USA) położyli podwaliny, a następnie roz-winęli koncepcje ideowe charakteryzujące się bardzo przychylnym, czy nawet niekiedy apologetycznym, stosunkiem wobec indywidu-alnej wolności czy jednostkowej autonomii. Wystarczy w tym kon-tekście wymienić choćby takie nazwiska, jak John Locke, Adam Smith, John Stuart Mill, lord John Emerich Edward Dalberg Acton , Friedrich August von Hayek, Milton Friedman czy Robert Nozick. Wpływ powyższych idei nie ograniczał się przy tym wyłącznie do środowisk inspirujących się liberalizmem czy libertarianizmem73, ale de facto infiltrował także istotną część doktryn konserwatyw-nych czy nawet komunitarystycznych74. Obecnie w krajach anglosa-skich określenie „liberał” odpowiada raczej poglądom socjaldemo-kratycznym pojmowanym zgodnie ze standardem obowiązującym

73 Partię Libertariańską założył sam Murray Rothbard wraz z Karlem Hessem (który odmówił płacenia podatków na rzecz państwa, za co został pozbawiony całego majątku). Podwaliny pod libertarianizm położyli, oprócz Rothbarda, m. in. Ayn Rand (Atlas Shrugged), Robert Nozick (Anarchia, Państwo, Utopia) oraz Albert Nock (Państwo nasz wróg).

74 Warto wskazać w tym zakresie np. na poglądy Edmunda Burke’a, Michaela Oakeshotta czy Micheala Walzera.

raka monstrualnego państwa, który toczy nas od środka. Ozna-cza likwidację Washington DC, jako centrum rządzenia krajem. Oznacza powrót do moralności i cnót dziewiętnastowiecznych, odwrót naszej kultury od nihilizmu i wiktymologii oraz przy-wrócenie jej zdrowia i równowagi. Polityka, kultura i gospodarka są w dłuższej perspektywie nierozerwalnie ze sobą związane. Do odbudowy Starej Republiki niezbędny jest system gospodarczy oparty na nienaruszalnym prawie własności prywatnej, na prawie każdego człowieka do posiadania nabytej własności i do wymiany produktów swojej pracy. Żeby to osiągnąć, musimy mieć pienią-dze, których dostarczy wolny rynek, pieniądze złote, a nie papie-rowe, pieniądze, których jednostką będzie określona wagowo ilość złota, a nie nazwa papierka wyemitowanego przez rząd kierujący się swoim widzimisię. Inwestycje muszą być uzależnione od pry-watnych oszczędności, a nie od fałszywych pieniędzy emitowa-nych przez nikczemny, uprzywilejowany przez państwo system bankowy. Krótko mówiąc, musimy się pozbyć banku centralnego i wymusić na bankach skrupulatne wypełnianie zobowiązań, na równi z innymi podmiotami. Sprawy dotyczące pieniędzy i ban-ków przedstawiane są jako tajemnicze procesy, którymi kierować może tylko elita technokratyczna. Nic podobnego. Złośliwy cza-rodziej z krainy Oz wykiwał nas w sprawie pieniędzy w jeszcze większym stopniu niż w pozostałych dziedzinach życia. I po-dobnie jak w innych sprawach, tak również w kwestii pieniędzy przywrócenie zdrowego rozsądku i Starej Republiki idą ze sobą w parze.

156 157

w Europie kontynentalnej. W tym sensie można odnieść wrażenie, że zdecydowana większość współczesnych anglosaskich myślicieli akceptuje (świadomie bądź nie) pewne podstawowe liberalne aksjo-maty dotyczące znaczenia wolności jednostki. Natomiast charak-terystycznym znamieniem doktryny liberalnej w jej klasycznym i neoklasycznym (tj. XX-wiecznym) wariancie jest daleko idąca nieufność wobec niekontrolowanego rozrastania się kompetencji instytucji państwowych, w którym upatruje się chyba najpoważ-niejszego zagrożenia dla indywidualnej wolności. Przyjęcie tej przesłanki wywiera skutek w postaci aprobaty dla postulatu mak-symalnego możliwego ograniczenia uprawnień państwa. Już „oj-ciec założyciel” liberalizmu John Locke domagał się zredukowania kompetencji instytucji państwowych do ochrony praw naturalnych jednostek, pod którym to pojęciem rozumiał klasyczną triadę tj. ży-cie, wolność i własność. Poparcie dla leseferyzmu jako zasady, która winna w miarę możności organizować życie społeczne, cechowało praktycznie wszystkich reprezentantów powyższej doktryny.

Teza o państwie jako koronnym źródle niebezpieczeństw dla wolności i praw jednostek doprowadzona została do ostatecznych konsekwencji przez inny nurt polityczny, a mianowicie anarcho-kapitalizm, reprezentowany m. in. przez Murraya Rothbarda i Da-vida Friedmana, którzy opowiedzieli się nie tyle za minimalizacją roli instytucji państwowych, co za ich całkowitą likwidacją. Jak sama nazwa wskazuje, doktryna ta syntetyzuje aprobatę dla ka-pitalistycznego systemu gospodarowania z klasycznym anarchi-stycznym postulatem zniesienia państwa. Stąd należy ją wyraźnie odróżnić od anarchizmów Pierre’a Proudhona, Michała Bakunina i Piotra Kropotkina, przynależnych do lewicowej, niechętnej kapi-talizmowi, tradycji75. Obie te koncepcje są jednak zbieżne w swoich

aspektach krytycznych, zgodnie z którymi organizacja państwowa jest inherentnie niemoralna, sztuczna, przymusowa, skorum-powana, biurokratyczna oraz despotyczna. Jak pisał Proudhon: „być rządzonym to tyle co być obserwowanym, nadzorowanym, szpiegowanym, kierowanym, poddanym prawu, oznakowanym, okiełznanym, zapisanym, indoktrynowanym, pouczanym, kontro-lowanym, spętanym, szacowanym, ocenianym, cenzurowanym, sterowanym […] Być rządzonym to tyle co być ewidencjonowa-nym, zliczonym, otaksowanym, ostemplowanym, zmierzonym, napiętnowanym, wycenionym, licencjonowanym, autoryzowa-nym, pouczanym, powściąganym, spętanym, poprawianym[…] To tyle co […] być obciążanym kontrybucjami, musztrowanym, łupionym, wyzyskiwanym, monopolizowanym, szantażowanym, uciskanym, oszukiwanym, grabionym […] represjonowanym, ob-kładanym grzywnami, upodlonym, prześladowanym, zaszczutym, sprofanowanym […] wyśmianym, wyszydzonym, zohydzonym, odartym z honoru. To jest władza; to jest jej sprawiedliwość; to jest jej moralność”76. Wydaje się, że pod tymi słowami podpisałby się Murray Rothbard.

Murray Newton Rothbard był jednym z najwybitniejszych ekonomistów XX stulecia, reprezentantem „szkoły austriackiej”, kojarzonej głównie z nazwiskiem Ludwiga von Misesa, założonej przez Carla Mengera77. Rothbard urodził się w 1926 r. w rodzinie żydowskich emigrantów z terenów Europy Środkowo-Wschod-niej. Początkowo studiował matematykę na uniwersytecie Co-lumbia; następnie jego zainteresowania zaczęły ogniskować się wokół problematyki ekonomicznej. Warto jednak pamiętać, iż

75 Por. M. Waldenberg, Prekursorzy Nowej Lewicy. Studia z myśli społecznej XIX i XX wieku, Kraków-Wrocław 1985, s. 11-116.

76 Cyt. za: R. Nozick, Anarchia, państwo, utopia, Warszawa 1999, s. 26. Cytat ten zawiera także wiele innych przymiotników podobnie życzliwie opisujących za-sady funkcjonowania państwa.

77 Por. Harry Landreth, David C. Colander, Historia myśli ekonomicznej, Warsza-wa 1998, passim.

158 159

Rothbard był uczonym na wzór „człowieka Renesansu” o niezwy-kle szerokich horyzontach intelektualnych, a jego koncepcje nie ograniczały się bynajmniej do sfery wąsko pojmowanej ekonomii, obejmując także zagadnienia prawne, historyczne, polityczne czy stricte filozoficzne. U progu swojej działalności polityczno-inte-lektualnej Rothbard był związany z kręgami tzw. Starej Prawicy (Old Right), z którym to nurtem łączył go zdecydowany sprzeciw wobec programu Nowego Ładu (New Deal) wprowadzonego w la-tach 1933-39 przez prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta. Za istotę koncepcji Rooseveltowskiej uważał bowiem dążenie do radykalnego zwiększenia kompetencji państwa i postępującego ograniczania wolności indywidualnej. Jednakże już w latach 50-tych Rothbard zerwał z tradycyjną prawicą amerykańską. Bezpośrednią przyczyną rozbratu był konflikt na tle stosunku do państwa sowieckiego. Rothbard sądził bowiem, iż immanentnie związane z gospodarką nakazowo-rozdzielczą niedomagania sys-temowe muszą w sposób nieunikniony doprowadzić w konkluzji do implozji systemu komunistycznego. W związku z tym, stanow-czo odmawiał przyłączenia się do „antykomunistycznej krucja-ty” propagowanej przez przedstawicieli amerykańskiej prawicy wierząc, iż upadek państw bloku radzieckiego jest w zasadzie rzeczą nieuchronną. Natomiast zimnowojenna polityka admini-stracji USA skutkowała, w ocenie Rothbarda, przede wszystkim niekontrolowanym powiększeniem się władzy państwowej. Jego sprzeciw wobec tejże polityki wynikał także z pryncypialnego izolacjonizmu oraz łączenia zjawiska wojny z samym istnie-niem instytucji państwa. Stąd w latach 60-tych Rothbard podjął współpracę z organizacjami lewicowymi, sprzeciwiającymi się zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych w wojnę wietnamską. Po uzyskaniu stopnia doktorskiego Rothbard został zatrudniony na Politechnice Nowojorskiej. W 1969 r. rozpoczął wydawanie pisma Libertarian Forum, które miało stać się płaszczyzną integracji środowisk libertariańskich, w działalności których Rothbard

następnie aktywnie uczestniczył. Równocześnie kontynuował działalność naukową publikując m. in. Man, Economy and State (1962), Power and Market (1970) oraz For a New Liberty (1973). Od połowy lat 70-tych Rothbard uczestniczył w pracach Cato In-stitute78, a w 1977 roku został wydawcą nowego pisma Journal of Libertarian Studies, którego celem było publikowanie artykułów naukowców aprobujących libertariańską wizję świata. Z kolei po zerwaniu z Cato Institute Rothbard związał się z założonym w 1982 r. Instytutem im. Ludwiga von Misesa. Po upadku ko-munistycznego imperium Rothbard ponownie odnalazł wspólny język z nurtem paleokonserwatywnym79, co stanowiło zarazem swoisty powrót do korzeni tj. kooperacji z Old Right. Obok wspo-minanych już przesłanek doktrynalnych umożliwiających zawar-cie takiego aliansu, Rothbarda i paleokonserwatystów połączył także sprzeciw wobec polityki zagranicznej prowadzonej przez prezydenta George’a Busha, a głównie wobec wojny w Iraku. Rothbard pozostał zatem do końca wierny swoim izolacjonistycz-nym przekonaniom. Zmarł w roku 199580.

Wydaje się, iż dwa aspekty rothbardowskich koncepcji za-sługują na szczególne podkreślenie. Po pierwsze, kompleksowość prowadzonej przezeń argumentacji. Rothbard zsyntetyzował bo-wiem argumentację ściśle ekonomiczną dotyczącą skrajnej nie-efektywności działań aparatu państwowego w każdej z dziedzin życia społecznego oraz argumentację moralną, która dowodzić miała etycznej niedopuszczalności ingerencji państwa w wolne wybory jednostek. Po drugie, uderzająca jest też intelektualna bezkompromisowość Rothbarda nie dopuszczającego żadnych

78 Prorynkowy Instytut w Waszyngtonie o korzeniach libertariańskich, www.ca-to.org

79 Nurt ten należy wyraźnie odróżnić od konserwatyzmu związanego z Partią Re-publikańską.

80 Informacje biografi czne za: http://lewrockwell.com/orig/stromberg5.html.

160 161

wyjątków od przyjętych przez siebie zasad. Skoro ingerencja państwa była z założenia złem, to pozostawała nim niezależnie od motywacji czy okoliczności towarzyszących takiemu działa-niu.

Nie sposób w tym krótkim szkicu choćby najogólniej przedstawić całokształtu poglądów Rothbarda. Skoncentrujmy się zatem na rozwijanym przezeń projekcie społeczeństwa anar-chistycznego81. Rothbard zaznacza wprawdzie, iż niemożliwe jest precyzyjne przedstawienie sposobu funkcjonowania społeczno-ści bezpaństwowej, gdyż opiera się ona na sieci dobrowolnych rynkowych porozumień cechujących się daleko posuniętą ela-stycznością. Możliwa jest jednak prezentacja pewnych rudymen-tarnych założeń dotyczących formy anarchistycznego projektu. Rozpocząć należy od rothbardowskiej definicji państwa jako instytucji uzyskującej swoje dochody w drodze fizycznego przy-musu (tj. podatku) oraz zapewniającej w drodze przymusowej monopolizacji usługi obronne na swoim terytorium (tj. policyjne i sądowe). Każda organizacja posiadająca którąś z wyżej wy-mienionych cech jest uznawana za państwo. Z kolei społeczność anarchistyczna, oprócz wyrażonej explicite nieobecności insty-tucji państwowej, charakteryzuje się, według optyki Rothbarda, brakiem występowania w niej możliwości legalnej przymuso-wej agresji przeciwko osobie bądź własności innej jednostki. Wywodząca się z tradycji liberalnej argumentacja skierowana przeciwko etatyzmowi i interwencjonizmowi państwa w roz-maite sfery życia społeczno-gospodarczego (np. oświatę, opiekę medyczną, pomoc socjalną itp.) jest już dostatecznie szeroko znana. Novum projektu Rothbarda polega natomiast na przeka-zaniu w gestię wolnorynkowego systemu także wspomnianych funkcji sądowych i policyjnych. Rothbard przyznaje, iż w każdej

społeczności musi istnieć prawomocny uznawany przez zdecy-dowaną większość ludzi sposób rozstrzygania sporów, ustalania odpowiedzialności za popełnione przestępstwa oraz egzekwo-wania kar. Anarchista także musi zatem określić, jak problemy te będą rozwiązywane w afirmowanej przezeń wizji społeczeń-stwa. Stosunkowo najprościej przedstawia się przypadek sporów cywilnych wynikających z odpowiedzialności kontraktowej za domniemane złamanie umowy. Spór może być bowiem rozstrzy-gnięty już to w drodze negocjacji pomiędzy zainteresowanymi stronami, już to przy pomocy mediatora, bądź też w drodze dobrowolnego poddania się kontrahentów decyzjom zaakcepto-wanego przez nich rozjemcy. Taki „zapis na sąd polubowny” był, zdaniem Rothbarda, instytucją zapewniającą sprawne i fachowe rozwiązywanie konfliktowych sytuacji. Na poparcie tej tezy przywoływał liczne przykłady historyczne (np. sądy kupieckie w Średniowieczu). Sądy arbitrażowe miałyby zapewnić sobie posłuch dla ferowanych wyroków dzięki metodzie społecznego ostracyzmu i bojkotu handlowego. Krótko mówiąc, z osobami odmawiającymi subordynacji wobec sprawiedliwych orzeczeń sądów polubownych nikt nie będzie chciał wchodzić w relacje handlowe. Istniałaby oczywiście wolna konkurencja na rynku sądów arbitrażowych; najbardziej efektywni, bezstronni i kom-petentni rozjemcy będą oczywiście zwyciężać zgodnie z me-chanizmem funkcjonowania wolnego rynku. Wolnorynkowość systemu zapewni również tak dalece jak tylko jest to możliwe, że arbitrzy będą odporni na korupcję i naciski strony silniejszej. Aby zwyciężyć w wolnokonkurencyjnej rywalizacji, rozjemcy nie będą mogli być stronniczy. W takim bowiem przypadku stro-ny kontraktu preferowałyby bowiem usługi innego sądu.

W gruncie rzeczy bardzo podobnie przedstawia się sytuacja w wypadku odpowiedzialności za przestępstwa nie polegające na złamaniu umowy oraz za ewentualne odrzucenie przez stronę przegrywającą orzeczenia sądu arbitrażowego. Również wtedy

81 Opieramy się w tym miejscu na fragmentach tekstu Społeczność bez państwa za-mieszczonym na stronie internetowej: http: /sierp. tc. pl/wlodek/mrliberty. htm.

162 163

instancją właściwą do osądzenia sprawy są sądy polubowne82. Problem powstaje dopiero w chwili, gdy osoba, którą arbitrzy uznali za winną zarzucanego czynu i wobec której określili sank-cję, odmawia poddania się wyrokowi. W tym momencie społecz-ność anarchistyczna musi przydzielić sądom prawo do narzucania swoich orzeczeń stronie przegrywającej oraz do ich przymusowej egzekucji. Sądy zatem będą musiały kooperować z instytucjami policyjnymi, których zadaniem byłoby zmuszanie przestępców do respektowania wyroków arbitrażowych. Rothbard bardzo mocno eksponuje fakt, iż przyznanie sądom prawa do stosowania przy-musu nie jest tożsame z ponownym wprowadzeniem instytucji państwa. Przypomnijmy bowiem, iż zgodnie ze wskazaną defini-cją, nieodłącznym komponentem istnienia państwa jest pobieranie podatków i przymusowa monopolizacja świadczeń. Przyznanie jednostkom prawa do wynajmowania sądów i agencji policyjnych dla ochrony swoich praw jednostkowych w żadnym wypadku nie implikuje restytucji instytucji państwa. Warto także podkreślić, iż Rothbard nie odmawia jednostkom prawa do indywidualnej zemsty i samodzielnego wymierzenia kary przestępcom (aczkol-wiek sądzi, iż przypadki takie będą stosunkowo rzadkie). Innymi słowy, sądy arbitrażowe nie są traktowane jako obligatoryjny po-średnik w wymierzaniu kar. Autor Power and Market przyjmuje

równocześnie, iż społeczność anarchistyczna musi posiadać pod-stawowy wspólny kodeks statuujący niedopuszczalność agresji skierowanej przeciw osobie czy mieniu, definiujący uzasadnione tytuły własności czy określający sprawiedliwą wysokość kar. Ro-thbard wskazuje jednak, że dla rozwoju takiego kodeksu prawne-go nie jest potrzebne państwo, gdyż może on rozwinąć się w wy-niku działalności samych sądów arbitrażowych. A zatem, „myśl, że państwo jest potrzebne do tworzenia prawa, jest tak samo mitem jak to, że jest potrzebne do dostarczania usług pocztowych lub policyjnych”. Funkcje policyjne dotyczące prewencji tj. ochro-ny osób i mienia będą natomiast realizowane przez odpowiednie agencje ochrony czy agencje ubezpieczeniowe, których zadaniem jest ubezpieczanie klientów od skutków przestępstw.

Z pozoru wydawać się może, iż nakreślona powyżej wizja ma wybitnie utopijny charakter. Należy jednak wyraźnie nadmie-nić, że Rothbard, w przeciwieństwie do wielu anarchistów, nie przyjmował założenia, iż implementacja jego systemu skutko-wać będzie powstaniem „raju na ziemi”. Konsekwentnie unikał bowiem angelizowania (podobnie zresztą jak demonizowania) natury ludzkiej i odrzucał optymistyczną wizję nieskażonej cy-wilizacją ludzkiej natury kojarzoną głównie z doktryną Jana Ja-kuba Rousseau. Pewne ułomne skłonności jednostki powodują, że w systemie Rothbarda możliwe jest funkcjonowanie skorumpowa-nych i nieudolnych sądów oraz agencji ubezpieczeniowych i poli-cyjnych usiłujących wymusić korzystanie z ich usług poprzez sto-sowanie instrumentów przymusu. Jednakże, jak już zaznaczono, uniwersalny mechanizm wolnorynkowej konkurencji skutecznie zmniejsza prawdopodobieństwo wystąpienia takich sytuacji. Jak pisał Rothbard, „anarchizm będzie maksymalizował sposobności dla dobra i minimalizował kanały dla zła”. Nie można jednakże stwierdzać, iż zniesienie państwa doprowadzi do wyłonienia się „Nowego Człowieka”.

Swoje radykalnie wolnorynkowe poglądy Rothbard rozwijał

82 Rothbard dopuszcza możliwość złożenia przez stronę przegrywającą apelacji od wyroku. Pamiętać też należy, że pozwany nie ma obowiązku stawiennictwa przed sądem powoda i może wybrać własny sąd do rozstrzygnięcia sprawy. W tym ostatnim przypadku w razie sprzecznych orzeczeń sądów powoda i pozwanego również w społeczeństwie anarchistycznym wypracowany zostanie stosowny mechanizm rozpatrywania apelacji od wzajemnie sprzecznych orzeczeń. Sądy będą po prostu przedstawiały sprawę zgodnie wybranemu sądowi wyższej in-stancji. W każdym razie w pewnym momencie społeczność anarchistyczna musi „posiadać jakiś społecznie akceptowany moment przerywający rozprawy i ape-lację”. Rothbard sugeruje, iż momentem tym powinno być osiągnięcie konsensu-su przez sąd powoda i pozwanego dotyczącego choćby zgody na rozstrzygnięcie dokonane przez wybrany sąd apelacyjny.

164 165

także na płaszczyźnie ściśle ekonomicznej, czego wyraźnie dowo-dzi m. in. oddawana do rąk Czytelnika książka83. Zdecydowanie krytyczny stosunek Rothbarda do myślicieli o przeciwstawnych przekonaniach był szczególnie widoczny w wypadku jego gospo-darczych poglądów. W swojej dwutomowej History of Economy Thought polemizował nie tylko z ekonomistami lewicowymi, ale przypuścił także bezpardonowy atak na autorów uznawanych przez powszechną opinię za klasyków nurtu leseferystycznego. O Johnie Stuarcie Millu napisał: „Trudno pomyśleć o kimkolwiek w historii myśli, kto byłby bardziej skandalicznie i systematycz-nie przeceniany jako ekonomista, filozof polityczny i ogólnie jako myśliciel”. Tableau économique, najsłynniejsza praca Françoisa Quesnaya, twórcy fizjokratyzmu, osądzona została jako „irytu-jąca”, „złudna”, „fałszywa”, „wyszukana fatałaszka” oraz „nie robiąca nic poza odwracaniem uwagi od właściwej ekonomii”. Warto zwrócić uwagę, że Murray Rothbard jest jednym z nielicz-nych apologetów systemu wolnorynkowego, który przeprowadził radykalną krytykę Adama Smitha, zwanego „ojcem ekonomii”. W przekonaniu Rothbarda, Smith nie wymyślił nic, co byłoby prawdziwe; nie wprowadził do myśli ekonomicznej niczego war-tościowego; jego teoria wartości była „niczym nie uśmierzoną katastrofą”, i klasyfikowana winna być jako prekursorska wobec doktryny marksistowskiej. Adam Smith popierał różnorakie ob-ciążenia podatkowe (także w niektórych przypadkach nakładanie barier celnych, sam był celnikiem), państwową pocztę, regulację procentów na pożyczki, protekcjonistyczny Akt Nawigacyjny

(1651), rządowy monopol na bicie monety, nierynkowy system bankowy (ekonomiści ze Szkoły Austriackiej są na tym punkcie szczególnie wyczuleni), interwencjonizm państwowy w rozlicz-ne dziedziny życia, a w szczególności w system edukacyjny84. Takowe poglądy były nie do zaakceptowania przez Rothbarda, zwłaszcza wobec faktu, iż w jego opinii słynna smithowska „nie-widzialna ręka” została w gruncie rzeczy tylko ochrzczona przez szkockiego uczonego, podczas gdy teorię mechanizmu rynkowego przedstawili wcześniej Richard Cantillon i Anne Robert Jacques de l’Aulne Turgot (korzystając z dorobku późnych scholastyków). Stąd Adam Smith nie dość, że stał się w oczach wybitnego amery-kańskiego anarchokapitalisty twórcą wstępu do teorii marksizmu (został tak surowo oceniony wraz z Davidem Ricardo), to na do-datek okazał się „plagiatorem”85. Wybór tych kilku uszczypliwych uwag skierowanych pod adresem wybitnych postaci historii myśli ekonomicznej to tylko drobna egzemplifikacja bardzo charakte-rystycznego stylu Murraya Rothbarda – człowieka o radykalnie prokapitalistycznych poglądach, mocno utwierdzonego w słusz-ności swoich przekonań, nie uznającego żadnych doktrynalnych kompromisów86.

Główną przesłanką, jaka zadecydowała o intelektualnej awersji Rothbarda do Adama Smitha, było zagadnienie ekono-micznego subiektywizmu87. Podczas gdy Smith wierzył w „obiek-tywną teorię wartości”, Rothbard śladem swojego nauczyciela Lu-dwiga von Misesa uznawał, że wszelkie zachowania na rynku są

83 Poglądy Rothbarda analizujemy w oparciu o: Murray Rothbard, Economic Thought Before Adam Smith: An Austrian perspective on the history of economic thought, vol. 1, Brookfi eld 1995; idem, Classical Economics: An Austrian perspective on the history of economic thought, vol. 2, Brookfi eld 1995; idem, Making Economics Sense, www.mises.org; idem, Man Economy and State, Los Angeles 1970; idem, America’s Great Depression, www.mises.org.

84 Szerzej odnośnie kompetencji państwa u Adama Smitha zob. M. Maneli, Hi-storia doktryn polityczno-prawnych. Wiek XIX-XX. Część II. Liberalizm-pozyty-wizm, szkoły psychologiczna i socjologiczna, Warszawa 1964, s. 19-29.

85 Interesująca dyskusja o stosunku Rothbarda do „ojca ekonomii” (w:) Quarterly Journal of Austrian Economics, vol 1, num 1, www.mises.org.

86 Rothbard zastrzegał, że jego krytyka koncepcji autora Bogactwa Narodów nie jest rezultatem zastosowania „absurdalnych” kryteriów prezentyzmu.

87 Por. Jerzy Chodorowski Adam Smith (1723-1790), Wrocław 1980.

166 167

rezultatem indywidualnych preferencji, osobistych potrzeb oraz użyteczności, które to czynniki są odpowiedzialne za ukształto-wanie się cen. Siłą rzeczy koncepcja ta implikowała subiektywizm czyli teorię zakładającą, że wartościowanie rynkowe odbywa się poprzez mechanizmy czysto subiektywne, a nie jest efektem ja-kichś obiektywnych prawideł. Odwołując się do Human Action Misesa88, Rothbard przypominał, że nie ma możliwości zbudowa-nia matematycznego modelu gospodarki, ponieważ niemożliwa jest konwersja rzeczywistych działań aktorów rynkowych do postaci abstrakcyjnych wzorów i statystyk, eliminujących element ludzkiego działania. Podobny argument epistemologiczny rozwi-jał także Friedrich August von Hayek w swojej krytyce konstruk-tywistycznego systemu centralnego planowania89. Warto przy tym zwrócić uwagę, że o ile Hayek odwoływał się do niepraktyczności takiego rozwiązania, o tyle Rothbard apriorycznie udowadniał, że ujmowanie ekonomii w kategoriach statystycznych jest niekompa-tybilne z tezami ekonomicznego subiektywizmu.

Aczkolwiek Rothbard ukończył ze znakomitymi wynika-mi studia matematyczne, to jednak zdecydował się całkowicie odrzucić (zgodnie z doktryną szkoły austriackiej) jakiekolwiek upraszczanie rzeczywistości do nawet najbardziej skomplikowa-nych matematycznych, ergo fikcyjnych, formuł, stanowiących użyteczny przedmiot etatystycznej manipulacji. Realne procesy produkcji, podziału i wymiany przebiegają bowiem w sposób w pełni dobrowolny, a wszelkiego rodzaju interwencja państwa w ich autonomiczny porządek szkodzi wolnorynkowej równowa-dze i destabilizuje naturalny ład. Zdaniem Rothbarda, nie sposób przy użyciu moralnej, względnie filozoficznej, argumentacji uzasadnić jakąkolwiek ingerencję państwa w naturalne społe-

czeństwo, a tym bardziej nie można tego dokonać przy użyciu potężnego aparatu matematycznego oraz szeregu teoretycznych modeli, które, w oparciu o dane statystyczne, mają potwierdzać skuteczność etatyzmu i regulacji. Wykresy, cyfry i funkcje nie mogą pomieścić w sobie elementów ludzkiego działania oraz wy-jaśnić celowości jego podejmowania. Rothbard przestrzegał także ekonomistów z kręgów wolnorynkowych przed stosowaniem aparatu matematycznego, ponieważ, jak pisał Henry Hazlitt, ma-tematyka nie upraszcza rzeczywistości, tylko ją niejako fałszuje90. Nie jest symplifikacją, lecz oszustwem, które prowadzi w konse-kwencji do centralnego planowania i niepohamowanego rozrostu interwencjonizmu państwowego. W zbiorze felietonów Making Economic Sense Rothbard zwrócił uwagę na fakt, że uznawanie wyższości matematyki przez większość ekonomistów i formuło-wana przez nich krytyka szkoły austriackiej za ignorowanie alge-braicznych formuł, oznacza powolny rozkład nauki ekonomii poj-mowanej jako filozofia racjonalnego gospodarowania. Dowodem na niekompatybilność matematyki i ekonomii jest pojawienie się teorii chaosu, która w sposób bezpośredni zakwestionowała ma-tematyczne założenia modeli giełdowych, torując drogę koncepcji całkowitej nieprzewidywalności rynku, jego zupełnej przypadko-wości i nieracjonalności. Zdaniem Rothbarda, matematyczna teo-ria chaosu doprowadziła zatem w konsekwencji do autodestrukcji ściśle nomotetycznego sposobu uprawiania ekonomii i sprowa-dzania jej do formułowania matematycznych prawidłowości.

Rothbard zakładał naturalnie wyższość gospodarki wolno-rynkowej nad planową i scentralizowaną, w której niedoskonali przedsiębiorcy podejmują najlepsze z możliwych decyzji. Postrze-gał przedsiębiorców jako racjonalne jednostki, które w zdecen-tralizowanym systemie wolnościowym odpowiadają na indywi-

88 Ludwig von Mises, Human Action, www.mises.org.89 Por. Doktryny polityczne XIX i XX wieku, pod red. K. Chojnicki, W. Kozub-

Ciembroniewicz, Kraków 2000, s. 74-80. 90 Henry Hazlitt, Failure of the New Economics, za: William Anderson,

Mathematics and economic analysis, www.mises.org.

168 169

dualne potrzeby i popyt zgłaszany na rynku przez konsumentów na określone dobra i usługi. Fundamentem stabilności i spójności takiego systemu jest pełna własność prywatna i urynkowienie wszystkich sektorów gospodarki, a zarazem uwolnienie obywa-teli od wszelkich obciążeń fiskalnych. W klasycznym już dziele Power and Market Rothbard poddaje krytyce rozmaite podatki, które zawsze oznaczają ciężar dla sektora prywatnego, powodując wysysanie środków na rzecz państwowego niewydolnego orga-nizmu. W enuncjacjach Rothbarda można dostrzec analogię do tez Fryderyka Bastiata, który w dziele O tym, co widać i o tym, czego nie widać analizując wydatki rządu zwracał uwagę na fakt, że nie mogą one stworzyć niczego bardziej produktywnego niż mechanizm rynkowy, ponieważ nigdy „nie spada więcej deszczu niż wyparuje wody”91. Rothbard wierzył, że tylko w pełni libe-ralna gospodarka jest w stanie doprowadzić ludzkość na wyższe szczeble cywilizacji. Jedną z ważniejszych kwestii, którą się zajmował, stanowił problem pieniądza, który w jego ocenie po-winien być całkowicie uniezależniony od władzy. Zwracał uwagę, że pieniądz, podobnie jak wszystkie inne wynalazki, został od-kryty wskutek funkcjonowania rynku. Jest bowiem niemożliwe, aby pieniądz powstał inaczej niż w wyniku swobodnej wymiany. Rothbard dokładnie opisuje przebieg tego procesu w niniejszej książce, uzasadniając też, dlaczego rezultatem rządowych mani-pulacji walutą są permanentne kryzysy i gwałtowne załamania. Emisja prywatnej waluty i system wolnej od interwencji państwa bankowości zostały przez niego bardziej szczegółowo rozwinięte w książce Mystery of Banking oraz w eseju The case for a 100 per-cent gold dollar. W tym miejscu Rothbard zajmuje się zaś głównie genezą pieniądza, analizą jego historii oraz nieodłącznie z nią związanego „rządowego wtrącania się” w system monetarny.

W przeciwieństwie do większości dzisiejszych nurtów ekonomicznych inspirujących się przeważnie doktryną Johna Maynarda Keynesa, Rothbard po wielekroć uzasadniał, że funda-mentem zdrowego rozwoju są oszczędności a nie konsumpcja92. W Man, Economy and State na przykładzie Robinsona Cruzoe dowodził, że lepiej jest, aby Robinson, zamiast szybko konsumo-wać owoce swojej pracy, zaczął oszczędzać i wytworzył sobie niezbędne narzędzia. Analogicznie, rybak, zamiast łapczywie konsumować swój połów, powinien poświęcić trochę czasu na skonstruowanie siatki, która poprawi skuteczność oraz rozmiar produkcji, zmniejszy koszty, a zarazem zapewni wyższy poziom życia. Stąd Rothbard zawsze negował keynesowskie pomysły na stymulowanie popytu, które prowadzą do destrukcji naturalnej równowagi rynkowej. Naczelną zasadą ekonomii libertariańskiej jest, aby państwo w żaden sposób nie zakłócało swobodnych dzia-łań przedsiębiorców.

Rothbard konsekwentnie głosił pogląd, że w gospodarce rynkowej nie występują cykle koniunkturalne. Bronił swojej teorii argumentem nawiązującym do „zasady racjonalności przedsiębiorcy”, który będąc właścicielem środków produkcji przeprowadza przy podejmowaniu decyzji gospodarczych rozsąd-ną kalkulację. W razie popełnienia błędu zostaje ukarany przez mechanizm rynkowy i może zagrozić mu bankructwo. Warto jednakowoż nadmienić, iż każde bankructwo oznacza de facto zysk dla innego przedsiębiorcy – jeśli kryzys przeżywa przemysł cukrowy, to ludzie zachowane pieniądze wydają na inne dobra, gdzie w efekcie rośnie zatrudnienie. Zatem według Rothbarda na

91 Frederic Bastiat, That which is seen and that which is not seen, www.bastiat.org.

92 Tezę, że oszczędności są fundamentem zdrowego rozwoju można znaleźć w dziełach większości austriackich ekonomistów. Teoria ta wyrasta z koncepcji struktury kapitałowej zaproponowanej przez Eugena Bohm-Bawerka. Zobacz Harry Landreth, David C. Colander, Historia myśli ekonomicznej, Warszawa 1998, str. 376-382.

170 171

wolnym rynku swobodne kształtowanie się preferencji jednostek zawsze gwarantuje stabilny rozwój gospodarczy, chyba że jakieś zewnętrzne działania zakłóciły obiektywne sygnały z rynku. Do takich należy polityka banku centralnego, która przyjęła w dzisiejszym świecie formę centralnego planowania. W książce America’s Great Depression Rothbard precyzyjnie i przekonująco rozwija austriacką teorię cyklu koniunkturalnego opisaną wcze-śniej przez Misesa, a dokładniej opracowaną i rozwiniętą przez noblistę Friedricha Augusta von Hayeka. Analizuje krok po kro-ku sposób, w jaki pompowanie pustego pieniądza w gospodarkę prowadzi do zakłócenia struktury kapitałowej. Opisuje najpierw gospodarczy boom i sztuczne nakręcanie koniunktury, który następnie nieuchronnie prowadzi w konsekwencji do koniecznej i oczyszczającej z negatywnych przesunięć depresji93.

W swoich dziełach Rothbard poświęcił bardzo dużo uwagi problemowi pieniądza i wolnego systemu bankowego, ponieważ jego zdaniem manipulacja walutą jest pierwszym znaczącym krokiem do inflacji, gospodarczego chaosu oraz zniszczenia przedsiębiorczości. Jeśli pieniądz pozostałby w ramach mecha-nizmu rynkowego, powyższe zjawiska nigdy by nie zaistniały. Aby dokładniej zrozumieć, dlaczego w ocenie Rothbarda pieniądz należy do dóbr typowo rynkowych tj. takich, które powinny pozo-stać poza jakąkolwiek kontrolą rządową, warto zapoznać się z tą krótką, ale bardzo treściwą książeczką. Rzadko kiedy ekonomiści opisujący historię waluty stoją na stanowisku, że powstanie banku centralnego wiąże się z rządowym przyzwoleniem na kradzież, konfiskatą mienia, ignorowaniem zasady pacta sunt servanda, ograniczeniem wolności i promowaniem ekonomicznej ignorancji.

Niezależnie od tego, czy akceptujemy konkluzje Rothbarda, jego pryncypialne stanowisko wydaje się być dobrze udokumentowane. Co rząd zrobił z naszym pieniądzem? to zarazem teoria pieniądza w pigułce, która klarownie wyjaśnia problemy monetarne, zarów-no te sprzed wielu wieków, jak i te dzisiejsze skutkujące nękają-cymi świat finansowymi kryzysami. I chociaż Murray Rothbard nie rozwinął w tym dziele teorii cyklu koniunkturalnego (wizy-tówki Szkoły Austriackiej), to jest to książka, która szczegółowo i przystępnie wyjaśnia naturę i powstanie pieniądza. Jak pisze we wstępie do niniejszej książki Lew Rockwell, nikt z oponentów Rothbarda tak naprawdę nie zdołał przeprowadzić konkretnej i konstruktywnej krytyki poglądów klasyka myśli wolnościowej zawartych w tym bardzo krótkim, ale dopracowanym i wyczer-pującym wykładzie z historii monetarnej, w którym autor podjął próbę wyjaśnienia każdego problemu pieniężnego – począwszy od psucia monety, poprzez emisję pustych niepokrytych złotem banknotów, aż po współczesny pieniądz fikcyjny.

Łukasz MachajMateusz Machaj

93 Rothbard przedstawia dokładną analizę cyklu koniunkturalnego zarówno z punktu widzenia teorii, jak i historycznie pamiętnego przykładu kryzysu 1929-1933 (w:) America’s Great Depresion, www.mises.org.

Indeks

Aakcje 74Ameryka 38, 42, 87, 91, 116, 122

Bbank 24, 28, 60, 62, 63, 64, 65, 66,

67, 68, 76, 78, 85, 86, 87, 88, 89, 90, 91, 92, 93, 94, 95, 97, 98, 102, 107, 112, 113, 114, 118, 120, 124, 125

Bank Anglii 90, 96bank centralny 87, 88, 89, 90, 91, 92,

93, 94, 95, 97, 118, 124, 125Bank Rezerwy Federalnej 89banknoty 28, 64, 65, 68, 86, 88, 89,

90, 95, 97bankructwa 67, 86, 96, 107barter 32bicie monety 45, 78, 80, 84bilon 49bimetalizm 58, 80, 81, 82bona fi de 90Bretton Woods 25, 114, 116, 117,

118, 119, 120, 124Brytyjczycy 110, 117

Cceny 37, 38, 39, 41, 46, 47, 48, 49,

51, 52, 53, 54, 55, 56, 57, 69, 74, 75, 77, 95, 100, 107, 110, 118, 119, 121, 123

Chiny 76continentale 97Cordell Hull 112cykl koniunkturalny 77, 107czek 61

DDe Gaulle 116defl acja 94, 95depozyt 60, 61, 63, 65deprecjacja 78, 79, 82, 84, 98, 100,

109depresja 51, 77, 98, 110, 112, 120dirty fl oat 109dług 64, 68dłużnik 98dobra konsumpcyjne 47dobra przyszłe 68dolar 40, 42, 73, 75, 106, 109, 111,

113, 119

EEdward Dalberg Acton 155Ekonomia Crusoe 28ekspansja 67, 91, 94

174 175

ekspansja kredytowa 67, 93, 95emisja banknotów 88emisja bankowa 64EWG 125

Ffałszowanie monety 63fałszowanie pieniądza 72fałszowanie wagi 44FDIC 91forma 40, 62, 65, 69, 75Francja 107, 112, 115franki 39, 40, 78, 107, 108free banking 66Friedman Milton 113, 121Friedrich August 155, 166funty 59, 79, 111

Ggotówka 51, 52, 53, 54, 60, 61, 68gran 78, 79greenbacki 97, 98

Hhandel 38, 46, 51, 89, 100, 101,

104, 106, 108, 109, 112, 113, 115, 120

hiperinfl acja 76, 99

Iinfl acja 24, 25, 63, 67, 68, 72, 74,

75, 76, 78, 80, 85, 86, 88, 89, 91, 92, 93, 94, 95, 99, 103,

104, 107, 109, 110, 111, 113, 115, 116, 117, 118, 119, 122, 123, 124, 125

interwencja rządu 45, 68interwencjonizm 58

JJacques Rueff 116, 119, 123jednostka pieniężna 54

Kkapitał 74kartel 67kontrola kursów walutowych 101korzyści niepieniężne 50korzyści pieniężne 50kredyt 68kredytobiorca 67kruszec 40, 41, 56, 57, 76, 82kryzys w Niemczech 76kurs waluty 101kurs wymiany 44, 47, 58, 82, 102kwit składowy 59

LLewiatan 23livre 79Llewellyn H. Rockwell 25Ludwig von Mises Institute 25

Mmarki 39, 78, 79, 109mennica 42, 78, 79

Międzynarodowy Fundusz Waluto-wy 102

monopol bicia monet 43, 77Murraya N. Rothbard 23

Nniedoszacowanie 101Niemcy 115, 121niepewność 51, 53, 55, 123Nixon 105, 119, 120

Oobieg 44, 45, 51, 52, 53, 56, 57, 63,

78, 80, 81, 82, 83, 84, 98opodatkowanie 74

Ppapiery wartościowe 67, 93, 94Pieniądz 24, 31, 35, 36, 38, 46, 52,

55, 56, 59, 83pieniądz papierowy 24, 77, 85,

102, 107, 108, 119, 124, 125pieniądz towarowy 97, 125pierwotny pieniądz 83podatki 71podaż i popyt na pieniądz 69podaż pieniądza 45podział pracy 84polityka pieniężna 23popyt na pieniądz 48postać pieniądza 40prawo Greshama 44, 80, 81, 83, 99,

100, 101, 125

prywatna mennica 42prywatny pieniądz 43Pusty pieniądz 97, 99

Rrewers 68rezerwa 62, 66, 93rezerwa bankowa 62, 65Rezerwa Federalna 23, 27, 88, 89,

92, 95, 125rezerwy 24, 62, 65, 85, 89, 91, 92,

93, 94, 114, 116, 117, 118rozcieńczenie 54, 69run na bank 66rynek 28, 35, 40, 42, 44, 45, 46, 49,

50, 55, 58, 63, 64, 69, 78, 80, 82, 93, 97, 102, 103, 106, 118, 119

rząd 25, 71, 77, 80, 84, 85, 93, 99, 101, 103

Ssaldo gotówkowe 53, 54, 82SDR 118seigniorage 79skutki infl acji 72, 74srebra 39, 57, 58, 69, 78, 79, 80,

81, 82, 84, 96, 97, 106srebro 34, 41, 46, 56, 57, 58, 78,

81, 82, 83, 86, 97standard 27, 39, 41, 58, 79, 82, 95, 96,

97, 106, 107, 108, 109, 111, 112, 114, 116, 120, 123, 124

176

standard złota 82, 106Stany Zjednoczone 58, 84, 86, 87,

89, 92, 106, 111, 112, 114, 115, 118, 120, 123

struktura produkcji 36substytut pieniądza 60, 66, 69, 85, 89substytuty pieniądza 63system bankowy 66, 68, 91, 96, 108sztuka zdobnicza 69Szwajcaria 115, 121

Śśrodek wymiany 34, 35, 36, 37, 49,

106, 121Światowy Bank Rezerw 118, 124

Ttezauryzacja 50

Uuncja 39

Wwaluta 83, 96, 97, 100, 106, 118, 124Wielka Brytania 109, 110, 111,

112, 115Wielki Kryzys 91wildcat banking 66Włochy 115wolny rynek 24, 35, 39, 40, 41, 44,

45, 46, 55, 59, 62, 65, 68, 70, 72, 77, 81, 97, 101, 109, 117, 118

wolny rynek pieniądza 28

Zzłota 24, 27, 35, 37, 38, 39, 41, 46,

47, 48, 49, 50, 51, 52, 54, 55, 57, 58, 59, 60, 61, 63, 64, 65, 66, 67, 68, 69, 72, 77, 78, 79, 80, 81, 82, 84, 88, 89, 90, 91, 92, 94, 95, 96, 97, 98, 99, 102, 106, 107, 108, 109, 110, 111, 112, 114, 116, 117, 118, 119, 120, 121, 122, 124, 125

złoto 38, 56, 59, 61, 81, 89, 99, 102, 106

złoto w sztabach 89zły pieniądz 45zyski 37, 74, 88, 93

SPIS TREŚCI

Przedmowa.................................................................................... 5Wstęp do czwartego wydania .................................................... 23

I. Wstęp ..................................................................................... 27

II. Pieniądz w wolnym społeczeństwie ................................... 311 Znaczenie wymiany… ......................................................... 312 Barter .................................................................................... 323 Wymiana pośrednia .............................................................. 334 Dobrodziejstwa pieniądza .................................................... 365. Jednostka pieniężna ............................................................. 386. Postać pieniądza ................................................................... 407. Prywatne mennice ................................................................ 428. „Właściwa” podaż pieniądza ............................................... 459. Problem „tezauryzacji” ........................................................ 5010. Czy należy stabilizować poziom cen? ................................. 5411. Współwystępowanie różnych pieniędzy .............................. 5612. Magazyny pieniędzy ............................................................ 5813. Podsumowanie ..................................................................... 69

III. Rząd majstruje przy pieniądzu......................................... 711. Dochody rządu ..................................................................... 712. Gospodarcze skutki inflacji .................................................. 723. Przymusowy monopol bicia monety .................................... 774. Deprecjacja .......................................................................... 795. Prawo Greshama i bicie monety .......................................... 806. Rząd i bicie monety ............................................................. 847. Rząd zezwala bankom na odmawianie wypłaty .................. 858. Banki centralne: koniec ograniczeń dla inflacji ................... 889. Banki centralne: sterowanie inflacją .................................... 9210. Odchodzenie od standardu złota .......................................... 94

11. Pusty pieniądz i problem złota ............................................. 9712. Pusty pieniądz i prawo Greshama ........................................ 9913. Rząd i pieniądz ................................................................... 103

IV. Załamanie systemu pieniężnego na Zachodzie .............. 1051. Faza I: klasyczny standard złota, 1815 – 1914 .................. 1062. Faza II: I wojna światowa i okres po zakończeniu wojny . 1083. Faza III: system waluty dewizowo-złotej (Wielka Brytania i USA), 1926-1931 ............................................................. 1094. Faza IV: Płynne kursy pustych walut, 1931-1945 .............. 1125. Faza V: Bretton Woods i nowy standard dewizowo-złoty (USA), 1945-1968 .............................................................. 1146. Faza VI: rozpad systemu z Bretton Woods, 1968-1971 ..... 1177. Faza VII: Koniec Bretton Woods: płynne kursy pustych walut, sierpień-grudzień 1971 ............................................ 1198. Faza VIII: umowa smithsoniańska, grudzień 1971 – luty 1973 ................................................. 1209. Faza IX: płynne kursy pustych walut, marzec 1973 -? ...... 121

Jak odzyskać pieniądze ......................................................... 127Złoto czy papiery rządowe ....................................................... 128Kontrola podaży pieniądza ...................................................... 131System rezerw częściowych .................................................... 137Bank centralny ......................................................................... 139„Ubezpieczenie depozytu” ....................................................... 141Prywatyzacja federalnego złota ............................................... 145Definicje i deprecjacja ............................................................. 146Likwidacja Banku Rezerwy Federalnej ................................... 148Odbudowa Starej Republiki ..................................................... 153

Murray N. Rothbard ............................................................. 155

Indeks ...................................................................................... 173

W ofercie Fijorr Publishing Company znajdują się tak atrakcyjne pozycje, jak:

1. Hernando de Soto Tajemnice kapitału

2. Thomas J. Stanley i William T. Danco Sekrety amerykańskich milionerów

3. Jan M. Fijor Imperium absurdu

4. Thomas Sowell Ekonomia dla każdego

5. Jan M. FijorMetody zdobywania klientow

6. Linda i Morris Tannehill Rynek i wolność

7. Henry G. Weaver O głównej przyczynie rozwoju ludzkości

Już wkrótce ukaże się:

1. Murray N. Rothbard Manifest libertariański 2. Gene Callahan Ekonomia dla normalnych ludzi 3. Thomas Sowell Ekonomia praktyczna 4. Murray N. Rothbard i Joseph Salerno Keynes, czyli wielka

mistyfikacja 5. Jan M. Fijor Biedny syn, bogaty syn czyli dlaczego jedni ludzie

są bogaci, a inni biedni6. Feliks Zandman Z getto na Wall Street